czwartek, 25 kwietnia 2019

JAK JA DAŁAM RADĘ?

Tym razem sama nie umiem zrozumieć, jak to się udało? Nigdy nie musiałam tak mocno pokonywać choroby, ale z dumą mogę powiedzieć, że, zwłaszcza, parafia nie doznała uszczerbku w wystroju.
Nie mogłam uczestniczyć w liturgii Triduum, bo wieczory to była jedna wielka męczarnia, siedzenie w kurtce zimowej, z opatuloną głową, dodatkowo pod ciepłą kołdrą.
Krzysztof miał przez to wiele więcej zajęć, pomagając mi, w czym się dało. Pojechał nawet ze mną na giełdę kwiatową robiąc za nagłośnienie, bo mój głos nie funkcjonował.

W domu w miarę ogarnęłam wystrój i menu, także dzięki pomocy siostrzeńców, cierpliwe krojących sałatkę, sprzątających kuchnię, itp. Na wieczornych życzeniach, gdy Krzysztof pojechał do drugiej parafii, pełnili honory gospodarzy domu (nie znając w ogóle włoskiego, co, oczywiście naszym parafianom nie przeszkadzało).
Dobrze, że cały zarys miałam wymyślony wcześniej, a moi dzielni pomocnicy, łącznie z proboszczem, byli doskonałymi podwykonawcami i realizatorami.

Wszystko zaczęło się od kiermaszu wielkanocnego, jeszcze przed czasem choroby. Przy pomocy wspaniałych parafianek uszykowałyśmy ozdobione palmy, odlałyśmy trochę świec, uplotłam też małe koszyczki wiklinowe i kupiłam pierwszą część kwiatów, które kupowali parafianie, zostawiali do wystroju Grobu Pańskiego, a potem zabierali do domów.












Grób Pański - podczas wizyty u Alfo Signoriego umówiłam się z nim, że wypożyczy swoje rzeźby.


Ułożyłam je w pewnej sekwencji, mającej symbolizować etapy Męki Pańskiej: Biczowanie, Droga Krzyżowa (w postaci chusty Weroniki), Ukrzyżowanie, Grób Pański, przy którym czuwa okryta czarną mantylką, odnowiona przeze mnie, Madonna.





Ciekawostką jest żółta pszenica na pierwszym planie, według tłumaczenia pani, która ją wysiała i trzymała w zupełnej ciemności - symbol śmierci.



Do kościoła planowałam kalie, więc wystarczyło naciąć mirtowych gałęzi z ogrodu, wykorzystać je jako podpory pod kwiaty, ułożyć w koszach uplecionych w zeszłym roku.




W domu postawiłam na szaro-żółte barwy, na szczęście miałam wysianą pszenicę i odlane świece. Żyrandol nad stołem ukwieciłam frezjami.








I tyle z moich szaleństw dekoracyjnych. Wracam do antybiotyków. 

11 komentarzy:

  1. Dałaś radę -bo jesteś wielka! Uwielbiam ten stół w jadalni.Chciałabym znowu przy nim usiąść.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ ogrom pracy i jak pięknie! Ale przede wszystkim - życzę powrotu do zdrowia i pełni sił!
    Dominika

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepięknie - i w kościele i w domu. Bardzo podziwiam talent i pracowitość.

    OdpowiedzUsuń
  4. Malgosiu, to wszystko wykonalas bedac chora? Swieczki w skorupkach jajek, przecudowne i az sie by chcialo zanuzyc lyzeczke w tym jajku na miekko:)Sniadanie wielkanocne pieknie udekorowane. Tak z ciekawosci, jakie wymiary ma ten stol, wydaje sie nieprzecietnie szeroki i dlugi.
    Zdrowiej jak najpredzej Malgosiu.
    Serdecznosci
    Malgosia Neuss

    OdpowiedzUsuń
  5. Pani Małgosiu,
    niezmiennie podziwiam Pani talent i pracowitość. Wszystko, jak zwykle, wspaniałe. Życzę szybkiego powrotu do pełni zdrowia i właściwego Pani poziomu dobrej energii.
    Serdecznie pozdrawiam z Wrocłąwia
    Teresa Sworakowska

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle bajkowo!
    Dla mnie numer jeden to świeczki w jajkowych skorupkach!!
    I niezwykle oryginalne szarosci na wielkanocnym stole :)
    Duzo zdrowia!!
    czeko

    OdpowiedzUsuń
  7. Wybaczcie, że tak ogólnie podziękuję za wszystkie miłe słowa. Wychodziłam długo z choroby, a goście, wyjazdy własne, nie pozwalały mi na chwilę wytchnienia z komentarzami. Jeszcze raz, z całego serca dziękuję.

    OdpowiedzUsuń