niedziela, 31 sierpnia 2008

~ DZIEŃ BLOGA?

O ja! A cóż to znaczy? Że niby jestem zobligowana, a może badziej zoblogowana coś napisać? Żadna motywacja, za to czytelnicy i owszem! Dzisiaj takich parę drobiazgów, co mi się nazbierały a jakoś nie chciałam ich przyklejać do innych postów.

DROBIAZG 1
Pierwszy to pociągi. Otóż trafiłam w internecie na artykuł o Toskanii, pod którym przeczytałam dziwaczny komentarz. Osoba ponoć przebywająca tu rok na stypendium opisała tę krainę w takich barwach, że najgorszemu wrogowi bym nie życzyła w niej zamieszkać. Osobnym tematem do rozważań byłoby, co takiego jej się tu przytrafiło, albo w jakich to cudnych warunkach w Polsce mieszkała, że napisała o Toskanii, że "to syf".

W piątek jadąc do Florencji Krzysztof specjalnie pod ten komentarz zrobił zdjęcia wnętrza pociągu. Wyjaśnię: pociągu regionalnego, czyli takiego naszego osobowego "lekko" przyśpieszonego - potrafi jechać z prędkością do 140km/h, z klimatyzacją i wnętrzem wyglądającym tak:

Nie wszystkie regionale oczywiście wyglądają tak, ale nie spotkałam się z tym, żeby nie miały klimatyzacji (z rzadka popsutej). A już nie przyszłoby mi do głowy określenie, że to pociągi z "trzeciego świata". 

DROBIAZG 2
Szykowałam dziś obiad a przez okna wpadały odgłosy przygotowań sąsiadów do coniedzielnego spotkania w gronie rodzinnym. Zastanowiłam się, czemu ten dźwięki są takie miłe? Czym się różnią od tych, które wpadały do moich okien w Polsce? I odkryłam, po ponad roku mieszkania tutaj!, że tu na podpistojskiej wsi nigdy nie byłam świadkiem awantury na słowa. Nie słyszałam matek czy babć "wydzierających się" na dzieci. Jedyna agresywna melodia pojawia się w "rozmowach" nieopodal mieszkającego małżeństwa Albańczyków. Wiem, że i inni na pewno kłócą się ze sobą, ale nigdy nie poczułam się audiowciągnięta w takie spory. 

DROBIAZG 3 
No właśnie! Nie nazwałabym tego drobiazgiem, ale z wielką wdzięcznością chciałam odnotować stan klęski żywiołowej w postaci powodzi ... pomidorów. Teraz rozumiem, co znaczy sezon nieogórkowy, choć i te zdarzają się w przynoszonych obficie podarunkach ogrodniczych. Ludzie zwąchali, że ich ulubiony ksiądz ma gosposię, co to niby poradzi sobie z warzywami. A ja błogosławię wynalazek zamrażarki i młynka do przecierów. Tym sposobem nie wyrzucę wspaniale czerwonych dóbr.

Napisałam "ulubiony ksiądz" i natychmiast powinnam sprostować, bo do grona darczyńców dołączyła ostatnio pani absolutnie niechodząca do kościoła, zagorzała komunistka. To chyba też jakiś rys miejsca?

DROBIAZG 4
Do Anonima z poprzedniego wpisu. Nie wiem, kim jesteś, osoby związane z tym konkretnym działaniem Świętej Rity zostały już w większości przez nas powiadomione, pozostałym czytelnikom pozostaje mi zaufać, że było co świętować.

Pozdrawiam serdecznie z bardzo niedzielnej i słonecznej Toskanii. A ten wpis to wynik mojej walki z sennością sjestową (taka częsta tu przypadłość).

1 komentarz:

  1. w dzień bloga to chyba trzeba na swoim blogu polecić 5 innych blogów które się samemu czyta.
    A z resztą ja się nie znam ;) i uwielbiam takie wymyślone pseudo święta. Widać ludziom brakuje konkretnych świąt to sobie wymyślają.

    OdpowiedzUsuń