niedziela, 8 lipca 2007

POPADAM W ZACHWYT

SOBOTA
Dzień wytężonej pracy Krzysztofa - trzy msze! Ale rankiem jeszcze jakieś zakupy do domu. Zajrzeliśmy też do sklepu z używanymi rzeczami, ależ bajeczka niektóre meble i przedmioty! Podobno w następnym tygodniu będą mieli poważne zniżki, może byśmy nawet na coś się skusili? Obok sklep w stylu naszych wiejskich GS-ów w starym stylu, mydło i powidło; ale jakże drogocenna kosa! Przy okazji używając trzech języków pomogliśmy jakiejś cudzoziemce zakupić drut. Ona mówiła mi po angielsku, ja tłumaczyłam na polski Krzysiowi  a on sprzedawcy na włoski. Pani wyszła ze sklepu wniebowzięta, że uda jej się coś tam naprawić.

Po obiedzie wzięłam się dalej za szafki i półki, ale nie mogłam też oprzeć się robieniu zdjęć. Ciągle wydaje mi się to cudem, że za oknem mojej pracowni mam tak:
    
Tutaj pojawił się problem: myć okna, czy nie myć? Oto jest pytanie! Pierwsze zdjęcie zostało zrobione przez umyte okno, następne...
Problemy fotograficzne w pracowni mnożyły się wczoraj namiętnie. Jak sfotografować Druzo? Cały czarny łepek, zero kontrastu. I do tego te oczy! Przedstawiam Wam niedoszłego samobójcę:

Gdy śpi chrapie niemożebnie, ale lubi też mieć wgląd we wszystko, co się dzieje, w przeciwieństwie do kolegi Bojanglesa, którego nic nie rusza oprócz wielkich przestrzeni umożliwiających mu bieg z prędkością do 60 km/h.
Wieczorem pojechałam z Krzysztofem na mszę do mniszek z odległego o kilkanaście kilometrów Casore del Monte. Widoki!!! Ponad 500 m.n.p.m. Temperatury odmienne, niż tu na dole. Bardziej fresco. I swoisty folklor. Cztery stareńkawe mniszki w domu przystosowanym na miejsce ich zakonnego przemieszkiwania. Kiedyś były władczyniami wielkiego klasztoru Giaccherino, o którym już wspominałam. Kiedyś przyjmowały wielu pielgrzymów. A teraz samiutkie, oddalone od cywilizacji. Nam się wydaje to miejsce bajkowym, im nie. Wśród nich jedna mniszka, która wniosła jakiś olbrzymi posag i swoją osobą przypomina podziały klasztorne z dawnych czasów, na siostry służebne i siostry z chóru. Ta na pewno służebna nie jest! Nawet gdy jej się zrobiło chłodno, inna poszła dla niej po szaliczek. Sama nie ruszyła swojej skądinąd ciężkiej postury. 
A po powrocie jeszcze na nas czekała jedna przyjemność, ale najpierw zagadka CO TO JEST?
Zgadza się, to pomidory z mozarellą, które zostały nam przyniesione z imprezy chrzcielnej. Co my z tym zrobimy? Tego się nie da zamrozić, co zrobiłam z domowej roboty prosciutto, salami i niektórymi ciastami od parafianki. szkoda, że najbliżsi goście w piątek, instalacja w chlebie poprzetykana liśćmi laurowymi byłaby jak znalazł!
NIEDZIELA:
Popołudniowa wycieczka do Florencji. Bez aparatu fotograficznego, bez przewodników. Obiad u Leonardo - tanio i smacznie, i z Duomo w tle. Na Piazza della Signoria usiedliśmy pod Loggią Lanzi, żeby posłuchać gry na giatrze w wykonaniu Piotra Tomaszewskiego. Widzę go we Florencji już od paru lat. Chyba ma się nieźle. Kiedyś grał na Piazza Republica a teraz pod Ufizzi, można by to nazwać awansem, myślę. W rytm muzyki mały szkic widoku przede mną.
Potem uśmialiśmy się, ja do łez, oglądając wyczyny też już wcześniej wydywanego tam mima. Chłopak ogrywa przechodzących ludzi, kieruje pozornie ruchem, straszy, dotyka, całuje wcierając się swoim makijażem w twarze turystów.
Na koniec spacer na Ponte Vecchio, lody, księgarnie i do pociągu. W pociągu dziwna Polka, która gdy tylko usłyszała, że jesteśmy krajanami bezpardonowo zaczęła walić nam per "ty" i mówić, gdzie pracuje, wypytywać, gdzie my pracujemy. Krzyś nie rwał się do rozmowy i dobrze, bo widać Pani niezbyt interesująca. W końcu po poinformowaniu nas, że zarabia 1000 €, mieszka dalej, ma koleżankę jeszcze dalej, a w pociagu po ruszeniu będzie chłodniej uff! zamilkła.

3 komentarze:

  1. Wspaniale jest smakować wszystkie Pani wpisy raz jeszcze od najstarszych. Popijam kawę, synek śpi i przenoszę się w inny świat. Cały blog przeczytam od deski do deski, notując nazwy i ciekawostki. Cudna podróż. Dziękuję :-) !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja, dzięki Pani, też wracam do wspomnień. Cóż za "sprzedaż wiązana" :)

      Usuń
  2. Ja to samo. Od deski do deski :) Mam furę notatek - i nie zawaham się ich użyć... tym razem wyjedziemy do Toskanii z małym przewodnikiem Małgorzaty Matyjaszczyk :) Wiem, nie da się tego wszystkiego podczas jednych wakacji zobaczyć. Ale przynajmniej, gdy będę blisko czegoś ciekawego - dzięki tobie, Małgosiu, już tego nie przegapię. Ale tajnie!
    Pozdrawiam, A.

    OdpowiedzUsuń