oraz poprosiłam o przekazanie w Polsce prezentów niewręczonych parze, u której mieliśmy gościć w Jerozolimie. Teraz przynajmniej do nich dotrą. Jednym z nich była świeczka:
Potem obiad w ogrodzie. Ponieważ nie miałam czasu na jego przygotowanie odmroziłam wcześniej zamrożone potrawy typu lasagna, czy schab w cienkich plasterkach z sosem. Jedynie świeża była sałata – roszponka oraz owoce na deser. Z czego najbardziej świeże prosto z drzewa figi oraz cytryna do herbaty z mojego krzaczka. Nie miałam pojęcia, że aromat takiej świeżo zerwanej cytryny jest niebiański w herbacie. Po obiedzie kierunek Giaccherino. Nie będę się tym razem wiele na ten temat rozpisywać, bo już chyba wszystko niemal, co wiem o tym klasztorze, zostało napisane na tym blogu. Jedyne co było nowością, że oprowadziłam babeczki po niemal całym klasztorze i nie zgubiłam się wśród niezliczonych ilości przejść. Dorota i Ania wyszły zachwycone miejscem, ale ja powoli tracę serce do bycia pilotem. Cieszy mnie bardzo możliwość pokazania tak cudownych miejsc, niedostępnych turystom, z tym że nie mam pomysłu skąd by tu wziąć zastępstwo w oprowadzaniu. Ja to bym najchętniej gdzieś przysiadła i rysowała. Nie umiem pogodzić gościnności z egocentryzmem. Jednak nie umiałam odmówić jeszcze wspólnego zwiedzania Pistoi, na które z chęcią zabrał się też Michał. Mimo dość późnej pory, jak na zwiedzanie kościołów, udało nam się wejść do katedry i bliskiego niej baptysterium oraz mojego ulubionego Św. Andrzeja. Zawsze mam wrażenie, że zapomniałam opowiedzieć jakiegoś ważnego faktu, że zapomniałam coś istotnego wyróżnić w tłumie detali. Środowe zwiedzanie zakończyłam więc mocnym postanowieniem napisania przewodnika po Pistoi. Będę go wypożyczać wszystkim następnym gościom, a sama zasiądę gdzieś ze szkicownikiem i grzecznie poczekam aż się nazachwycają. Udręczeni upałem przygarnęliśmy jeszcze Pawła i pojechaliśmy razem do willi, w której ulokowała się Dorota z Anią. Pobyt zaczęliśmy od schłodzenia w piwniczce, którą z chęcią pokazał nam Mario – właściciel, producent zacnego wina, w postaci trzech butelek zakupionego przez nas.
Dwie beczki o ponad stuletniej historii były jeszcze pełne. Sama piwniczka niewielka, ale ile w niej skarbów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz