Wczoraj ciąg dalszy sprzątania pracowni. Chcę ją jako tako odgruzować, żeby zrobić w niej mały lifting obrzydliwych szafek z kuchni. Podłoga więc już nie ma śladów puszczyka. Teraz wypowiedziałam wojnę mrówkom. Przy okazji matowiłam szafki, czym omal nie zabiłam psa. Mniejszy - Druzo - czarny mops, gdy usłyszał dźwięk szliferki wskoczył jak opętany na niski parapet okienny, przelazł przez okno i szykowal się do skoku w dół. Z drugiego piętra! Tak się zdenerwowałam, że opadłam z sił i już niewiele więcej zrobiłam. Psiunia bardzo boi się wszelkiego hałasu. Cykor jeden!
Dzisiaj nie zabrałam się jeszcze za pracę, bo jedziemy oglądać auta wystawione na licytację. Może znajdziemy godnego następcę corsy, byle miał klimę.
Jak dotąd nie ma wielkich upałow, jak na tę porę roku, jest chłodno - 25 stopni
Dla mnie pogoda idealna. Jednak bez złudzeń, przyjdzie jeszcze 37 stopni Celsjusza
Wczoraj i dziś przez dwie godziny wysyłałam sms informujące o zmianie numeru telefonicznego. Jeśli kogoś pominęłam, proszę o maila, to podam.
PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ
Auto nie zostało zakupione, być może rzeczywiście była to okazja, ale powinno sie mieć inny charakter i wrażliwość, by dokonać zakupu na takiej licytacji. Pełno szemranych ludzi, jacyś handlarze, Chińczycy, Cyganie, a człowiek sam bidula nie zna się, czy dane auto w ogóle będzie jeździć. Trzeba by było z mechanikiem osobistym zajechać.
Potem trochę podciągnęłam malowanie szafek. Przygotowuję im tło do wyklejania. Jakiś decupażyk zrobię. Zaczęłam też wycinać motywy, ale nie wiem jeszcze, które wykorzystam. Dopiero, gdy ułożę, będę wiedziała, że to te.
I tak mi głupio pisać, ale tu pogoda śliczna,w pracowni nawet już było za duszno i włączyliśmy klimę, a w Polsce wiem, że najlepiej to włączyć ogrzewanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz