poniedziałek, 15 listopada 2010

UCHO ŁOSIA


Chyba straciłam umiejętność czytania ze zrozumieniem. Świadczyć o tym może ostatnia wyprawa do Florencji. Na bieżąco śledzę kilka blogów toskańskich dostarczających informacje o imprezach, miejscach, lokalach itp. Na jednym  z nich wypatrzyłam ciekawą akcję artystyczną mającą na celu umiejscowienie kopii naturalnej wielkości "Dawida" Michała Anioła w miejscach proponowanych za czasów powstania dzieła. Gratka, nieprawdaż? No, ale widać opis opisem a życie życiem. Nic takiego nie znaleźliśmy. Stwierdziliśmy więc, że nie interesują nas i inne punkty "Florens2010", przecież zawsze można pospacerować. Łaskawie nawet mżawka na ten czas ustąpiła, choć przyznacie, że konie w pelerynach i z parasolami wyglądają bardzo widowiskowo? Krzysztof nie może się opanować i zawsze podchodzi do nich sprawdzić aksamitność chrap. 
Ja wolałam skorzystać z oferty dwojga młodych ludzi, którzy chodzili po Piazza Signoria z napisami proponującymi przytulenie za darmo. Polecam wszystkim, działa znacznie lepiej od czekolady, która tego dnia kusiła, oj kusiła! I nie tylko czekolada. 
Ale o tym później, bo najpierw przecież zjedliśmy obiad. Nie mogę o tym nie wspomnieć, smaki stanowią zawsze dobre tło, no i bajecznie wprowadzają w odpowiedni dla Florencji nastrój. Daleko od parkingu nie szukaliśmy, więc zatrzymaliśmy się w restauracji-pizzerii "Lorenzo de' Medici". Okazało, się, że stoliki na zewnątrz, które nas przyciągnęły bliżej, ustawiono z tyłu lokalu, a my weszliśmy do niej mniej reprezentacyjnym wejściem, zaraz obok pieca pizzowego, przez co byliśmy zaskoczeni wielkością restauracji. Sala o przyjemnym wystroju tętniła życiem, kelnerzy uwijali się jak w ukropie. 
Większość klientów zamawiała pizzę, wyglądała bardzo smakowicie, ale myśmy skusili się na zestaw toskańskich przystawek (w tym crostini z pastą z czarnych oliwek), potem cannelloni nadziewane kurczakiem i polane ragù, następnie grillowane salsicie z oraz polędwica wołowa z zielonym pieprzem. Oczywiście nie mnóżcie tego razy dwa, ledwie zjedliśmy we dwoje po jednej potrawie tu wymienionej, w czym nam wyśmienicie pomogło wino. Krzysztof nawet jeszcze poprosił o Unicum, ja jakoś do gorzkiego nie mogę się przekonać. 
Skoro więc już znaleźliśmy się we Florencji to uskuteczniliśmy krótki spacer zakończony tragedią dla mnie. Na Piazza della Repubblica z okazji biennale enogastronomicznego rozsiadły się kramy z takimi pysznościami, że jęczałam, bo właśnie zaczęłam robić w moim organizmie miejsce na Boże Narodzenie (że tak eufemistycznie nazwę bezsłodyczową dietę). Może raźniej mi będzie, gdy pojęczycie ze mną? 
I jeszcze parę migawek z niedzielnego popołudnia ciągle zagrożonego deszczem, zauważcie, że w oko wpadły mi następne obiekty do kolekcji.
Jakżeż inaczej wygląda rysunek wykonany wprost na ulicy. Właściwie to już niemal akwarela. 
Ciekawy jest zamysł towarzyszący twórcom tego typu kopii. Poszli w ślady średniowiecznych pielgrzymów, którzy często zostawiali na podłodze ślady w postaci portretów Madonny. Nazywają się więc Madonnari, a ulice są ich blejtramami. A jak malują, zajrzyjcie do ich galerii. 
Na koniec wytłumaczenie tytułu. Otóż nie ma on żadnego związku treściowego z wpisem. Czasami Krzysztof przerzuca zdjęcia nadając folderom swoiste nazwy typu "aaa" lub "aaaaa". Poprosiłam go o coś bardziej charakterystycznego, no i mam "ucho łosia", piękneż?

21 komentarzy:

  1. Ha ha :) a ja doszukiwałam się jakiegos suspensu w związku z tytułem łosiowo usznym/
    Przyznaję,że Madonnarii robią kawał fajnej roboty!
    Ech na noc takie zdjecia pysznosci,ide po czekoladę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. z kopią Davida to prawda i ostatnio była na dachu katedry!!! Niestety nie widziałam na żywo, tylko opowiadano mi a także widziałam fotografie i filmik np. w Corriere della Sera wydaniu Corriere Fiorentino, oprócz tego tym razem plac katedralny tylko na jeden dzień był wyłożony pięknym trawnikiem!! Miało to związek właśnie z Florens 2010 a trawnik może bardziej z cudem Zanobiego. David później miał się udać na Piazzę Signorię a trawnik gdzieś na boisko szkolne i jeszcze gdzieś.
    Dzisiaj niestety nie udaje mi się już znaleźć wcześniejszego wydania wersji online Corriere Fiorentino.
    Dzisiauj pojawił się za to sondaż
    gdzie chciałby zostać David ( ta nowa kopia) http://corrierefiorentino.corriere.it/appsSondaggi/pages/corfirenze/d_8100.jsp
    Pozdrawiam z ostatnio wyjątkowo słonecznego Krakowa,
    Małgorzata

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś znalazłam:
    http://corrierefiorentino.corriere.it/firenze/notizie/arte_e_cultura/2010/13-ottobre-2010/david-si-fa-quattro-piazza-duomo-prato-1703943551326.shtml

    i tu:
    http://corrierefiorentino.corriere.it/fotogallery/2010/11/david/david-viaggia-citta-1804144934759.shtml

    pozdrawiam raz jeszcze
    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie tyle też i ja przeczytałam w programie "Florense2010", ale Dawida na tej trasie nie znalazłam. Coś im końcówka projektu chyba nie wyszła. Najbardziej marzyło mi się zobaczenie go na katedrze. A tu kiszka :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Był na pewno na katedrze, to widziałam nawet w dzienniku ogólnowłoskim, a w Corierre był filmik z zachwyconymi turystami i zdziwionymi Florentczykami.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tytuł piekny,ale obrazki jeszcze piękniejsze. Jak to Florencja, zawsze cudna:))

    Uściski Małgosiu:)

    OdpowiedzUsuń
  7. polecam tu parę fotografii jak wygladało gdy był przed katedrą:

    http://www.nove.firenze.it/vediarticolo.asp?id=b0.11.13.17.38

    i tu polecam:
    http://corrierefiorentino.corriere.it/firenze/notizie/arte_e_cultura/2010/9-novembre-2010/david-viaggia-citta-1804133926068.shtml

    odbyło się jak było zaplanowane
    raczej

    OdpowiedzUsuń
  8. Małgosiu, ale ja zdjęcia widziałam, chciałam to zobaczyć na żywo, byłam 14 listopada,a według programu:
    Da Piazza Duomo a Piazza della Signoria, 14 novembre

    Nie było nic, program napisano tylko chyba dla wtajemniczonych, może była jakaś określona godzina akcji przeprowadzki rzeźby? Nie wiem. Program nic o tym nie informował. Ale nie zastaliśmy też jej u celu. Stał tam tylko odnowiony Dawid, ten, co stoi tam już od dawna w miejsce oryginału.
    Łąkę na zdjęciach też widziałam, ale z tym to akurat to się liczyłam, że nie zostanie do niedzieli.
    Cud wydarzył się w styczniu, o ile pamięć mnie nie myli, więc może choć kiedyś załapię się na kwiaty pod kolumną, mam nadzieję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Małgosiu ! nie rozpaczaj ,za sobą masz mnóstwo atrakcji a ile jeszcze przed Tobą :)))
    Dobrze zrozumiałam ? Jesteś na d.... ;)
    Tytuł , hihihehe oj ! Ten Krzysiu to ma pomysły !

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak sobie marzę o paru już lat, że pewnego dnia marzenia o podróży do Toskanii się ziszczą:-) Tymczasem Pani blog jest namiastką podróży. Lubię tu zaglądać:-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Z tą rozpaczą to nie u mnie :) Zresztą wystarczy przytulić się do obcego człowieka i już człowiek zapomina o rzeźbie, wszak ludzie ważniejsi :)
    Kameleon pozdrawiam i zachęcam. Jestem tego żywym przykładem, że marzenia się spełniają :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Brawo dla ks Krzysztofa za pomyslowosc ;)) hihihi
    Jak ja kocham takie kramy z lokalnymi pysznosciami! Zwlaszcza w sezonie przed BN.
    A skoro juz mowa o pysznym jedzonku we Florencji, to cos mi sie przypomnialo wiec przytocze tu slowa mojej 6letniej corki...Najpierw jednak maly rys sytuacyjny. W czerwcu dwukrotnie goscilismy w, polecanym przez Malgosie, Leonardo na mega pysznosciach obiadowo-kolacyjnych. Lokal spodobal sie najbardziej Kasi (dzieci lubia taka domowa, niezobowiazujaca atmosfere), ktora dodatkowo byla zaczepiana przez panow kucharzy, wlasciciela i starszego Pana-florentynczyka, widac ze bardzo zaprzyjaznionego ristorante.
    Atmosfera lokalu, zabawne rozmowy i wino do obiadu spowodowalo ze sie ugielismy i pozwolilismy mlodej na wypicie coca coli. I tak oto zakazany owoc w domu urosl naglrbdo miana legendy Florenckiej. I co jakis czas
    staje teraz przed pytaniem "Mama, jak pojedziemy do Wloch, to pojdziemy dooo tego noooo, do Leonarda, prawda? Zamowie tam sobie coca cole. Bo tam jest najpyszniejsza cola na swiecie!"
    Nie wiem co na to powiedzialby chef z Leonardo, ale coz.. taki to juz swiat wedlug dziecka..
    swiecie!!"

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj pojęczę z Tobą Małgosiu pojęczę, też nie mogę słodyczy buuuuuu....
    A co to jest to ciemne na zdjęciu w lewym dolnym rogu obok ciasteczek? Czekolada??????
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  14. Justi, wypaczyłaś dziecku smak, hi hi hi :) Ale za to słowo Leonardo zapamięta na długie lata :) Cieszę się, że jesteś zadowolona z Leonardo. Też tam lubię zaglądać. Lubię patrzeć na starszego pana, który gada po trochę w każdym języku. Jeszcze tylko nie przyłapałam go na japońskim. Ale pewnie wszystko przed nim.
    Iwono, tak, tak, buuuuuuuu, to płaty czekolady z orzechami. Jedyne z tych propozycji kramowych w zasięgu mojego żołądka to warzywa i owoce, ale te były w odwrocie wobec słodkości, likierów, wędlin itp. Nie znaczy, że mięsa nie jadam, jadam i owszem, ale tam miałam ochotę rzucić się nawet na tłuściutkie bielutkie lardo. Uch!
    No teraz już zmykam, jeszcze tylko jeden mały, acz znaczący wpis poczynię.

    OdpowiedzUsuń
  15. No tak Malgos, Pan gada rzeczywiscie jakby dostal dar jezykow. Trudno z nim nawet po wlosku szlo ...
    Na koniec Kasia nazwala go "Gobo" ;) ale byl uroczy i bardzo zabawny.

    OdpowiedzUsuń
  16. Oj Florencja.. A te rysunki na kamieniach podziwiałam. Obok zawsze był rozmyty, chyba z poprzedniego dnia. Te kopie były niesamowite aż szkoda, ze tak krótko trwałe.... Na te pyszności ze straganów tez bym się skusiła. "Ucho łosia" też dodrze!

    OdpowiedzUsuń
  17. Małgosiu, jakie piękne zdjęcia, a te smakołyki na targu... też jęczę z Tobą, chociaż moja silna wola się łamie i gubi mnie łakomstwo :)Zapisuję na mojej liście Lorenzo de' Medici", byle do wiosny :))) Rozumiem Krzysztofa, te chrapy końskie - sam aksamit...pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  18. zapomniałam się podpisać
    Eugenia

    OdpowiedzUsuń
  19. Przytulenie za darmo?Cudny pomysł odrazu cieplej w ten deszczowy,zimny poranek . Cudne obrazki z Madonną . Podobne w stylu malowidła na ulicy widziałam jesienią w Paryżu.. No a targowisko i wszystko co na nim budzi zachwyt i tęsknotę ,ech ! Muszę solidnie zacząć myśleć o moich toskańskich marzeniach - być może w przyszłym roku wreszcie się spełnią...
    Gdynianka

    OdpowiedzUsuń
  20. O faktycznie było na samym początku. Widze, że nie skumałam wpierw o co chodzi ;)

    No,ale juz wiem:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Eugenio, chciałabym tylko zaznaczyć, że "Lorenzo de'Medici" jest tak mniej więcej dwukrotnie droższy od wspominanego już na blogu "Leonardo". Niepełny obiad, bez deserów, jedna przystawka, jedno pierwsze i dwa drugie dania oraz wino kosztowały na dwie osoby 61€, co zaokrągliliśmy do 65 €, gdyż zawsze zostawiamy napiwek, bez względu na to, czy tak się robi czy nie.

    OdpowiedzUsuń