Ku mojemu zaskoczeniu znaleźliśmy się wśród łagodnych wzgórz porośniętych gajami oliwnymi i winnicami, z gdzieniegdzie powtykanymi ciemnymi pionami cyprysów.
Była to druga , rzekłabym florencka, strona wzgórz Montealbano, które znałam z drogi do Vinci. Nie tylko widoki mnie zauroczyły, szeroko otworzyłam oczy gdy stanęliśmy przed drogowskazami mówiącymi o pobliskich zabytkach.
Nieprzygotowani na takie niespodzianki urządziliśmy wieczorny rekonesans. O willach medycejskich napiszę, gdy uda nam się zwiedzić przynajmniej tę w Poggio a Caiano, więc na razie pozostańmy przy spacerze.
Wysiedliśmy przy willi zwanej „La Ferdinanda” bądź ... Gdyby skadrować zdjęcie w taki oto sposób, trudno na pierwszy rzut oka byłoby orzec coż to za architektura przed nami.
To nie cała willa, to jej kominy!
I ze względu na ich ilość funkcjonuje określenie „willa stu kominów”. Choć faktycznie jest ich „tylko” 40 sztuk, a kżdy z nich to zakończenie jednej sali wewnątrz. Krzysztof miał to szczęście być kiedyś zaproszonym tutaj na przyjęcie weselne, więc mógł zobaczyć środek budowli. Mnie przyszło oblizać się smakiem inetresującego otoczenia.
Smakiem przyciętych z maestrią żywopłotów, detali zaplątanych w promienie zachodzącego słońca.
Zaraz obok przycupnął hotel, zapewne kiedyś należący do zabudowań medycejskich.
Obecnie za kwotę około 135€ od apartamentu (cena dotyczy jednej doby) można pooddychać kilmatem świetności rodu Medyceuszy. To dobre miejsce wypadowe na dalsze wycieczki i bliższe spacery.
Chociażby do malutkiego Artimino pobudowanego na zamkowych pozostałościach, gdzie sąsiedztwo słynnych kominów odcisnęło piętno na nowszych domostwach.
Długo nie dało się spacerować po maleńkim borgo.
Przyczyną były nie tylko rozmiary miasteczka ale i staszliwie głośno grający zespół rockowy, który przyciagał ludzi do wyszynku. Ani muzyka ani jedzenie jakoś nie ciągnęło, więc wydłużyliśmy spacer do Pieve San Leonardo z X wieku. A po drodze:
Kamienny kościół położony jest kilkaset metrów od murów zamkowych, to jeden z najlepiej zachowanych na tym terenie przykładów lombardzkiej architektury romańskiej.
Solidny kamień, przysadzista forma, gościnna loggia na wejście, mocno zaakcentowane trzy apsydy z tyłu.
Czasami wśród kamienia jakaś wstawka z płaskorzeźbioną sceną.
Szkoda tylko że w pobliżu przebiega droga z autami zakłócającymi dawne czasy.No coż, byłoby zbyt doskonale.
Wnętrze świątyni zamknięte, jest możliwe do obejrzenia jedynie przy okazji niedzielnej Mszy św. o 11.30. A wyczytałam, że wyposażenie pochodzi w większości z XVI wieku.
jeszcze nie przeczytałam bo mam pełne oczy łez i ciarki i tęsknotę niewypowiedzianą
OdpowiedzUsuńCudowne, wspaniałe, dech zapiera. Uwielbiam te widoki, mogę je pochłaniać codziennie.
OdpowiedzUsuńMałgosiu, jak się ciesze,ze wróciłaś :***
Najpiękniejsze są wzgórza. I kamienne budowle. I jeszcze małe kapliczki. I cyprysy w doniczkach...
OdpowiedzUsuńGdziekolwiek pojedziesz wszedzie cuda stoja, miejsca piekne, kazde warte aby posiwecic sporo uwagi.
OdpowiedzUsuńI tym samym znowu narobilas mi apetytu na wycieczke do Toskanii...
Dziekuje za dzisiejsza wedrowke po tych cudach!
Pozdrawiam :)
apsyda - absyda - sprawdzając w słowniku obie formy wyświetlają się z tym samym znaczeniem słowa, ale sądzę, że ta z "b" w środku jestem milsza mej percepcji języka polskiego:):):)
OdpowiedzUsuńCudowne, cudowne, cudowne. Zdjęcia przepiękne aż dech zapiera. Dla mnie najpiękniejsze są wąskie uliczki, cyprysy i kamienne drogi. Cały Twój blog taki piękny. Wspaniele się czuję po przeczytaniu i obejrzeniu tego, co Ty widziałaś na żywo, więc postanowiłam w końcu to powiedzieć. Pisz, rób zdjęcia, opowiadaj, jak najwięcej. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń