środa, 20 sierpnia 2008

~ ZALEGŁOŚĆ NR 3: PISTOIA I OKOLICE

I ostatnia zaległość z zaległości, potem to dni powszednie zwykłe. W środę rano przyjechała Dorota i Ania, najpierw trochę je oprowadziłam po domu. W pracowni wręczyłam „suweniry”

oraz poprosiłam o przekazanie w Polsce prezentów niewręczonych parze, u której mieliśmy gościć w Jerozolimie. Teraz przynajmniej do nich dotrą. Jednym z nich była świeczka:

 

Potem pojechałam z kobietami do Pistoi na rynek. Obeszłyśmy go wzdłuż i wszerz ze skutkiem nabywczym w postaci przede wszystkim prezencików z podróży. A ja też prezenciki, ale do kolekcji bożonarodzeniowej tak sobie ciułam. Na koniec zakupy na rynku warzywnym, sprzedawca zachwycony klupującymi dorzucił dwa pomidory gratis, od razu wiem, że do niego wrócę następnym razem. 

Potem obiad w ogrodzie. Ponieważ nie miałam czasu na jego przygotowanie odmroziłam wcześniej zamrożone potrawy typu lasagna, czy schab w cienkich plasterkach z sosem. Jedynie świeża była sałata – roszponka oraz owoce na deser. Z czego najbardziej świeże prosto z drzewa figi oraz cytryna do herbaty z mojego krzaczka. Nie miałam pojęcia, że aromat takiej świeżo zerwanej cytryny jest niebiański w herbacie. Po obiedzie kierunek Giaccherino. Nie będę się tym razem wiele na ten temat rozpisywać, bo już chyba wszystko niemal, co wiem o tym klasztorze, zostało napisane na tym blogu. Jedyne co było nowością, że oprowadziłam babeczki po niemal całym klasztorze i nie zgubiłam się wśród niezliczonych ilości przejść. Dorota i Ania wyszły zachwycone miejscem, ale ja powoli tracę serce do bycia pilotem. Cieszy mnie bardzo możliwość pokazania tak cudownych miejsc, niedostępnych turystom, z tym że nie mam pomysłu skąd by tu wziąć zastępstwo w oprowadzaniu. Ja to bym najchętniej gdzieś przysiadła i rysowała. Nie umiem pogodzić gościnności z egocentryzmem. Jednak nie umiałam odmówić jeszcze wspólnego zwiedzania Pistoi, na które z chęcią zabrał się też Michał. Mimo dość późnej pory, jak na zwiedzanie kościołów, udało nam się wejść do katedry i bliskiego niej baptysterium oraz mojego ulubionego Św. Andrzeja. Zawsze mam wrażenie, że zapomniałam opowiedzieć jakiegoś ważnego faktu, że zapomniałam coś istotnego wyróżnić w tłumie detali. Środowe zwiedzanie zakończyłam więc mocnym postanowieniem napisania przewodnika po Pistoi. Będę go wypożyczać wszystkim następnym gościom, a sama zasiądę gdzieś ze szkicownikiem i grzecznie poczekam aż się nazachwycają. Udręczeni upałem przygarnęliśmy jeszcze Pawła i pojechaliśmy razem do willi, w której ulokowała się Dorota z Anią. Pobyt zaczęliśmy od schłodzenia w piwniczce, którą z chęcią pokazał nam Mario – właściciel, producent zacnego wina, w postaci trzech butelek zakupionego przez nas.

Dwie beczki o ponad stuletniej historii były jeszcze pełne. Sama piwniczka niewielka, ale ile w niej skarbów!

A potem czysta przyjemność kąpieli z widokiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz