I to taka, że pisać się nie chce, pracować się nie chce, lodów się chce! A panowie dalej walczyli na strychu, w czym im czasami pomagałam, ale naprawdę w niewielkim wymiarze. Kurz mnie straszył alergią, uciekałam więc na dół.
Dzisiaj Krzysztof gościł biskupa z Polski, w czym mu pomogłam zamieniając kupione lody w deser i podajac herbatę, o której marzył po tygodniowym pobycie przede wszystkim wśród Włochów.
Rano jeszcze pojechałam do pierwszego z brzegu sklepu, by nabyć jakiś dwuczęsciowy strój. Jutro zabieram chłopaków i dwie znajome Polki nad morze a dysponowałam tylko jednoczęściowym pancerzem, co w te upały niechybnie źle by się skończyło. Radość moja była wielką, że nie musiałam wydawać majątku, tylko znalazłam rozkompletowane stroje za niezywkle przystępną cenę 4€. Myc polegał na tym, że nie było opakowań i trzeba było szukać sobie samej całości w dużych skrzyniach. Znalazłam, nabyłam, jutro jadę się smażyć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz