Nie zarzucę bloga, co to to nie. Ale zmniejszę częstotliwość zapisów. Dalej będę tu prezentować wszelkie doświadczenia turystyczne i kulinarne oraz swoje prace, ale odpuszczam codzienność. Już to mówiłam podczas wielu spotkań, że według mnie świeżość spojrzenia na nowy kraj musi w końcu zamienić się w przyzwyczajenie, uznawanie czegoś za normę, czegoś, co wcześniej zadziwiało.
Jedną z głównych motywacji do wyjazdu była chęć doskonalenia własnego warsztatu, a to idzie mi opornie. Brakuje mi rysowania i malowania. Świeczki mi nie wystarczają, choć nie ukrywam, że sprawiają dużo satysfakcji i szczerze przyznam, że jestem zadowolona z osiąganych efektów. Niektóre niebawem przedstawię. Na razie nie mam czasu, bo właśnie pracuję nad ciekawym dla mnie zamówieniem.
Tak więc blog zostaje ustawiony na odpowiednim miejscu, a ja wracam do siebie :)
Może w końcu uda mi się szybciej odpisywać na listy?
Pozdrawiam wszystkich bardzo słonecznie, bez względu na pogodę za oknem.
wiem Gosiu co masz na mysli i rozumiem Cię, myslę, że to bardzo dobra decyzja, choć dla czytających baaaardzo bolesna ...
OdpowiedzUsuńSłuszna decyzja! Powodzenia Ci Gosiu życzę w realizacji planów!
OdpowiedzUsuńK
No nie poweiem, szkoda, nawet bardzo, że będzie mniej i rzadziej.
OdpowiedzUsuńAle doskonale rozumiem.
Powodzenia w realizacji planowanych projektów. Buźka !
a mnie właśnie tej codzienności toskańskiej brakować będzie...
OdpowiedzUsuńMysle, ze to rozsadna decyzja. Sama jak Wiesz pisze blog wiec wiem ile to kosztuje, chocby sprawa dotyczyla blahostki! Bo pisze, czytam poprawiam, dopisuje...
OdpowiedzUsuńA Ty przeciez piszesz o sprawach powaznych, o sztuce, o hostorii, musisz wiedze uzupelnic, doksztalcic sie w temacie no i nam przedstawic sprawdzone wiarygodne wiadomosci... a wszystko to czas
Tak wiec powoli... my tu cierpliwie bedziemy czekac.
Pozdrawiam serdecznie :)
Myślę, że rozumiem Pani Małgosiu decyzję. To takie patrzenie w siebie. Ogromnie cenię, gdy ktoś potrafi decydować. Dlatego tak bardzo chciałam kontaktu z Panią ale postanowiliśmy nie "najeżdżać". Jako coś cennego traktuję Pani toskańską świecę, pachnącą tamtym światem. Zainspirowała Pani mnie do wyjazdu w trudnym dla mnie okresie do Florencji. Ale postanowiłam nie wkraczać w Pani "czas" bo to Pani życie, malowanie, rysowanie - tworzenie. ludzie czasem potrafią absorbować innych swoimi sprawami. Pani jest jedna, nas wiele. Uszanujmy to. Pani i tak wiele dała swoim czytelnikom. Powodzenia. Wytrwałości i weny. Proszę wykorzystać okoliczności, pokazywać swoją twórczość i nie zapominać o blogu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpochwalam nie jest Pani małą dziewczynką żeby zaimponować wszystkim.Zdecydowanie trzeba żyć swoim życiem bo ono jest tylko JEDNE.
OdpowiedzUsuńTrzeba dać sobie trochę spokoju z nami "wampirami" co to nie mają swojego życia i czyhają na każdy wpis.Nic Pani nie musi życzę więcej asertywności.Wytrwać w postanowieniu!/chyba że się nie da ..ups
A dla mnie czytanie Pani bloga stało się rytuałem. Przeczytałam obie książki i wielokrotnie łapałam się na tym, że patrzyłam na Toskanię Pani oczami. Dlatego ja asertywnie pozwolę nie zgodzić się z Pani decyzją, bo mnie ciągle mało:)
OdpowiedzUsuńMnie też mało, ale po namyśle rozumiem Twoją decyzję, masz do niej prawo. I tak robisz dla nas bardzo dużo.Podpisuję się dokładnie pod wypowiedzią Mażeny, patrząc na Twoje dwie piękne świece :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Eugenia
I słusznie. Nie samym blogiem człowiek żyje, a Ty jesteś utalentowaną osobą więc rozwijaj swoje talenty. A ja będę czekać niecierpliwie na Twoje wpisy. Dziękuję Małgosiu, że dałaś mi inspirację do odwiedzenia Toskanii. Pozdrawiam Iwona
OdpowiedzUsuńA ja ostatnim rzutem na taśmie :) u CIEBIE byłam :))))) herbatke piłam i Twoje królestwo zwiedziłam .........
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ !
BYŁO MAGICZNIE !
Sama sobie ZAZDROSZCZĘ :)
Świec jeszcze nie rozdałam więc gapię się na cały ich las . Są tak piękne że nie wiem jak się z nimi rozstanę :((((
Dla nas, czytelników bloga, to smutne, ale zrozumiałe. Zresztą - nie zniknie przecież, tylko rzadziej będę ja i inni wielbiciele chłonąć Toskanię, zapachy, obrazy... . Takie życie... . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMałgosiu, rozumiem doskonale Twoją decyzję. Będę wypatrywac Twoich wpisów i czekać na kolejne opisy wycieczek i pyszności:))
OdpowiedzUsuńTo co napisałaś to racja, trzeba zająć się sobą bardziej, rozumiem to.
Pozdrowienia i powodzenia:*
Szkoda, ale myślę, że tylko chwilowo, bo jak zaczniesz prezentować tu efekty rozwoju Twojego warsztatu, to będzie super. Ta "codzienność" też była fajna, ale będę szczęśliwa, jeśli zaprosisz nas na kolejną wycieczkę Twoimi śladami. Życzę powodzenia w realizowaniu postanowień.
OdpowiedzUsuńHmmm... nie czuję się wampirem, jak tu gdzieś powiedziano. Raczej z życzliwością i z zaciekawieniem czytam o tym, co nowego udało Ci się osiągnąć, zobaczyć, doświadczyć.
OdpowiedzUsuńJa mam swoje życie, niepozbawione pasji i zajęć pochłaniających sporo czasu. Zaglądanie do bloga jest dla mnie wchodzeniem w inny, często barwniejszy niż mój, świat. Ale odwiedzam to miejsce także po to (po tym, jak się z jego Autorką zaprzyjaźniłam - chyba mogę tak powiedzieć, Małgosiu?), by się upewnić, że u niej wszystko gra, że ma się dobrze, że nie straciła umiejętności cieszenia się z drobiazgów.
Ale - także potrafię zrozumieć Twoją decyzję, Małgosiu. To Twój blog, Twój sposób pisania. Twój czas i Twoje talenty, które musisz i chcesz rozwijać. A my tutaj będziemy z nieustającą przyjemnością przyjmować to, czym zechcesz się z nami podzielić.
Kinga z Krakowa
A jeszcze co do książek... Piszesz: "Wiele zjawisk z nim związanych, wyparło mnie z postanowień, z którymi tu przyjechałam. Przecież w planach nie miałam książki, ba! książek". Przecież to chyba dobrze, że życie czasem kieruje nas na nieco inne niż sobie zaplanowaliśmy tory. Pozwalając nam, oczywiście, nie zbaczać całkiem z obranego kursu. Czy, gdybyś wiedziała wcześniej o tym, że wydasz swoje blogowe zapiski w formie książek, zrezygnowałabyś z tego? I z tych wszystkich rzeczy, które były prostą konsekwencją ich opublikowania?
OdpowiedzUsuńTo, co napisałam teraz, nie jest - broń Boże, nakłanianiem Ciebie do zmiany decyzji w sprawie bloga. To raczej komentarz do zacytowanej wypowiedzi.
K. z K.
Byłaś dla nas jak ojciec/matka jak kto woli/ ,pokazałaś nam że można żyć piękniej.Przyszedł czas na odpępowienie.Dobrze że się na to zdecydowałaś.Jest nas prawie 40 mln.Po wszystkich wskażnikach widać że do kreatywnych narodów trudno nas zaliczyć.Takich jak Ty się podziwia a po tym spija się z nich energię np.nachalnością,poganianiem żebyś dała z siebie więcej i więcej.Jeżeli wytrwasz w postanowieniu niebawem poczujesz ulgę.Dałaś nam wędkę i dzięki Ci.
OdpowiedzUsuńMałgosiu twój blog był pierwszy, którym się zaintersowałam.Zaczęłam go czytac, bo akurat byłam w czasie przeprowadzki do Italii.Czytałam go z wypiekami na policzkach od początku.Lektura twojego bloga pomogła mi zadomowic się w Italii -w kraju, którego przedtem nie znałam. Uczyłam się od ciebie smakowac powoli ten kraj i czerpac radośc z tego, że tu mieszkam.Przetrwałam trudne momenty, w komentarzach zaczęłam sie do ciebie odzywac późno, ale taka była droga mojego osobistego rozwoju. Dopiero od niedawna podnoszę głos i zamieszczam komentarze. Mało tego zaczęłąm prowadzic swój własny blog, który upubliczniłam po roku pisania. Rozumiem twoją decyzję Małgosiu - najważniejszy w życiu człowieka jest rozwój.Idź zatem drogą własnego rozwoju.Dziekuję za wszystko. Bożena
OdpowiedzUsuńMagłosiu może by wartałoby popracować nad wyglądem blogu. Mam na myśli publikowanie zdjęć oraz ogólną szatę graficzną. A co do organizacji czasu zerknij tu:
OdpowiedzUsuńhttp://biz.blox.pl/2009/09/ZTD-PDF.html
Bożenko cieszę się, że Cię zainspirowałam i że rozumiesz mój wybór.
OdpowiedzUsuńMaju ale ja nie chcę pracować nad wyglądem bloga, na razie odpowiada mi taki jaki jest :)
A co do organizacji czasu to właśnie skracając czas poświęcany blogowi zorganizowałam sobie czas. Nie wspominając, że wolę nie myśleć o całym swoim życiu w kategoriach organizacji.
dziękuję jednak za porady :)
Szanuję decyzję, rozumiem ją, ale... mi żal. To była wyjątkowa okazja: móc uczestniczyć w życiu parafii, w zmieniających się liturgiach, rytmie nabiżeństw, chrzcin, ślubów, pogrzebów, móc sobie wyobrazić, jak wygląda codzienne życie księdza - zwykle odgrodzonego od ludzi strojem, ołtarzem, autorytetem, funkcją. Nie znałam bliżej osobiście żadnego, nie licząc kolegi, który niespodziewanie, jako dorosły już człowiek, został księdzem. A tu proszę: dzięki pani Don Christophoro stał mi się bliski :) Lubię te wszystkie historie o kuchni, psach, odwiedzinach, pracach w ogrodzie i na strychu, zakupach, przygotowaniach, malowaniu, szykowaniu prezentów, wyprawach, układaniu kwiatów w kościele. Pisałam już, że kojarzyło mi się to ze zwyczajnym życiem w zwyczajnym Bullerbyn :) Ale nie jest dobrze, gdy sprawianie przyjemności Czytelnikom kradnie Autorce czas na własny rozwój i pracę twórczą... nie ma więc co się użalać. Może za to kiedyś pojawi się trzecia książka, "Włóczęga toskańska"? Czytałabym :) Pozdrawiam, Aldona
OdpowiedzUsuń