Trudno było mi zacząć od zaległych wypraw, pięknych miejsc, radości Toskanii.
Niechęć przełamała ostatnia niedziela.
Pojechaliśmy z rewizytą do kuzynki Krzysztofa, przebywającej w Toskanii na wakacjach. Skoro już mieliśmy wyruszyć w dwugodzinną podróż, potraktowaliśmy ją jako okazję do odwiedzenia nowego miejsca. Miała to być Campiglia Marittima. O tym napiszę niebawem, ale dzisiaj rzecz będzie o psie, już nie o Bo, ale o pupilu kolejarzy, żyjącym w latach 50 XX wieku.
http://www.clamfer.it/06_Ferrovie_Contorni/CaneLampo/Foto%202.jpg |
Właściwie to już zupełnie zapomniałam o książce Romana Pisarskiego, opisującej historię włoskiego wagabundy, tym bardziej nie kojarzyłam miejca akcji, a to na stacji Campiglia Marittima pojawił się pewnego dnia Lampo i na tej stacji zginął.
Szukając informacji o tym, co mogę zobaczyć w Campiglii i w okolicy, trafiłam na zdjęcie pomnika Lampo i ... mogłam od razu wsiadać do auta, by tylko tam pojechać.
A wiecie, dlaczego?
Otóż byłam strasznie zazdrosną pięciolatką, gdy moja siostra poszła do szkoły. Zazdrość była niezwykłym motorem, dzięki któremu posiadłam umiejętność czytania w wieku 5 lat. Nie mogłam znieść faktu, że siostra siedziała nad jakimiś znaczkami, które potem sklejała w słowa. Kopiowałam to, co podejrzałam i chodziłam do rodziców pytając się o sposób odczytania liter. Tak poznałam wielką radość czytania. Bywało, że czytałam potem dzieciom w świetlicy osiedlowej, w nagrodę za to pani świetliczanka podarowała mi książkę, z której okładki mogłam odczytać jedynie tytuł i nazwisko autora (dzisiaj wiedziałabym, że włoskie słowa na żółtym tle nie mają żadnego związku z treścią utworu).
http://krajobrazpoksiazce.blogspot.it/2014/10/roman-pisarski-o-psie-ktory-jezdzi.html |
Rozumiecie już teraz, skąd silny przymus odwiedzenia niepozornej stacji kolejowej?
Na rondzie przed stacją ustawiono metalowy profil Lampo.
Pewnie po to, żebyście byli pewni, iż to tu wskakiwał do pociągów kundel Lampo.
http://www.ferraraitalia.it/wp-content/uploads/2014/09/lampo11.jpg |
Sam pies został pochowany na pierwszym peronie, co upamiętnia biały pomnik.
Qualcosa mi disturbava e non potevo tornare a scrivere.
E 'stato difficile tornare con articoli che trattano dei bei posti, delle gioie della Toscana.
Il problema si è risolto la domenica scorsa.
Siamo andati con la revisita alla cugina di Don Cristoforo, che stava in vacanza qui in Toscana. Prospettando un viaggio di due ore, abbiamo preso in considerazione l'opportunità di visitare un posto nuovo - Campiglia Marittima. Della Campiglia scriverò in prossimo articolo ma oggi vi racconterò di un cane, non nostro Bo morto, ma il favorito cane dei ferrovieri che vivevano in anni 50 del XX secolo.
In realtà ho dimenticato il libro Roman Pisarski (un scrittore polacco), chi ha descritto una storia del cane viaggiatore. Ho dimenticato anche il nome della stazione quella di Campiglia Marittima, questa stazione dove il cane di nome Lampo si presentò un giorno e la stessa stazione dove è morto.
Cercando informazioni su ciò che posso vedere in Campiglia e nella zona, ho trovato una foto del monumento di Lampo. Potevo subito salire in macchina, solo per andare lì.
Sapete perché?
Beh, ero bambina di cinque anni terribilmente gelosa, quando mia sorella è andata a scuola. La gelosia è stata un notevole motore, con il quale ho preso la capacità di leggere all'età di 5 anni. Non potevo sopportare che mia sorella sedeva e scriveva misteriosi segni, che più tardi assemblava in parole. Stavo copiando ciò che vedevo e andavo a chiedere miei genitori come leggere le lettere. Così ho incontrato la grande gioia della lettura. Poi leggevo i libri ai bambini in piccolo circolo della nostra abitazione. La signora che lavorava nel circolo mi ha regalato il libro dal quale potevo leggere solo il titolo e il nome dell'autore (oggi so che le parole italiane su fondo giallo non hanno alcuna relazione con il contenuto dell’opera). Si tratta del libro “Cane viaggiatore” di Roman Pisarski.
http://krajobrazpoksiazce.blogspot.it/2014/10/roman-pisarski-o-psie-ktory-jezdzi.html |
Alla rotonda di fronte alla stazione hanno impostato un profilo metallico di Lampo, probabilmente per far essere sicuri che questo è posto dove Lampo ha saltato dal treno.
Lo stesso cane è stato sepolto sulla prima piattaforma commemorato da un monumento.
😊 oh czytałam tą książkę. Dziękuję
OdpowiedzUsuńByłam pewna, że trafię na jej czytelników :)
UsuńJa czytałam tę książkę 3 razy: będąc sama w szkole (wiele, wiele lat temu), a potem po kolei z każdym z moich dzieci. Ostatni raz w zeszłym roku... I zawsze, gdy ją czytam, płaczę jak bóbr...
OdpowiedzUsuńA.
Książka, któ®ej nie da się przeczytać na chłodno :)
UsuńTa sama okładka.
OdpowiedzUsuńTeż łzy lałam rzęsiste, czytając.
Dzięki.
Więc rozumiesz, że musiałam zobaczyć po 46 latach od jej lektury miejsce prawdziwych wydarzeń :)
UsuńTo jest w tym wszystkim najlepsze, że można być w miejscu akcji książki. Pozdrawiam
UsuńPamiętam jak stronice zalałam łzami.Dziękuję za przypomnienie tej książeczki. Roksana
OdpowiedzUsuńCoż za przyjemnie łzawe towarzystwo mi się tu uzbierało :)
UsuńPamiętam tą książkę. Nie wiedziałam że bohater książki żył naprawdę. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńI do tego w Toskanii :)
UsuńJa tez pamiętam ksiązkę, wzruszająca...
OdpowiedzUsuńInaczej być nie mogło :)
UsuńTo moja ulubiona lektura z moich szkolnych lat. Do teraz bardzo ją lubię.
OdpowiedzUsuńA wycieczki zazdroszczę, tak życzliwie 😇. Lata mijają, a ja wciąż nie daje rady pojechać do Italii.
Pozdrawiam serdecznie.
Ewa
Kiedyś to na pewno nastąpi, bo marzenia są po to, by je spełniać :)
UsuńDziękuję, za artykuł i filmy...
OdpowiedzUsuńWłaśnie wróciłam do lektury po latach, było warto ją sobie przypomnieć.
A teraz nie daje mi spokoju ta historia... :)
Agnieszka
Piękna, wzruszająca książka o przywiązaniu, miłości i odwadze...kundelka...Do dziś mam łzy w oczach gdy o nim pomyślę... :( Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń