sobota, 30 sierpnia 2008

~ PO TRZYKROĆ HURRA !!!

Święta Rita postawiła kropkę nad „i”. Rodzina i "znajomi królika" w większości powiadomieni, więc nie wyjaśniam.

Wczorajszy dzień, poza codziennościami, miał jeden ważny i piękny akcent, podkreślony uroczyście we ...

Gdzież mieliśmy pojechać, by wyrazić radość i jakoś ją ładnie podkreślić? Wybraliśmy się więc „na herbatę” do Paszkowskiego. Uśmialiśmy się, bo Krzysztof był ubrany w jasny letni garnitur, więc jak go pani kelnerka wypatrzyła, że może ewentualnie kroki kieruje do kawiarni już była przy nas i serdecznie zapraszała do stolika. No cóż ubiór czyni z człowieka! I chyba nie tylko z człowieka?

Do herbaty niezawodnie podanej w jedwabnych torebkach doszły lody z macedonią a do sączenia uroczyste Brunello di Montalcino.

Takie „ę i ą” sobie urządziliśmy, ale okazja była przednia. Najwyżej potem suchy chleb i czarna kawa (tylko czy włoska kawa zalicza się do postnych?).

Powoli wina ubywało w kieliszkach a w oczy i we Florencję wsączał się zmierzch.

W doskonałych nastrojach, a jakże inaczej miałoby być, pospacerowaliśmy po Florencji. Przyznam się, że to był mój pierwszy wieczorny spacer w tym mieście. Ależ inaczej, ile ja straciłam. Miejsca puste, wręcz jak opuszczone dekoracje teatralne, stoliki restauracyjne pozagradzały drogę, pojawiły się tam, gdzie zazwyczaj przepływa tłum turystów.

MercatoNuovo bez straganów z samotnym Porcellino, zjawiskowe, chciało się usiąść i patrzeć na nielicznych zbłąkanych głaszczących dzika po pysku.

Palazzo Vecchio i Loggia Lenzi gotowa do kręcenia filmu, może jakieś dogrywki do "Hannibala?"

Przy Uffizi, jak zwykle ktoś się prezentował, ale nie był to znany od lat polski gitarzysta czy mim ( nie wiem z jakiego kraju). Tym razem grupka szczęśliwców przysłuchiwała się anglojęzycznym przebojom.

Uffizi bez olbrzymiej kolejki oczekujących na wejście i sprzedawców obrazów wyglądały, jak by na nowo mieli zasiedlić je urzędnicy Medyceuszy.

I tak sobie sączyliśmy neony i wystawy:


nocne Ponte Vecchio i czuwający na wzgórzu kościół San Miniato:

Tak mi się błogo na duszy zrobiło, że już i kolor nie był potrzebny:


1 komentarz:

  1. Kropka nad "i" - bardzo zagadkowa, zwłaszcza dla rzadkiego, ale niezwykle oczarowanego treścią i obrazem gościa...
    cóż... poczekam aż odkryjesz, co teraz niewidoczne...
    pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń