Dni płyną w jakiś szalony sposób, mimo że staramy się nie szarżować z ilością zajęć.
Poniedziałek? Co było w poniedziałek? Na pewno pół dnia walczyłam z bólem kręgosłupa, na szczęście skutecznie. Nosa z domu nie wychyliłam (poza wieczorną Mszą i wyjściem z psami), upał solidny za oknem.
Dziś jednak już powrót do starań o tutejszą codzienność. Najpierw wizyta w urzędzie meldunkowym i zgłoszenie chęci zameldowania się na plebanii. Ciekawy jest ich proceder. Idzie delikwent z chęcią zamieszkania pod wskazanym adresem. Pokazuje np. umowę o pracę, jakiś dowód tożsamości i potem czeka w domu aż przyjdą strażnicy miejscy (chyba?) i sprawdzą, czy autentycznie tam mieszka. Niepotrzebna jest zgoda właściciela. Domniemuje się ją na podstawie braku sprzeciwu. Prowadzi to podobno do nadużyć, że ktoś podczas dłuższej nieobecności właściciela może zupełnie legalnie zameldować się pod wskazanym urzędowi adresem. Po otrzymaniu residency (meldunku) przysługuje mi możliwość starania się o dowód tożsamości oraz legitymację ubezpieczeniową. a za dziesięc lat o obywatelstwo
Przy okazji wizyty w urzędzie odkryłam dwa ciekawe sklepiki - pierwszy z artykułami plastycznymi, dużo lepiej zaopatrzony, niż ten, w którym byłam poprzednio. Oraz sklep papierniczy - ech!!! Cudowne rzeczy, mogłabym tam siedzieć godzinami i wydać fortunę!
No i następne odkrycie to pewne artykuły nie do dostania w Italii poza siecią Lidla - np. seler korzeniowy, kapusta kiszona oraz mieszanka do pieczenia chleba. Z kapusty kiszonej bardzo się ucieszyłam, bo na czwartkowy obiad zaprosiliśmy Chiarę z obietnicą polskiego menu. Myślę o pierogach z kapustą i grzybami.
Popołudnie w domu. Dalszy ciąg prac nad szafkami kuchennymi. Została mi jedna, pod zlewem. Upiekłam też już chleb na nowo zakupionej mieszance. Na razie stygnie i odparowuje. Jeśli będzie smaczny, to odkrycie wejdzie do historii mojej kuchni złotymi zgłoskami. Ważność tego faktu jest o tyle doniosła, że chleb toskański jest niesłony. Jedna z legend głosi, iż wieki temu któryś z papieży nałożył zbyt duży podatek na sól, Toskańczycy zbuntowali się, przestali solić pieczywo i trzymają się tego wiernie po dziś dzień. Inny problem z wypiekiem samodzielnym pieczywa to brak mąki żytniej, ja przynajmniej na razie takiej nie spotkałam. Szczytem doskonałości, miała być mąka pszenna z pełnego przemiału, a teraz hulaj dusza po mieszankach - przyuważyłam chyba z cztery rodzaje. Trzeba będzie polubić Lidla (właściwie to już go lubię!) - dzięki temu, że to niemiecka sieć, spotyka się w niej mało regionalne potrawy, bliższe naszej rodzimej kuchni. Nie żebym wielce za nią na razie tęskniła, ale bigos (no może nie teraz, za to na święta jak znalazł), ale kapucha z grzybami (choćby do pierogów), ale surówka z selera i ale ... chleb.
Poniedziałek? Co było w poniedziałek? Na pewno pół dnia walczyłam z bólem kręgosłupa, na szczęście skutecznie. Nosa z domu nie wychyliłam (poza wieczorną Mszą i wyjściem z psami), upał solidny za oknem.
Dziś jednak już powrót do starań o tutejszą codzienność. Najpierw wizyta w urzędzie meldunkowym i zgłoszenie chęci zameldowania się na plebanii. Ciekawy jest ich proceder. Idzie delikwent z chęcią zamieszkania pod wskazanym adresem. Pokazuje np. umowę o pracę, jakiś dowód tożsamości i potem czeka w domu aż przyjdą strażnicy miejscy (chyba?) i sprawdzą, czy autentycznie tam mieszka. Niepotrzebna jest zgoda właściciela. Domniemuje się ją na podstawie braku sprzeciwu. Prowadzi to podobno do nadużyć, że ktoś podczas dłuższej nieobecności właściciela może zupełnie legalnie zameldować się pod wskazanym urzędowi adresem. Po otrzymaniu residency (meldunku) przysługuje mi możliwość starania się o dowód tożsamości oraz legitymację ubezpieczeniową. a za dziesięc lat o obywatelstwo
Przy okazji wizyty w urzędzie odkryłam dwa ciekawe sklepiki - pierwszy z artykułami plastycznymi, dużo lepiej zaopatrzony, niż ten, w którym byłam poprzednio. Oraz sklep papierniczy - ech!!! Cudowne rzeczy, mogłabym tam siedzieć godzinami i wydać fortunę!
No i następne odkrycie to pewne artykuły nie do dostania w Italii poza siecią Lidla - np. seler korzeniowy, kapusta kiszona oraz mieszanka do pieczenia chleba. Z kapusty kiszonej bardzo się ucieszyłam, bo na czwartkowy obiad zaprosiliśmy Chiarę z obietnicą polskiego menu. Myślę o pierogach z kapustą i grzybami.
Popołudnie w domu. Dalszy ciąg prac nad szafkami kuchennymi. Została mi jedna, pod zlewem. Upiekłam też już chleb na nowo zakupionej mieszance. Na razie stygnie i odparowuje. Jeśli będzie smaczny, to odkrycie wejdzie do historii mojej kuchni złotymi zgłoskami. Ważność tego faktu jest o tyle doniosła, że chleb toskański jest niesłony. Jedna z legend głosi, iż wieki temu któryś z papieży nałożył zbyt duży podatek na sól, Toskańczycy zbuntowali się, przestali solić pieczywo i trzymają się tego wiernie po dziś dzień. Inny problem z wypiekiem samodzielnym pieczywa to brak mąki żytniej, ja przynajmniej na razie takiej nie spotkałam. Szczytem doskonałości, miała być mąka pszenna z pełnego przemiału, a teraz hulaj dusza po mieszankach - przyuważyłam chyba z cztery rodzaje. Trzeba będzie polubić Lidla (właściwie to już go lubię!) - dzięki temu, że to niemiecka sieć, spotyka się w niej mało regionalne potrawy, bliższe naszej rodzimej kuchni. Nie żebym wielce za nią na razie tęskniła, ale bigos (no może nie teraz, za to na święta jak znalazł), ale kapucha z grzybami (choćby do pierogów), ale surówka z selera i ale ... chleb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz