Tym zapisem wychodzę na prostą. Wczorajszy dzień niewiele nowego wniósł w spełnianie moich toskańskich marzeń, jedynym marzeniem było przestać się źle czuć. Spełniło sie ono dzisiaj, więc ruszyłam ostro do pracy. Zaszalałam z podłogami, dawno niepastowanymi. Gdy tak dodam do siebie najpierw machnięcia miotłą, potem mopem, potem naniesienie wosku, potem froterowanie grubszymi szczotkami, w końcu pucowanie; to wyjdzie mi, że machałam dzisiaj nad mniej więcej 600 metrami kwadratowymi :)
I jakoś mnie to nie zmęczyło. Prace przedzieliłam obiadem - naleśniki z dżemem, albo do wyboru, z mascarpone. A na wieczór znowu rozpieściłam siostrzeńców pizzą. Teraz spokojnie siedze w pracowni i wrzucam filmiki oraz uzupełniam tutejsze braki. Chłopcy poszli, jak twierdzą, pożegnać się z Pistoią. Krzysztof pojechał na spotkanie rady parafialnej w Montagnanie, do której jeździ odprawiać niedzielne Msze. Widać, że mają coraz większe zakusy na niego. Stęsknieni księdza i proboszcza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz