poniedziałek, 30 stycznia 2017

PAESE

Słowo paese może oznaczać kraj pochodzenia, terytorium, ale też i małe miasteczko, wyrazistą strukturalnie wioskę.
Takim paese jest właśnie Tobbiana, inaczej niż San Pantaleo, które jest frazione, czyli częścią, podmiejską dzielnicą miasta. I to patrząc wstecz na San Pantaleo napiszę Wam dzisiaj o paese. Uwzględnijcie, proszę, że nie jest to ogólne rozróżnienie, tylko wynikające z mojego doświadczenia dwóch konkretnych miejsc na ziemi.
Jak już pisałam, Tobbiana jest miejscowością z charakterystycznymi skupiskami domów zwanymi borgo. Bardziej wydzielona terytorialnie miejscowość ma zazwyczaj bardziej wyrazisty charakter, życie mieszkańców nie ciąży ku centrum dużego miasta, mimo, że często w nim pracują. W przypadku Tobbiany może to być Prato ze swoim przemysłem tekstylnym, albo położona w tej samej odległości Pistoia.
Paese (tu około 1000 mieszkańców) ma podstawowe usługi na miejscu, czyli obowiązkowy bar, jest i poczta, sklep spożywczy, gabinet lekarski, a nawet kilka lokali gastronomicznych. Ich poziom jest bardzo zróżnicowany. Pizzeria serwuje pizzę, która akurat mi nie podchodzi, więc raczej nie stanę się jej stałą klientką, co nie znaczy, że nie lubię pizzy, wręcz przeciwnie. Tobbiana ma jeszcze 4 miejsca, w których można zaspokoić głód, bądź apetyt na toskańską kuchnię. Są to lokale o bardzo zróżnicowanym poziomie kulinarnym i cenowym.
Wraz z Moniką wypróbowaliśmy, jak gotują w położonej na uboczu osadzie Striglianella, w Trattoria Torracchi. Mogę Wam ze stuprocentową pewnością napisać, że jedynym mankamentem tego lokalu jest jego położenie.  Ten mankament w postaci trudnej drogi odczuwała tylko Monika piszcząc nam ze strachu. Dobrze, że jechaliśmy po ciemku, nie widziała więc wszystkich stromizn, jedynie wąską drogę i nawracające zakręty. Ja już kiedyś dotarłam tam sama autem, czekałam więc tylko okazji, by sprawdzić, czy doskonałe opinie na Tripadvisor są napisane przez realnych klientów.
Turyści właściwie tu nie zaglądają, mam nadzieję, że namówię kilkoro czytelników na wizytę w Trattoria Torracchi.
To rodzinny biznes ze wspaniałą domową kuchnią, jakiej szukać ze świecą w ręku. Jest lekko rustykalnie, ale bez nachalnego postarzania i wiejskości.
Prosty, jasny wystrój, dużo pięknych obiektów pochodzących z gospodarstwa, kompozycje na ścianach zatrzymane w obręczach po dużych beczkach; wszystko przełamuje swoista elegancja, kojarząca się z czystą i schludną gospodynią domową, którą zapewne jest stareńka Anna, chodząca historia osady.
fot. Monika Zawadzka
Latem lokal poszerza się o przyległy taras. Nie jestem pewna, czy nie lepiej jest tam zadzwonić i się umówić. Można też napisać do nich maila (namiary na Tripadvisor). Byliśmy tam w środku tygodnia,  ale słyszałam kątem ucha, że ludzie dzwonią rezerwować miejsca nawet zimą. Nie oznacza to, że wszystkie miejsca będą zajęte, tylko, jeśli nikogo poza Wami nie będzie, to dobrze jest uprzedzić właścicieli, że nadciągacie.  Przygotują dla Was same pyszności.
Myśmy zdecydowali się na dwie godziny przed kolacją.
A że wieczorem trudno jest mocno napełniać żołądki, wybraliśmy dwie porcje przystawek podzielone na trzy osoby oraz po jednym pierwszym daniu, któremu z ledwością daliśmy radę, tak się napełniliśmy przystawkami. Jak tu się oprzeć szynce i salami? Trzem rodzajom crostini? A już jedynym sposobem, by ręka nie sięgała po smażone na głębokim oleju drożdżowe paluchy, było  odsunięcie ich od siebie jak najdalej. Moim hitem były tortelini nadziewane ziemniakami, w klasycznym ragù oraz papardelle z ragù z kaczki. Mniej mi podeszły pici z liśćmi rzepy i policzkiem, ale pewnie dlatego, że podano je nam na końcu, gdy już nie byliśmy w stanie pomieścić nic w żołądkach. Właściciele są przygotowani i na taką ewentualność, mogą zapakować pozostałości na wynos.
Na deser, oczywiście, zawsze znajdzie się miejsce. A już miałam zrezygnować, chwila wytchnienia i dałam radę poezji w postaci delikatniejszej wersji panna cotty, czyli mieszanki jogurtu i śmietany. Monika rozpływała się nad doskonałą zuppa inglese. A żeby nam było żal odchodzić, to Anna jeszcze poczęstowała nas własnej roboty (jak wszystko) figowymi cantucini z vinsanto.
Na pewno tam jeszcze wrócimy, bo dawno już nie jadłam tak pysznie.
A teraz jeszcze wracamy do słowa paese. Lokale gastronomiczne to tylko jeden z plusów Tobbiany. Jak już wspomniałam, życie nie ciąży ku innym miejscom, mieszkańcy mogą pracować gdzie indziej, mogą podróżować (co niektórzy robią), ale ich serce i chęć spędzania wolnego czasu może być realizowana na miejscu. Dzięki temu tradycje mają tutaj większą szansę na pielęgnację, na przetrwanie. Jeszcze mam słabe w nich rozeznanie, wiem, że część powoli wymiera, albo została zaniedbana, ale i tak jest dobrze.
Ciekawostką, smutną z racji okoliczności, jest użycie dzwonów informujących Tobbianę, że ktoś umarł. Po najbliższej Mszy św. uruchamiane zostają dzwony, w dość skomplikowanym systemie. Ludzie od razu orientują się, że z dzwonnicy płynie wiadomości o śmierci mieszkańca, wiedzą nawet że to są dzwony brzmiące o odejściu kobiety, albo mężczyzny.
Podobnie jest już na samym pogrzebie. Przyznam też, że mile zaskoczyło mnie, iż niemal wszyscy uczestnicy pożegania ze zmarłym wchodzą do kościoła, w przeciwieństwie do poprzedniej parafii, kiedy to pod kościołem urządzano sobie towarzyskie spotkania na czas trwania Mszy św.

