środa, 15 kwietnia 2009

WIELKA SOBOTA

Sobota bardzo zajęta od samego rana aż po północ, a co niektórzy jeszcze dłużej.

Najpierw znowu zmiana wystroju kościoła.

Myślałam, że ułożę to, co miałam do ułożenia i będę miała spokój, ale gdzie tam! Marisa co chwilę mnie wołała, pomagałam więc jej przy układaniu kwiatów. Ledwie udało mi się uchronić obiad przed spaleniem.

Potem w tym zabieganiu jakoś udało mi się wygonić wszystkich na spacer z psami. No i potem jeszcze szybkie przygotowanie domu do Wielkanocy. Przystrojenie pomieszczeń, uszykowanie stołu na poranne śniadanie.

O 21.00 najważniejsza Msza Święta w roku - Matka wszystkich Mszy.

Na szczęście tutaj nie pojawia się "słonik liturgiczny " w postaci niedzielnej porannej Mszy Świętej, podczas której na nowo Grób pustoszeje, jak to niestety ma miejsce w Polsce. Uroczystość piękna z naszym parafialnym chórkiem. Nie ma tutaj tradycji święconki, a że Włosi nie jadają śniadań w naszym rozumieniu więc im się nie śpieszy z poświeceniem jajek, tak więc te spokojnie przynoszą na sobotnie i niedzielne Msze Św. po których następuje ich poświęcenie. Elemenetem egzotycznym jest niemal zupełny brak koszyczków tylko zawiniątka, tobołeczki w które wkłada się jajka albo olbrzymie czekoladowe jajka-niespodzianki.

Przy czym nie trzyma się ich przy sobie, tylko zostawia na ołtarzach bocznych.

Krzysztof zadowolony ze Zmartwychwstania Pańskiego niemal zapomniał poświęcić te sterty jaj, ale się opamiętał. Pewnie już myślami był w Montagnanie, gdzie czekała go jeszcze jedna Msza Zmartwychwstania Pańskiego. W związku z czym na mnie spadły obowiązki chorego kościelnego i niemal do północy szykowałam kościół na następny dzień. Tym bardziej, że świece musiały mieć wymienione środki, bo przewidziałam je tylko na 2 godziny palenia się. A Krzysztof wrócił po 1 w nocy, gdy my już wszyscy smacznie spaliśmy. A już o 7.30 był gotowy do spowiedzi i Mszy o 8.00. Ale o niedzieli niebawem.

1 komentarz: