czwartek, 4 sierpnia 2016

DROGI PRZYJACIELU

W lipcu zakończyła się wystawa szczególna dla miłośników archiwaliów, sztuki i kaligrafii.
We florenckim Palazzo Medici Ricardi zaprezentowano bogaty zbiór listów pochodzący z Archiwum Vasariego, które ulokowane jest w rodzinnym mieście artysty - w Arezzo.

Korespondencję podzielono na sekcje. Pierwsza mówiła wiele o samym Vasarim, o szeroko rozumianej spuściznie po nim. W pismach są nie tylko informacje spadkowe, ale i dbałość o własny wizerunek. Swoista autopromocja celebrycka. Vasari szykuje się do uwiecznienia swojej osoby, do zdobycia wiecznej chwały, tej ziemskiej chwały. 

Drugi rozdział udowadniał nam, że Vasari był bardzo poważaną osobistością. Wśród nadawców odkryto wiele sław tamtych czasów, z Cosimo I de' Medici na czele. 

Osobną grupę listów tworzą te, które mówią o narodzinach historii sztuki pod postacią "Żywotów najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i archtektów".  Pierwsze wydanie ukazuje się w 1550 roku. Jeszcze za życia Vasariego, wychodzi druga, rozszerzona wersja, wzbogacona o graficzne wizerunki artystów. Kulminacyjnym życiorysem jest w "Żywotach" biografia Michała Anioła, absolutnie hołubionego przez autora. 

To właśnie postać geniusza jest bohaterem ostatniej sekcji wystawy.
Od razu poruszyły mnie litery.
Tak jak listy z poprzednich działów, śmiem podejrzewać,  pisali kanceliści, tak w ostatniej sekcji widać bardzo indywidualny charakter. Może dlatego, że Michał Anioł uczył się pisać, nim powstało pismo znane nam dzisiaj jako italika?
W tych pierwszych działach widać czasami poprawki naniesione na wyćwiczone przez jakiegoś skrybę pismo. Czaami pojawiają się ozdobniki. 

Ciekawe, czy Vasari umiał pisać italiką, zwaną tutaj cancellaresca (od kancelarii)?
Czy sam tak pięknie wykaligrafował swoje słowa? Widać, że wielcy posługiwali się skrybami.



Pochylam się z czułością nad znakami pisanymi ręką mistrza, starego, bliskiego już końca.  Czasami litery pochylają się, wyrywają z rytmu, drżą, a jednak linie wersów są dość proste. 

Ja chyba bardziej od liter drżę, z przejęcia nad materialnymi śladami po geniuszu sprzed wieków. 
Ostatnie lata życia artysty są latami chwały i rozpaczy Buonarottiego. Czasem, gdy rodzi się jego bratanek, gdy poczas prac przy Bazylice św. Piotra ginie jego wierny współpracownik. Czasem zmierzenia się z własnymi błędami popełnionymi na budowie. Ciągle jeszcze marzy, ciągle galopuje mu wyobraźnia, ale jest też rozgoryczony, trudno mu pogodzić się z tym, że nie może wrócić do Florencji. 

Mogłam na własne oczy przekonać się, że relacje między Vasarim a Michałem Aniołem, pod koniec życia tego drugiego stały się bardzo bliskie, wręcz familiarne.
Parę razy powtarza się zwrot: Mesjer Giorgio, amico caro... (Panie Jerzy, drogi przyjacielu...).

Po prostu wzruszające! 
Wyobrażacie sobie dostać od kogoś tak zaczynający się list? Od kogoś, kogo bardzo, ale to bardzo cenicie? Ależ Vasari musiał być dumny. 

Cenię bardzo Włochów za ich kunszt wystawienniczy. Wydawać by się mogło, że niewiele "atrakcji" da się wycisnąć z zapisanych drobnym maczkiem kart.
A jednak!
Z prostego rzutu architektonicznego stworzono przestrzenną wizualizację.

Wystawa nie kończyła się listami. 
Po jej zwiedzeniu można było obejrzeć filmy. Przyznam, że w miarę dobrze działa mi własna mózgowa wizualizacja, ale jest ona niczym przy świetnej rekonstrukcji tego, co wyburzono, by wybudować Uffizi. 

Z kolei, oko przyzwyczajone do surowej fasady kościoła San Lorenzo, ze zdumieniem patrzy na jej wyobrażenie, według projektów Michała Anioła. 

Wystawa idealna w proporcjach, nie za duża, nie za mała. Do ogarnięcia kulawą pamięcią.

Jeszcze na chwilę zawrócę Was do listów Michała Anioła, bo pokazują pięknego starca. Wśród zapisanych kartek są autografy trzech sonetów Michała Anioła. 


Jeden z nich może być wręcz testamentem duchowym artysty i powinien pojawić się tu na końcu:


Na schyłku dni mych, przez burzliwe morze
Zawijam w kruchej łodzi do ostoi
Wspólnej, gdzie każdy z pielgrzymki tu swojej
Sprośnej lub dobrej, zda liczbę w pokorze.
Rwany uroczej fantazyi rozpędem,
Bożyszczu sztuki paliłem ofiary,
Tuczyłem ducha błędami bez miary:
Bo czyż miłości ziemskie nie są błędem?
Sny wyobraźni! łudzić wam nie długo!
Oto podwójna śmierć ku mnie się zbliża:
Jednej jam pewny, truchleję przed drugą...
Pędzel, ni dłuto, duszy nieukoi;
Jedyne wsparcie Boże w łasce Twojej,
W ramionach wyciągniętych do mnie z krzyża. 

tłum. Lucjan Siemieński

Wasz Michał Anioł Buonarotti, Rzym

13 komentarzy:

  1. Ach Małgorzato, Ty też tuczysz ducha swoim czytelnikom, bez miary. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, proszę! A ja tak się obawiałam, że tym drobnym maczkiem zanudzę Was na śmierć :)

      Usuń
  2. Piękne!
    A my bazgrzemy coraz bardziej.
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzruszające! I bardzo ciekawe!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak samo jak wyzej: bardzo wzruszajace i ciekawe
    irena z Poznania

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo wzruszajace .Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne, a ten końcowy sonet zapiera dech w piersi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A komuż to zapiera dech? Choć sama emocja nie dziwi, odczuwam podobnie :)

      Usuń
    2. Witam, mam na imię Agnieszka, a choć na Pani blog zawitałam dopiero niedawno, to wcześniej zdążyłam już pochłonąć Pani książki.

      Usuń
    3. A, to bardzo mi miło :) Chociaż już minęło dobrych parę lat od ich powstania i czasami wydaje mi się, że pisała je inna osoba. Blog ma teraz inny profil, nie jest klasycznym pamiętnikiem, ale zapraszam do lektury :)

      Usuń