niedziela, 19 kwietnia 2009

ŚLADEM MICHAŁA ANIOŁA

Niezłe wsparcie z Góry mają nasi goście.

Na czwartek zaplanowalismy im wycieczkę do Carrary a tu za oknem ciężkie chmury, a w oknie Windowsa zapowiedzi opadów deszczu.

A jednak wyjechaliśmy. Dojeżdżaliśmy w strugach deszczu, w pewnym momencie myśląc, że nawet nie ma co wjeżdżać do Carrary. Ja cienkim głosikiem zaproponowałam chociaż przez szybę rzucenie okiem na ziemię, po której deptał mój idol.

Zaufawszy GPS wjechaliśmy do miasta. Chcieliśmy dojechać do miejscowoścu Colonnata, która słynie z panoramicznej drogi wśród kopalni marmuru. Urządzenie wpuściło nas w wąskie ścieżki Carrary.

W pewnym momencie nieomal podjechaliśmy pod samą katedrę.

Bardzo nas to zaskoczyło, bo w wielu miejscowościach odwiedzanych przez turystów, nie da rady dojechać tak blisko głównego punktu ich zainteresowań.

Deszcz chwilowo odpuścił, zatrzymaliśmy się więc, by obejrzeć marmurową katedrę. Jednak w poszukiwaniu miejsca parkingowego przejechaliśmy jeszcze kawałek wąskimi uliczkami.

Duomo! Uczta dla oczu i duszy!

W większości romański wystrój murów polał mi miodem po sercu. Wprost przepadam za rzeźbą wciśniętą w architekturę, za misternością wykończenia, kunsztem ludzi pracujących przy budowie. I ten brak realizmu! Swoiste uproszczenia, zmienione proporcje. Wybałuszone oczy. Niezły komiks w marmurze. Zresztą sami zobaczcie:

Środek też uroczy, choć mniej jasny i nie cały chyba marmurem pokryty (trudno z daleka rozpoznać co kryją zacieki).

Z oczywistych względów rzeźba dominuje nad malarstwem. Powolutku idąc przez światynię można smakować jej wyśmienite przykłady, najwięcej z XV i XVI wieku.

Już mieliśmy wychodzić, ale ciekawski ksiądz (patrzy na kościoły także ze strony profesjonalnej, jak funkcjonują, czyta ogłoszenia itp.) zajrzał przez drzwi, które umknęły mojej uwadze. A tam w przejściu marmurowa szopka. Nie typu neapolitańskiego. Nie znajdziesz tu ubranych figurek, rozbudowanych ruchomych scen. Wszystko w marmurze i marmur mające za głowny temat. Ledwie odszukałam, gdzie to schowała się Święta Rodzina. Ot! Miniaturowa historia wydobycia szlachetnego tworzywa.

Szopka stoi w przejściu do pomieszczenia pełniącego chyba funkcję bocznej kaplicy, małego muzeum, baptysterium, magazynu. Która z tych funkcji jest główną, trudno odkryć.

Złudne w Carrarze wydaje się być określenie marmuru szlachetnym i drogim. Co chwilę spotykamy wytwory z białej skały. Stare kamienice, mocno zniszczone po uchyleniu drzwi odkrywają klatki schodowe wyłożone marmurowymi schodami.

Rzeka spływa białawym zabarwieniem od pyłu marmurowego powstającego przy obróbce.

Zagęszczenie rzeźbiarzy jest tu chyba ewenementem na skalę światową. Co chwilę przy domach pojawiają się marmurowe figurki, być może wyrzeźbione z niewielkich odpadów.

Po drodze do Colonnaty wiele razy mijamy punkty sprzedaży suwenirów. Ktoś musi zapełniać je rzeźbami. A na jednym z zakrętów wita nas olbrzymia Szopa Bożonarodzeniowa, inaczej nie mogę nazwać tych dosyć ciężkich w formie i na pewno dosłownie ciężkich figur, trochę takich Janosikowych, nieprawdaż?

Samochodów osobowych na trasie niewiele. Najpierw widać autobusy z turystami, tylko i wyłącznie niemieckie. Ci na szczęście (co za chciwość turystyczna we mnie?) dalej jechać nie mogą. Potem dojeżdżamy do drogi współużytkowanej z ciężarówkami jadącymi do, albo z kopalń.

Poczuliśmy się jak lilipucie intruzy przeszkadzające olbrzymim stworom w wykonywaniu strasznie poważnej i niebezpiecznej pracy. Lepiej było przepuścić ciężarówkę za nami, bo strach pomyśleć, gdyby się na nas chrabąszcze zdenerwowała.

Widoki robiły się coraz bardziej surrealistyczne.

Ziemię obsuniętą przez deszcze podtrzymywały wielkie złomy marmuru.

Na uskoku powycinanej skały marnie zwisała linowa drabina.

W otworach widocznych po drugiej stronie doliny z zaskoczeniem nagle spostrzegamy przejeżdżające auta.

Po chwili okazuje się, że i my jedziemy tym niezywkłym tunelem z marmuru.

Zaczynało znowu padać, więc skończyliśmy marmurową wycieczkę nabierając apetytu na powrót i do Carrary i do kopalni. Musi to być niezwykle efektowne oglądać je w pełnym słońcu. Wiele razy podczas jazdy autostradą moje oczy myliła biel, brana za śnieg nie za skałę. Tym razem, na zakończenie, bez słońca, ale za to bliżej niezwykłych gór:

A co do tego wszystkiego ma Michał Anioł? Ano to były najbardziej cenione przez niego złoża marmuru.

W strugach deszczu wracaliśmy do domu. Szczęściarze?

5 komentarzy:

  1. farciarze :)
    ostatnia wycieczka rodzica miałaby się nie udać ?
    Duomo !
    może kiedyś je zobaczę , wnętrza zdaje się ,
    bardzo klimatyczne:)
    dusza sama unosi się ku niebu ...

    OdpowiedzUsuń
  2. jaki kosmos!!! aż dziw, że jeszcze Unia Europ nie doczepiła się do niszczenia krajobrazu - hihihi...:)
    był film o Michale, jak robił Dawida i pokazywali transport jego gotowej rzeźby z kamieniołomów - masakra!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. ale MA rzeźbił Dawida we Flo, a może ja czegoś nie wiem, muszę poszukać, ale pracownię zrobił nad samym złomem, no i raczej we Flo

    OdpowiedzUsuń
  4. Widziałam kiedyś te marmurowe złoża z daleka, ale po Twoich zdjęciach mam niesamowitą ochotę przyjrzeć się im z bliska, no i koniecznie zajrzeć do Carrary. Może kiedyś...?

    OdpowiedzUsuń
  5. O , zaskoczyło mnie , że mogłam dziś zawitać w marmurowym kamieniołomie:) Wielkie dzięki:)
    Do Carrary nie dotarłam, a byłam jej ciekawa, od kiedy wyczytałam u Morsztyna , że :
    "Biały jest polerowny alabastr z Karrary", a na jakiejś ekspozycji w muzeum kamieni wspomniano o wyjątkowych walorach tego właśnie marmuru. Ale niestety , kiedy byłam niegdyś z "proszę wycieczką" tuż , tuż towarzystwo rzuciło się na tandetkę na targu w Livorno. Kamory przegrały z bodajże stringami:P

    OdpowiedzUsuń