Na koniec zostawiłam sympatyczną tradycję. I w San Pantaleo i w Tobbianie Krzysztof z chęcią pobłogosławił zwierzęta z okazji wspomnienia św. Antoniego Opata. Jednak w San Pantaleo niewiele osób przychodziło na pokropienie wodą święconą. W obecnej drugiej parafii Krzysztofa (Fognano) Pro Loco zrobiło z wydarzenia całą imprezę, łącznie z poczęstunkiem. W Tobbianie bez wyszynku, ale pojawiły się licznie czworonogi, kopytne. królik i ptaki. Sporą grupę stanowili właściciele myśliwskich psów, od których nasłuchałam się mrożących krew w żyłach historii.
fot. Monika Zawadzka
Widziałam niektóre biedaczyny pocharatane przez dzika. Jednak ciagle trudno mi jest zrozumieć myślistwo. Obecność myśliwych wiążę z rozszerzoną działalnością duszpasterską nowego proboszcza, a mianowicie powieszeniem w barze plakatu zapraszającego na błogosławieństwo. Już tak się zwłoszczyłam, że brakowało mi jakiegoś kramu z jedzeniem. Będziemy nad tym pracować w przyszłości :)

11 komentarzy:

  1. Czuję się dopieszczony wpisem.A.P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdą oczywistą jest,ze podczas podróży po Włoszech zauważymy,że zwyczaje,krajobraz,kuchnia a nawet język różnią się znacznie.Prawdą również jest to,że dotyczy to wszystkich krajów.Ale niestety wielu z nas nie jest danym się o tym {powiedzmy naocznie przekonać.Dzięki Tobie Droga Małgosiu Ja i wielu innych dociera do miejsc,poznając je od środka.Daleko od tłumu turystów.bo te miejsca tez są piękne.I zapewne niejednego z nas swoimi opowieściami,kadrami przywiedziesz do Tobbiany i okolic by poznane slowem i kadrem miejsca ""dotknąć"',smakować i sprawdzić czy miałaś rację.Nienawidzę myślistwa wszelakiego uściski Roksana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, bo sama nadziwić się nie mogę spokojnemu pięknu tej okolicy. Warto je dzielić :)

      Usuń
  3. Tradycje lokalne uwielbiam!Jestesmy tymi w jakim srodowisku sie wychowalismy, lub tymi w jakim srodowisku( nam przyjaznym) egzystujemy lub chcielibysmy zyc.
    Jak ja juz dotre na stale do tej Italii to wiem ze zaangazuje sie calym sercem w lokalne tradycje w jakiejs paese:)
    Malgosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Wrosnąć, określić się, zobaczyć piękno człowieka w tradycji :)

      Usuń
  4. "Paese mio che stai sulla collina disteso come un vecchio addormentato". Jak zawsze post wspaniale przenosi do miejsca, które Pani opisuje. Ciekawa informacja o dzwonach bijacych na pogrzeb. A do takiego lokalu obiecuję sobie kiedyś trafić i posmakować pyszności poza szlakami i menu turistici. Pazienza, tutto e possibile :-)! Se crederai, tu riuscirai :-)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeja! A ja dzięki Pani w końcu przyjrzałam się słowom tak bardzo znanej głównie z refreniu piosenki. Pani Dominiko, rzadko z aż takim entuzjazmem polecam lokale. A przecież w wielu bardzo dobrze jadłam. rzadko jednak aż tak dobrze domowo :) W Trattoria Torracchi można trafić nawet na już dość zapomniane toskańskie potrawy.

      Usuń
  5. o kurcze ale zaskoczenie. Czytałam z otwartymi ustami ... prawie mi ślina na klawiaturę kapała z wrażenia. Niesamowite to rozpoznawanie po dzwonach, że ktoś zmarł a jeszcze czy kobieta czy mężczyzna to w ogóle o czymś podobnym nigdy nie słyszałam.

    No i święcenie zwierząt gospodarsko-domowych no rewelacja :D coś jak święto św. Franciszka z Asyżu ... pobłogosławienie naszych braci mniejszych :) a królik to ten w klatce pod koniec czy tam wcześniej w transporterku ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W transporterku to chyba był kot. Proszę uważać na klawiaturę :) Jakaś folia spożywcza ewentualnie może zadziałać :) Ja przykrywam tak, gdy maluję :)

      Usuń
  6. Miód na serce: święto św. Antoniego Opata, błogosławieństwo dla zwierząt w gospodarstwie wiejskim i domowym :) Dziękuję księdzu Krzysztofowi! Za ten plakat, który przyciągnął ludzi i ich czworonogi.
    Pozdrawiam, A.

    OdpowiedzUsuń