Taka właśnie! Miła, sympatyczna, bez gotowania obiadu. Zaprosiła nas Teresa z mężem. Jak się okazało, mogliśmy też zabrać chłopaków, ale nie wiedziała, że mamy gości. Wolałam im o tym nie mówić, musieli się obejść makaronem z pulpetami i sosem pomidorowym :)
Nam za to zaserwowano ucztę: Przystawki: lekko grillowane warzywa, anchois z masłem (Krzysztof się zajadał, ja nie spróbowałam, dla mnie są zbyt słone). Pierwsze danie: makaron świderki z pysznym sosem pomidorowo-mozzarellowym. A na drugie dwa rodzaje mięs: cienki schab lekko gotowany i podsmażany (chyba?) i kurczak. Do tego pieczone ziemniaki i sałata. Na deser coś w rodzaju budyniu z czarnymi jagodami. Jak zwykle mniam!
Odbili to sobie wyjazdem nad morze. Zaoszczędzili bilety w drodze powrotnej, bo odwoziłam Krzysztofa na lotnisko do Pizy i wracając zgarnęłam ich z Viareggio.
Dzisiaj rano pracownia zaczęła przypominać znowu pracownię, przy czynnej pomocy siostrzeńców. Teraz wyruszyli przed siebie na rowerkach, a wieczorem mamy zaproszenie na pizzę do Giaccherino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz