czwartek, 11 maja 2017

DOLCE FAR NIENTE

Mam nadzieję, że już Was nie straszę wirusem. Okazało się, że wszystko z radości i odliczania dni do okrągłej rocznicy bloga. Licznik, który sobie ciuchutko tykał w prawej kolumnie, nie spodobał się programowi antywirusowemu.

Wracam jeszcze do chwil przed Świętami, gdy nie było zbyt wiele czasu na byczenie się, co nasi goście bardzo dobrze rozumieli i pomagali nam w miarę swoich możliwości.
Raz tylko wybraliśmy się na ulubione wzgórze zwane przeze mnie Wzgórzem Jane Eyre, a w oryginale będące miejscem o nazwie Reticaia.






Pogoda nam sprzyjała na Wielkanoc, więc wykorzystaliśmy wolny czas.

W Niedzielę Wielkanocną pojechaliśmy po obiedzie do Cascina di Spedaletto. Zabraliśmy nawet psy, to był pewnie jeden z ostatnich wyjazdów słabnącego, a wszak już ponad 17 letniego Bo.


 

 Druso spodobał się pewnemu trzynastolatkowi, a spodobał się na tyle, że chłopiec przykleił się do nas i długo ze mną rozmawiał, opowiadając swoją bardzo smutną historię. O umieraniu taty, o depresji mamy, o zmianie miejsca zamieszkania, o braku tam przyjaciół.  Jejka, ile może udźwignąć dziecko! Na szczęście, mówił też i o swoich planach na przyszłość, te są pogodne, mądre i dobre. 
Cascina di Spedaletto była świetnym wyborem na słodki wypoczynek. Wybraliśmy część oddaloną od stolików, bo akurat piknikowała tam rodzina. Piękny widok, zwłaszcza tatusiowie bawiący się z dziećmi w puszczanie latawców.


Sprawdziliśmy też, jak to jest ze sprzedażą owczych serów. Sprawdziliśmy, a  po kilku dniach kupiliśmy w Spedaletto pyszne pecorino (wszak jest oddalone od Tobbiany tylko 7 km). Można też tam kupić świeżą, niepasteryzowaną ricottę (produkt lokalny, charakterystyczny, zarezerwowany dla Pistoi), ale trzeba się najpierw upewnić, czy akurat będzie w sprzedaży. 

Następnego dnia był Wielkanocny Poniedziałek zwanym Poniedziałkiem Anioła lub Małą Paschą.
To była Pasquetta perfetta. 
Pogoda absolutnie idealna, po Mszy został jeszcze długi dzień na dolce farniente.


 Zaczęliśmy od  Cappuccino Boccaccio w Certaldo, a potem ruszyliśmy w nowe miejsca.

   

 Wymyśliłam, by zobaczyć pewien kościół, już nawet nie pamiętam, co mną kierowało.
Najpierw zatrzymaliśmy się w przydrożnym gaju oliwnym, by podjąć tutejszą tradycję wielkanocnego piknikowania.
Wszysycy pialiśmy nad szczęściem, jakie było naszym udziałem, pogoda tak piękna, że (jak dotąd jedyny raz w tym roku) założyłam sandały. W oddali majaczyły zarysy wież San Gimignano.

 

Menu, przyznam się nieskromnie, było pyszne.

 


 Eh ....

W pewnym momencie podszedł do nas pies, a za nim rodzina, wyglądało na to, że gospodarzy.
 

Myślałam, że będą mieć do nas pretensje o piknik w ich gaju oliwnym, a nie - mile porozmawialiśmy, tylko ich drugi pies zostawił na kocu urynowy ślad i tyle :)
Potem jeszcze z daleka machali do nas na pożegnanie.


 Cel: Pancole.

A konkretnie Sanktuarum  Maryi Matki Bożej Opatrzności i jego renesansowa architektura.

Po drodze zaciekawiła nas imponująca posiadłość Villa del Monte.


Po powrocie doczytałam, że kiedyś właścicielem całego kompleksu był jeden z bajbardziej znanych rodów z Pistoi - Panciatichi. Obecnie rezydencją zarządza rodzina Ruffo z Calabrii, przekazując posiadłość pod władanie turystów, uczestników różnych uroczystości, itp.
Jeśli chcecie, zajrzyjcie na stronę Villa del Monte.

Dojechaliśmy do renesansowego Sanktuarium w Pancole.
 

Faktycznie, bryła jest bardzo wyważona, z wielką ciekawostką: przyjeżdżający do Pancole od strony Certaldo, jadąc dalej do San Gimignano, może skręcić w lewo i objechać budynek, ale może też przejechać ... pod nim.



 Środek ma dość skromny wystrój, wzrok zatrzymują piękne rzeźby, czy słynący cudami fresk.



 Mamy do czynienia z odbudowanym kościołem, który został okaleczony bombą, na szczęście udało zachować założenie sprzed wieków.

Bardzo lubię wejścia typu krużgankowego.
   
 Podcienia są takie gościnne, dają schronienie w każdą niekorzystną pogodę, czy to deszczową, czy też w trakcie żaru lejącego się z nieba.

 Jeśli zapragniecie jeszcze większej ochłody, tuż przed placem przykościelnym jest zejście do groty ze ... Żłóbkiem.


Ciekawe przejście w kalendarzu liturgicznym, by w Wielkanoc oglądać scenę z Bożego Narodzenia. Jest to możliwe każdego dnia roku, gdyż Żłóbek to stała wystawa. Na pewno go nie przegapicie, wiodą do niego niezbyt urodziwie pomalowane olejną farbą figury.

 Postanowiliśmy zakończyć tak udany wyjazd lodami w San Gimignano.
Pomysł niezbyt trafiony, takich tłumów chyba jeszcze nigdy tam nie spotkałam, a o miejsca parkingowe było trudno nawet na bardzo odległym parkingu.


Zawzięliśmy się i nie przestraszyliśmy długiej kolejki po lody.

  Warto było! Jak zawsze.

Tydzień później wybraliśmy się na spacer do Lukki, w której trafiliśmy na coroczny targ kwiatów pod patronatem św. Zyty (przypomnę, że to lokalna święta, służąca, która resztki z pańskiego stołu wynosiła i rozdawała biednym, gdy raz ktoś na nią doniósł i sprawdzono, co niesie w zawiniętym fartuchu, resztki jedzenia cudownie zamieniły się w kwiaty).



Ostatnie chwile pobytu, tuż przed wylotem moich kochanych gości spędziliśmy w Pizie, na Placu Cudów. Tym razem tematykę zdjęć zawęziłam niemal do ludzi, bo patrząc tylko na ich pozycje, można od razu zgadnąć w jakim zakątku świata się znajdujemy.


Gości już dawno nie ma, za to zaległości na blogu co raz większe. Postaram się je nadrobić. Może uda się do 10 rocznicy? Zostało mi półtora miesiąca :)




Spero che non vi ho spaventato col virus. Si è scoperto che tutto per mia gioia per occasione del anniversario del mio blog. Al programma antivirus non piaceva il contatore, che tranquillamente doveva contare i giorni fino al 27 giugno.

Sto andando indietro sino al tempo prima della Pasqua, quando non c'era tanto tempo per riposare, e nostri ospiti prima di tutto aiutavano nei nostri lavori a casa e giardino, secondo loro capacità.
Solo una volta siamo andati alla Collina che io chiamo di Jane Eyre, ma luogo originale si chiama La Reticaia.







Durante la Pasqua il tempo è stato favorevole per noi, quindi abbiamo usatolo per dolce far niente.

La Domenica di Pasqua siamo andati a Spedaletto di Cascina. Abbiamo preso anche i cani, questo era probabilmente uno degli ultimi viaggi del vecchissimo cane Bojangles (più di 17 anni).


 

 Druso è piaciuto a un ragazzo di 13 anni, è piaciuto così tanto che il ragazzo si attaccava a noi e ha parlato lungo con me, raccontando la sua triste storia. Un padre morente, una madre depressa, un cambiamento di residenza, la mancanza di amici. O Madonna! Quanto può supportare un bambino! Per fortuna, Matteo ha parlato anche dei suoi progetti per il futuro - sono chiari, saggi e buoni.
Spedaletto di Cascina è stata un'ottima scelta per il dolce riposo. Abbiamo scelto la parte del prato senza tavoli,  perché la giocava una famiglia. Bella vista, soprattutto di papà che giocava con bambino con aquilone volante.

Abbiamo chiesto come si può comprarla il formaggio di pecora. Abbiamo controllato, e dopo pochi giorni in Spedaletto abbiamo comprato delizioso pecorino (dopo di tutto, che è lontano da Tobbiana a soli 7 km). Ci si può anche la ricotta non pastorizzata (prodotto locale, caratteristico, riservato a Pistoia), ma è necessario sapere, se la ricotta sarà in vendita.

Il giorno successivo è stato Lunedi di Pasqua.
Come ha detto Don Cristoforo: Pasquetta perfetta.


Abbiamo iniziato col Cappuccino Boccaccio a Certaldo, e poi ci siamo trasferiti in posto nuovo anche per me.


Ci siamo fermati in un uliveto lungo la strada per fare il picnic.


Tutti eravamo felici, il tempo faceva così bello che (finora) l'unica volta quando indossavo i sandali.

 

In lontananza si vedeva i contorni delle torri di San Gimignano. Menu era delizioso. Eh ....


In un momento un cane si avvicinò a noi con la famiglia dietro di lui, sembrava che erano i proprietari del uliveto. Ho pensato che sono venuti con le pretese, invece no - hanno parlato con noi piacevolmente.

Andiamo. Nostra metà: Pancole, in particolare Santuario di Maria Santissima Madre della Divina Provvidenza, con la sua architettura rinascimentale.
Per un minuto ci siamo fermati per fotografare una imponente Villa del Monte.


Dopo il ritorno a casa ho letto che una volta la villa era la proprietà della nota famiglia pistoiese - I Panciatichi. Ora la residenza è gestita dai Ruffo di Calabria, è adatta ai turisti, partecipanti di vari eventi, etc.
Se volete, potete guardare la pagina web di Villa del Monte.



Alla fine abbiamo raggiunto il Santuario di Pancole. Si sente la armonia dell'architettura rinascimentale, ma c'è una molto interessante curiosità. Quando si arriva a Pancole da Certaldo,  si può girare a sinistra e andare intorno all'edificio, ma si può anche guidare ... sotto la chiesa.



Interno della chiesa e modesto, con belle sculture e l'affresco miracoloso.
Mi piace molto l'ingresso con i portici che sono la protezione durante la pioggia o durante il caldo che cade dal cielo.



 Se si desidera fresco ancora di più, poco prima della piazza del sagrato è una discesa nella grotta con
... il presepe.

   

 Passaggio interessante nel calendario liturgico: guardare la scena di Natale durante la Pasqua. Questo è possibile tutti i giorni dell'anno, perché il presepe è una mostra permanente.


Abbiamo deciso di terminare il viaggio mangiando i gelati in San Gimignano.
Mai incontratotala le folle così grande, era difficilissimo di trovare il postu sul parcheggio, anche alontanato dalle mura.


 Non ci ha spaventata la fila per i gelati, ne valeva la pena! Come sempre.


 Una settimana dopo siamo andati a fare una passeggiata a Lucca, dove abbiamo raggiunto il mercato dei fiori annuo sotto il patrocinio di Santa Zita (volevo farvi ricordare che c'era una serva, che tutti avanzi tavola del padrone portava ai poveri. Una volta qualcuno ha fatto denuncia su di lei, hanno controllato che cosa porta nel grembiule, ma gli avanzi di cibo miracolosamente sono trasformati nei fiori).


Ultima visita, poco prima della partenza dei miei cari ospiti era trascorsa a Pisa in Piazza dei Miracoli.

 

Questa volta ho ridotto la tema delle foto quasi solo alla gente, guardando di loro posizioni, si può intuire subito in quale parte del mondo ci troviamo.



Ospiti sono andati tanto tempo fa, ma io avevo tanto da fare e non potevo scrivere. Cercherò di farlo per ora. Forse riesco di scrivere tutto prima il 10 ° anniversario del mio blog, 27 giugno.




16 komentarzy:

  1. Bella Pasqua!
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę - jest i versione in italiano wpisu :-) Wkrótce cos wyślę z okazji Jubileuszu, z przyczyn losowych jestem w niedoczasie i przydałoby mi się takie dolce far niente....Da sogno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę z góry o wybaczenie mi wszystkich błędów. Rzuciłam się na głębokie wody z tym pisaniem po włosku. Saluti!

      Usuń
  3. Nareszcie wróciłaś Małgosiu ze swym blogiem. Bardzo mi go brakowało. Przeglądam facebooka, ale to nie to samo.
    Pozdrawiam
    Grażyna Stoczko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Grażynko. Już myślałam, że po Wielkanocy wpadnę w nornalny rytm, ale i ten wirus, i duże zamówienie na świece, pokrzyżowały moje plany.

      Usuń
    2. Dla mnie zawsze jest niepojęte jak Ty to wszystko ogarniasz i na wszystko znajdujesz czas. Dla mnie jesteś niedościgłym wzorem.

      Usuń
    3. Z tym wzorem to przesada, ale ostatnio, faktycznie, sama nie wiem, jak to ogarnęłam Teraz wyhamowuję.

      Usuń
  4. Też mi się marzy takie byczenie się...kocyk,kosz pełen pyszności,i grono przyjaciół;}miło,beztrosko i pięknie A.P.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne zdjęcia. Odzwierciedlają atmosferę, za którą tęsknię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, zdjęcia same się robią, gdy jest tak pięknie i dobrze :)

      Usuń