wtorek, 4 sierpnia 2009
WRACAJĄC DO NALEWKI ORZECHOWEJ
Nie podejrzewałabym, że nie muszę pamiętać, kiedy mam znowu zabrać się za nalewkę. Pilni czytelnicy nie pozwolili mi zapomnieć o upływie 40 dni. I tak oto do bardzo pociemniałej substancji dodałam syrop z butelki czerwonego wina (jakiegoś zwykłego używanego przez nas do obiadu) oraz 700g cukru. Syrop przygotowuje się poprzez lekkie podgrzanie wina z cukrem oraz jeszcze goździkami i cynamonem. Razem z dodanymi od razu powinno być ich około po 3g. Przestudzony syrop dolać do zalanych orzechów i odstawić znowu, ale tym razem na 10 dni. Pamiętać dalej o wstrząsaniu. Na koniec należy odfiltrować wszystkie stałe składniki i cieszyć się smakiem pysznej nalewki orzechowej :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Malgosiu! Tak szybko smakiem tejze nalewki sie nie nacieszysz, bo powinna jeszcze postac teraz z rok i wtedy to dopiero jest nektar bogòw! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńPicolo.
A mnie zawsze nalewka orzechowa kojarzyła sie z lekiem na ból zoładka, jaki szykowała Babcia.
OdpowiedzUsuńAle skłąd nieco inny bo tylko orzechy w zielonych jeszcze łupinach zalane spirytusem :)
proszę o dokończenie przepisu. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńa gdzie efekt końcowy?
OdpowiedzUsuńproszę podać jakie dodała Pani wino - słodkie , wytrawne ?
Przepraszam, ale myślałam, że wszystko jest czytelne. Pierwsza część przepisu wszak została przedstawiona we wpisie http://toskania.matyjaszczyk.com/2009/06/orzechy-w-pynie.html
OdpowiedzUsuńZ kolei o winie napisałam, że używane do obiadu i nawet do głowy by mi nie przyszło wyjaśnić, że to czerwone wytrawne. A zdjęcia nie zrobiłam, bo płyn jak to płyn, ciemny mocno :) Za to na pewno przepyszny. Nie odczekaliśmy roku, by spróbować. Rewelacja!
Dziękuję:)
OdpowiedzUsuń