Przynajmniej tak jest w moim przypadku. Powoli, małymi krokami przekonuję się do miejsca, które wszak budzi zachwyt wielu osób. Do tego grona dołączyli i siostrzeńcy, plus dwie znajome, które zabrałam na wycieczkę.
Oczywiście do katedry nie musi mnie nikt przekonywać, jest absolutnie piękna i zawsze daje nowe wzruszenia.
Szkoda, że chłopcy nie mogli zobaczyć wspaniałych podłóg, ale były przysłonięte. Zobaczyliśmy tylko kawałeczek akurat konserwowany. Stałam i patrzyłam na misterną robótkę tych dwojga ludzi.
Najpierw przemyli odnawiany fragment a potem robili uzupełnianki, gdyż w miejscach gdzie się schodziły kawałki kamienia powstały szczerby i groziły tylko dalszym wykruszaniem się. Ołtarz Piccolominich też w konserwacji, ale przez szyby pozostawione w obudowie zabezpieczającej (przezd kurzem itp.) można było przyjrzeć się choć dwóm rzeźbom młodego Michała Anioła. No i moje ulubione miejsce - Biblioteka Piccolominich - panowie też zostali porażeni misternością i kunsztem wykonanania graduałów.
Przysiedliśmy koło ambony Pisano, no i znowu muszę się bić w piersi, nie umieściłam zdjęć z kościoła Św. Andrzeja w Pistoi, gdzie też jest jeden z nielicznych pulpitów w wykonaniu mistrzowskiej rodziny. Kiedyż ach kiedyż?
Tym, co mnie najtrudniej do siebie przekonuje są uliczki, ale powoli odtajam i znajduję w nich urok.
Potem wyruszyliśmy w kierunku kościoła San Domenico, ale po drodze nabraliśmy sił przy przepysznych ravioli z ricottą i szpinakiem. Panowie wybrali do nich sos śmietanowo-szynkowy a ja moją ulubioną wersję z masłem i szałwią, choć przyznam, szkoda iż szałwia była suszona. Do tego wielkie porcje sałaty, vino di casa (podawane najczęsciej w dzbankach półlitrowych bądź litrowych) i mimo niewielkiej ilości mięsiwa w posiłku, wszyscy wyszliśmy najedzeni.
Ciekawe jest dojście do San Domenico. Droga na wprost byłaby bardzo krótka, ale dzieli ją dość głęboka dolinka pomiędzy wzgórzami, na których położona jest Siena.
Po wizycie w Duomo kościół wydaje sie być smutną pustą halą, jednak powolutku, powolutku i zaczyna się rozumieć założenie archtektoniczne kościoła.
Wszak wybudowany został dla dominikanów, zakonu kaznodziejskiego, który chciał mieć jak najmniej przeszkód, typu filary, nawy, celem najskuteczniejszego przepowiadania.To właśnie tutaj Święta Katarzyna jako dziewczynka patrzyła z mistycznym zafascynowaniem na idących dominikanów, na celebracje liturgiczne. Nie dziwi więc fakt, że bardzo chcieli mieć jej relikwie w światyni. W zrealizowanym przez nich zamiarze nie mogę się odnaleźć. Bo czyż odcięcie głowy i palca od zwłok nie zakrawa na ich bezczeszczenie?
Obydwie te relikwie są wydane na ogląd ludzki i zapewne w dawnych wiekach przyczyniały się do wielkiego ruchu pielgrzymiego, jako teraz turystycznego. Kto patrząc na głowę (lekko podsuszoną z gdzieniegdzie widocznymi kośćmi- zdjęcie) wspomni niezwykłą mądrość i zaciętość tej kobiety, kóra budziła szacunek największych ówczesnego świata? I nikt jej nie potraktował niestosownie, mimo że gromiła ich zachowania. Kto przypomni sobie, że przyznano jej tytuł Doktora Kościoła? Tej, która będąc pełnoletnią nie umiała jeszcze czytać a pisać nauczyła się pod koniec życia. Tej, która nie mając wyszktałcenia pozostawiła po sobie niezwykle mądre, pełne wiedzy teksty. 25 dziecko farbiarza ze Sieny! Stałam wpatrzona w jej głowę i czułam zmieszanie. Czy tego chciała, czy uważałaby że tak wystawione relikiwie przyczynią się do pogłębienia wiary?
Potem ochłonęłam podczas oglądanie perełek San Domenico. Piękne obrazy i freski, stary relikwiarz na głowę Świętej...
Upał dawał się coraz mocniej we znaki, więc wstąpiwszy po drodze na lody, poszliśmy na Il Campo.
Niektórym i lody nie wystarczyły:
Plac z torowiskiem po lipcowej gonitwie czeka na sierpniową - 16 dnia tego miesiąca. Znalazłszy cień usiadłam i choć malutki szkic wydziergałam.
Chłopcy od razu ruszyli na dalsze rozpoznawanie Sieny a po krótkim odpoczynku w ich ślady ruszyła Marzena z Moniką. A ja sobie siedziałam i rysowałam i patrzyłam, ot tak zupełnie przed siebie, i coraz bardziej zaczynałam lubić Sienę. Z tego wszystkiego nie zajrzałam do sklepiku i warsztatu świecarskiego. Trzeba będzie pojechać znowu!
Otóż i to!!! Zabrakło Sieny w naszej tegorocznej wędrówce po Toskanii. I już żałuję. Ale utwierdza mnie to tylko w przekonaniu, że trzeba tam wrócić. Bo przecież nie tylko Siena została. Trochę Ci zazdroszczę, że masz to wszystko tak na wyciągnięcie ręki. A ja muszę czekać do nastrępnych wakacji :-(.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Tomek