poniedziałek, 10 października 2011

WINO I HERBATA

Gdyby nie Kinga, nie sięgnęłabym po następną książkę Dario Castagno. W "Za dużo słońca w Toskanii" jakoś odrzucał mnie kontrast między wrażliwością na Chianti a opisami przygód ze swoimi klientami. Nie za bardzo rozumiałam, po co to zrobił. Skoro jednak wpadła w moje ręce pozycja "Za dużo wina w Toskanii", to przeczytałam. Przeczytałam i zachwyciłam się. Czytając i śmiałam się w głos i łzy cicho uroniłam.  Dario Castagno wciągnął mnie w świat, którego nigdy nie poznam, ukazał codzienność właściwie niedostępną obcokrajowcom. Swoje wspomnienia okrasił olbrzymią ilością przysłów związanych tylko z winem. Mimo, że nieznany jest mi stan upojenia alkoholowego, że nie podzielam jego stylu życia, z wielką przyjemnością czułam autentyczność przygód. A nawet gdyby były wytworem wyobraźni autora, to stworzył bardzo przekonujący świat.
dopisane 12 października:
Iwonka w komentarzu słusznie zauważyła, że przed tą książką wyszła "Osteria w Chianti". Zapomniałam zupełnie, co zresztą wyjaśniłam w komentarzu.
Drugi napój w tytule prowadzi do filmu Franco Zeffirellego "Herbatka z Mussolinim". W końcu obejrzałam! Już nawet nie pamiętam, skąd było we mnie przekonanie, że mam znaleźć dzieło i, oczywiście, obejrzeć. Przypomniałam sobie o tym podczas zwiedzania wystawy poświęconej Vasariemu. Tam pokazano fragmenty filmów z Uffizi jako bohaterem tła. Nie miałam wyjścia, film został zakupiony w sierpniu, ale ciągle coś się działo, że stał się mini półkownikiem. No bo Krzysztof też chciał obejrzeć film, poza tym, wolę wloskojęzyczne produkcje oglądać razem z nim, gdyż w razie wątpliwości językowych, nie muszę wrzucać pauzy. Czekałam więc na taką okazję, gdy spokojnie zasiądziemy i obejrzymy "Herbatkę z Mussolinim". Warto było czekać! Dzieło opowiada o ciekawym fragmencie historii Florencji i San Gimignano, a w niej dużej enklawy obcokrajowców, zwłaszcza Anglików (tych ponoć było wtedy 18 tysięcy). Myślałam, że oglądam historię wyobrażoną, dopiero potem dotarłam do wywiadu z reżyserem, gdzie wyjaśnia oparcie o autobiografię, własne przeżycia z dzieciństwa i dojrzewania. Nie obawiajcie się, nie opiszę historii, więc gdy kiedyś będzie Wam dane obejrzeć film, będziecie mogli rozkoszować się nie tylko fabułą, ale rewelacyjną obsadą oraz bliskimi memu sercu miejscami we Florencji i San Gimignano.

Dwa różne dzieła zakorzenione w jednym regionie, dwie różne osobowości i biografie, dwa okresy historyczne - razem: wzbogacenie spojrzenia na Toskanię.

10 komentarzy:

  1. Poza Twoim blogiem to właśnie książka "Za dużo słońca w Toskanii" , którą czytałem z czerwonymi uszami zainspirowała mnie do wyjazdu do tej krainy - była takim języczkiem u wagi.

    Było "Za dużo słońca...", widać przychodzi czas na "Za dużo wina..." :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja właśnie przymierzam się do "Za dużo wina...". Przy "Za duzo słonca" płakałam ze śmiechu, bardzo trafne spojrzenie. Dla mnie była to odtrutka po snobistycznych amerykańskich ochach i achach na temat Toskanii,z domieszką "rozlewiska" ;-))
    No i czekam, aż ktos napisze o Toskanii tak, jak Dariusz Czaja napisał o Apulii w "Gdzieś dalej, gdzie indziej". Bardzo polecam przy okazji.
    Coś czuję, że dzięki Tobie padnie również "Herbatka z Mussolinim".
    Dzięki za inspirację :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba musze sięgnąć po książkę D.Castagno. Jeszcze nie czytałam jego ksiażek, zapowiada się ciekawie.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Można jeszcze sięgnąć po refleksyjną "Osterię w Chianti" Castagno, Iwonka

    OdpowiedzUsuń
  5. Zupełnie o niej zapomniałam,ale chyba nałożyła mi się na nią pierwsza jego książka i nie miałam najlepszego odbioru drugiej. Przy "Za dużo wina w Toskanii" odetchnęłam z ulgą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Malgosiu, a czy Ty czytalas te ksiazki po polsku? Czy w oryginale? Wiele przeciez zalezy od tlumacza i czesto zastanawiam sie, ile 'trace' w jezyku polskim... Tyle tylko, ze po wlosku niestety nie dam rady ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli dobrze zrozumiałam, oryginały są w języku angielskim. Castagno jest dwujęzyczny i pisał książki na amerykański rynek. Mnie chyba niestety byłoby ciężko czytać je po włosku. Mój włoski jest jedynie komunikatywny, w przeciwieństwie do Ciebie Beatko na co dzień mówię po polsku.

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak, a ja sadzac po nazwisku mialam nadzieje, ze pisane sa po wlosku i dziwilam sie, dlaczego ich na Amazonie nie moge znalezc ;) Niestety tlumaczenia francuskiego nadal nie ma, kupie ja wiec po polsku. Dziekuje za informacje Malgosiu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jedna z książek Dario Castagno jest okropnym, wydumanym miłosnym gniotem, epistolograficznym w dodatku - ale "Osteria w Chianti" i opowieść o starym człowieku i jego opuszczonym domu nie pozwala o sobie zapomnieć. Wyobrażam sobie, że autor to uroczy sieneński szalawiła, który niejeden grzech ma na sumieniu, za to ma też zdecydowanie czułe i wrażliwe serce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, trudno mi orzec, na mnie osobiście nie wywarł dobrego wrażenia, więc wolę nie pisać.

      Usuń