niedziela, 5 kwietnia 2009

DOMENICA DELLE PALME

Z tym Rzymem to nie zazdrośćcie (tym razem). Ja autem tylko na lotnisko w tę i z powrotem. A więc 700 km mam za sobą. Za to radość temu bólowi głowy, co mnie napadł w związku z wyprawą, jest na szczęście bardzo duża, bo Tatę i siostrzeńca przywiozłam.
Po drodze jakieś ulewy, deszcze straszyły, że się nie da dziś planowanej wycieczki odbyć. A tu miła niespodzianka. Słońce czasami mocno przygrzewało, że i w swetrze za ciepło było. Za cel obraliśmy Park przy Willi Demidoff nieopodal Florencji. Udało nam się ładnie trafić, na parkingu zastaliśmy już trochę chętnych aut, ale coś zgrzytnęło lekkim niepokojem. Brama zamknięta. Ludzie wysiadają z aut, idą, czytają a tam zero informacji, nic nie wiadomo, od początku kwietnia park powinien być otwarty w przyjaznych godzinach. Jeden Włoch tak się wzburzył, że groził pisaniem do gminy i gdzie tam jeszcze. No cóż. Szkoda.
No i co zrobić z tak pięknym popołudniem? Byliśmy nieopodal Fiesole, więc czemu by nie? Stromym skrótem przeskoczyliśmy na pobliskie wzgórza.
Przejeżdżalismy koło zamkniętego kościoła w Badia di Fiesole. Chwilę więc zatrzymaliśmy się przed ciekawą, niedokończoną fasadą.
Ciepło w nieklimatyzowanym aucie tak nas wyczerpało, że w Fiesole zaczęliśmy od napojów i lodów. Nie my jedni!
Potem zaczęliśmy ropzglądać się po rynku antykwarycznym rozłożonym na głównym placu.
Jednak wystraszeni nadchodzącą ciemną chmurą poszliśmy na spacer uliczkami, które prowadzą ku panoramie Florencji. I jak zawsze zaczęło się "patrzactwo". Wyszukiwanie detali, ciekawych pomysłów do domu.
Pani w plebanijnym oknie - czyżby także gosposia?
No i dotarliśmy do widoczków. Tych nigdy dość!
A specjalnie dla Piotrka ściągnięty zoomem stadion. Toć to fan piłki nożnej.
Z daleka widać było, że mijany budynek musi mieć coś wspólnego z Kościołem Katolickim, bo ustrojono go gałązkami oliwnymi i liśćmi prawdziwej palmy.
Pisałam już o tym, ale się powtórzę, że palm wielkanocnych tutaj się nie robi. No! oprócz naszych :) Ludzie przynoszą najwyżej swoje wiązki gałązek oliwnych. Najczęściej jednak biorą je z koszy uszykowanych pod bocznymi ołtarzami. A że kwiatów w kościele nie ma w tym czasie, to w tym roku i u nas zagościła dekoracja z liści palmowych.
Odważnym spacerem przegnaliśmy ciemną chmurę, więc spokojnie kontynuowaliśmy zaglądanie Fiesolanom do ogrodów, i nie tylko...
Kot nie miał nic "przeciw".
Tylko jeden pies nie zaakceptował takiej naszej formy wypoczynku.
Było 15 minut do Mszy Św. w katedrze, więc choć na chwilę zajrzeliśmy do środka. Krzysztof czujnym okiem proboszcza wypatrzył nietypowych chętnych do spowiedzi. Reszta sami święci!

3 komentarze:

  1. Kinga z Krakowa
    Jak zwykle - cudnie! Nie tylko widoki piękne, ale też Pani talent do ich fotografowania sprawia, że z przyjemnością się tu zagląda.
    Echhhhh... byle do lata :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nietypowi wspaniali!Jedni przez drugich do spowiedzi!Żarliwość niespotykana!"Niewyspowiadani"-Abakany kościelne hihi:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne zdjęcia! Cudowne! :)))
    A Rzymu i tak zazdraszczam!:))

    OdpowiedzUsuń