Ten słodki deser wcale nie był motywem przewodnim spaceru w Święto Trzech Króli. Podpuszczam, ale nie do końca. Nazwa tłumaczy się na deser, który "mnie podnosi", czyli tirami sù, stawia do pionu. I właśnie te słowa towarzyszyły nieplanowanemu spacerowi.
Rankiem obudziliśmy się w innym świecie, biel cichutko zasypywała Tobbianę, lecz było zbyt ciepło, by robiła to skutecznie.
Należy jednak pamiętać, że mieszkamy na wysokości 300 m, a krańce Tobbiany to już 700 metrów nad poziomem morza. Wiadomo, im wyżej, tym chłodniej.
Krzysztof zaproponował spacer zamiast siedzenia przy kominku. Przyznam się, że pierwsza reakcja była absolutnie na nie, kocham wygrzewać się przy żywym ogniu. Nawet w moim skromnym mieszkaniu w Czerwonaku miałam kominek, i tego bardzo mi brakowało po przeprowadzce do San Pantaleo. Otwarcie zazdrościłam wszystkim kominków.
No to idziemy?
Do śniegu nie mam awersji, chyba, że w mieście, tego brudnego, oblepiającego buty, zamieniającego się w brązowe błocko. Zastanawiałam się nawet, czy mam jakieś negatywne skojarzenia z białym puchem i jedyne, co mi przyszło do głowy, że kiedyś schodząc ze Śnieżki, trzymając się łańcuchów, zostałam w pewnym momencie od nich oderwana i omal nie skończyłam w jakiejś przepaści razem z czeskim turystą, który wpadł na mnie, straciwszy uprzednio przyczepność. Reszta to wręcz idylliczne obrazki, zwłaszcza jeżdżenie na łyżwach po zamrożonych jeziorach, a nawet Warcie. To wielka przygoda w Finlandii, robienie zdjęć zasypanego śniegiem jeziora pudełkiem po butach, kąpiel w przerębli. Jazda na sankach szlakiem z Samotni. Mnóstwo wspaniałych wspomnień. Właściwie głównie są to chwile z dzieciństwa, więc śnieg wbrew temperaturom, w jakich się pojawia, ciepło wypełnia mi duszę.
Jeszcze przed wyruszeniem na spacer, Krzysztof rozmawiał z Marco przez telefon i w ramach jakiejś niby wygranej zaproponował jemu i żonie wspólną wyprawę. Ani minuty się nie zastanawiali. Laura potem przyznała, że jej życie uratowaliśmy, że miała wielkiego doła tego dnia, że śnieg ją też ustawił w pionie.
Było faktycznie jak w bajce, jak za dzieciństwa.
Spotkaliśmy nawet rudzika, który jest tutaj zapowiadaczem śniegu.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, a proboszcz podbił jeszcze nasze humorki przelanym do maluśkich butelek gruszkowym koniakiem. Ten to miał pomysł!
Najbardziej niebywałe było, ile osób wpadło na ten sam, co my, pomysł. Niby strefa czerwona, a ludzie już chyba pękali w mieszkaniach, ruszyli w górę, niektórzy nawet przekroczywszy granice gminy (czego nie wolno było robić). Wszyscy chyba już też dość mieli "kagańców" na buzi, bo niemal nikt nie miał nałożonej maseczki. Jedynym mankamentem tego pospolitego ruszenia była główna droga, po której, w tę i z powrotem, jechało mnóstwo pojazdów. A że tubylcy mało oswojeni z jeżdżeniem chociażby po resztkach śniegu, to mijanki na wąskiej drodze tworzyły wielki chaos, a już ustępowanie samochodom do wygodnych nie należało bo akurat po bokach zgromadziła się klasyczna breja.
Okazało się też, że nie do końca jestem przygotowana do chodzenia w takich warunkach pogodowych, ale zmienię to, gdyż akurat są zimowe wyprzedaże, więc na pewno uda mi się okazyjnie skompletować odpowiedni strój. Najbardziej zazdrościłam proboszczowi żółtej "puchówki", i wcale nie chodzi o kolor, chociaż świetnie odcinał się na śniegu i genialnie komponował w kadrze, tylko parafianie, przyzwyczajeni do czerni zwyczajowego ubioru, nie poznawali proboszcza w zimowej odsłonie.
Muszę przekonać się do puchowej kurtki, zawsze miałam wrażenie, że będę w takim odzieniu przypominać ludzika Michelin. Czas pokornie przyznać, że to wygodna propozycja i nie kombinować z jesienną bluzą i z ledwością wciśniętym pod spód grubym swetrem. Trzeba się śpieszyć z zakupami, bo na niedzielę zapowiadają dalej opady śniegu.
Czekając na następne tiramisu, zapraszam do obejrzenia zdjęć ze śniegiem w roli głównej, będącym tutaj zawsze wielkim wydarzeniem.
TIRAMI SU' |
Podobno ten deser zrobił pewien włoski cukiernik dla swojej leżącej w połogu żony, która poprosiła: "Zrób coś takiego, żeby mnie "podniosło"" (prawdopodobnie zarówno duchowo, jak i fizycznie). I stąd tiramisu :)
OdpowiedzUsuńTu jest duuuuże pole do popisu. Jedna z najczęściej cytowanych historii dotyczących pochodzenia tiramisu prowadzi do Treviso i domu uciech. Domyślasz się, że nie chodziło o podnoszenie na duchu? Niemal każdy region usiłuje udowodnić, że jest ojczyzną tiramisu.
Usuńbardzo nie lubię tego, że u nas w sensie w PL ciężko kupić kurtkę na zimę, która nie jest ciemna zielona, brązowa, czarna albo granatowa. No jakby nie można było kolorowych szyć tylko trzeba się zimą dołować. Ja uwielbiam kolory właśnie takie żywe jak kurtka Krzysztofa i zaraz bym taką przygarnęła. Co do puchówki to są różne sama mam jedną i mąż też. Na Wasz klimat (w sensie nie macie jakichś siarczystych mrozów) to spokojne możesz kupić taką cieńszą puchówkę nie pogrubiającą optyczne z drobnym prążkami. Ja taką mam i grzeje jak szalona :) bardzo polecam wspaniały wynalazek choć jeszcze się z nią nie bawiłam w pranie a to będzie zapewne wyzwane żeby się pióra nie zbiły w kulkę.
OdpowiedzUsuńPiękna wyprawa a tiramisu uwielbiam to deserowe ;)
To jest trudno wytłumaczyć, że, mimo dość wysokich temperatur zimą, marzniemy w Toskanii. Kwestia wilgotności powietrza, dlatego cienka puchówka nie wchodziła w grę. Faktycznie, o kolory trudno, żółta proboszczowska to zeszłoroczne wyprzedaże w HM. Udało mi się kupić kremową na wyprzedażach w Zarze. Zajrzałam potem na polską stronę Zary i była duuużo droższa, za to znalazłam opis bardzo przekonujący do zakupu (od strony ekologicznej itp.). Na zdjęciach jest inny kolor od mojej, ale za to modelka bardziej odpowiednia :) https://www.zara.com/pl/pl/wiatroszczelna-kurtka-puchowa-oversize-z-tkaniny-hydrofobowej-p08073026.html?v1=78493085
Usuńooo bardzo ładna taka elegancka bo moja cieńsza to niestety wersja bardziej sportowa nie nada się na każdą okazję :) ale lubię Zarę mam z niej zmowy płaszczyk też z puchem choć niestety czarny bo sprzed kilku lat i innych kolorów wtedy nie było.
UsuńTaki śnieg to od kilku lat i u mnie tu w Polsce gdzie mieszkam , rzadkość .I ja się cieszę jak dziecko że i u mnie się zabieliło . Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńTakie śniegi w Toskanii to też wielkie wydarzenie, dlatego ludzie nie bacząc na pandemiczne ograniczenia ruszyli w górę do lasu.
Usuń