czwartek, 19 lipca 2007

POLSKO - WŁOSKO - ANGIELSKO

Pierwsza połowa dnia pod znakiem wizyty Chiary - prześlicznej pani adwokat. Zaprosiliśmy ją na obiad po polsku. Był więc barszcz czysty, do tego obok na talerzyku ziemniaki puree, a na drugie pierogi z kapustą i grzybami. Surówki dwie, z surowej kapusty z kminkiem, solą i majonezem oraz marchewka z jabłkiem, cytryną i cukrem. Do tego nieśmiertelny kompot a na deser budyń z syropem truskawkowym. Wszystkim była zachwycona oprócz marchewkowej surówki. Nie jest przyzwyczajona do łączenia warzyw i mięs ze słodkimi smakami. Za to zupa i pierogi oraz kapuściana surówka ją powaliła - użyła nie znanego nam w Polsce gestu określającego coś przepysznego - wiercenie wskazującym palcem w policzku. Rozmowa podczas obiadu arcyciekawa. Kobieta po przejściach, niezwykle atrakcyjna, moja rówieśniczka i do tego inteligentna - aż żal, że jeszcze nie znam języka! Niestety nie mogła posiedzieć za długo, bo wracała do pracy. Popołudnie przeszło spokojnie a wieczorem długa rozmowa przy lodach ze Stefanią, bez tłumaczenia Krzysztofa!, bo po angielsku. Stefania, następna interesująca kobieta. Także piękna, ale o wiele bardziej stonowana, być może przez to, że jest buddystką. Miałam okazję zobaczyć jej pokoik z ołtarzykiem do modlitwy. Ciekawe spojrzenie, duża refleksyjność, a zarazem twarda kobieta. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz