Wróćmy jeszcze raz do tegorocznej Perugii, a raczej położonego na jej obrzeżach franciszkańskiego klasztoru Monteripido.
Nie mogłam się doczekać nauki pisania copperplate z kilku powodów: nie tylko z chęcią wracam do Perugii, nie radziłam sobie sama z opanowaniem tego kroju pisma, ale czekałam też na spotkanie z pewną książką.
Wiedziałam, że ukazało się niezwykłe dzieło Padre Luigiego Giacometti, który spisał historię klasztoru. Jest to grube tomiszcze, ważące 3,5 kilograma, bogate w treści, a także w dokumentację wizualną. Z wielką radością mogę się pochwalić, że wśród zdjęć kilka jest mojego autorstwa.
Dlatego tak czekałam na wyjazd, bo dopiero na miejscu stałam się właścicielką książki o Monteripido. Uczta nad uczty, dogłębnie opisania historia niezwykłego miejsca.
A tych uczt było tego licpowego tygodnia dużo więcej.
Były i te dosłowne. Zaczęło się od wspólnej biesiady z mnichami i innymi mieszkańcami klasztornego hotelu.
Potem małe uczty samodzielnie przygotowywanych posiłków, podjadanie, smakowanie potraw innych uczestników. Na początku jeszcze w ogrodzie, ale potem już tylko w refektarzu, by choć trochę uniknąć słońca.
A na koniec znalezione przez jednego z uczestników ciekawe miejsce, słabo oznakowany lokal, w którym, a raczej przy którym, zjedliśmy pożegnalny posiłek. Gotował dla nas prywatny kucharz rektora Uniwersytetu w Perugii.
Jednak żadna z tych uczt nie równa się z ucztą spotkania z mistrzynią - Ewą Landowską.
kurs copperplate - zdjęcie sferyczne
To dopiero była uczta, uczta pięknych wzorów, a potem własnych słabości, nieposłusznej ręki, nieporadnych krzywizn, ciężkich westchnień i pierwszych momentów, gdy coś się udawało.
Po pięciu dniach zmagania ze stalówką przyznam, że trafienie do książki, jako autor zdjęć, jest dużo łatwiejsze od opanowania copperplate. Pot lał się strumieniami, dosłownie zalewał nam oczy.
Umazani, zadowoleni, pełni postanowień.
No i na pewno bardzo wdzięczni za kurs.
Zostałam mocno zarażona, chiałabym mieć więcej czasu, by ćwiczyć tylko ten krój pisma.
A wszystko dzięki prowadzącej, cierpliwie tłumaczącej każdą krzywiznę, każdy owal, kluczki, kreski rzutowe. To był niewątpliwy zaszczyt uczyć się pod okiem Ewy Landowskiej.
Już od dawna fascynowała mnie jej postać i osiągnięcia, do których mistrzowskiego poziomu doszła zupełnie samodzielnie.
Drobna, wręcz filigranowa kobieta, z olbrzymią cierpliwością stawiała litery, aż ...
Ostatnio wykonała niezwykłą pracę. Na zamówienie Kancelarii Sejmu przepisała ręcznie konstytucję. Na ten egzemplarz będą odtąd (począwszy od Andrzeja Dudy) przysięgać nowo wybrani prezydenci. Pewnego upalnego wieczoru Ewa zdradziła nam, z czym się zmierzyła pisząc tak długi tekst. Jak dobrała krój pisma, o papierze, o pomyłkach, ponownym przepisywaniu. Niewyobrażalny trud Skryby.
Posłuchajcie, jak w Radio Kraków opowiada o przepisywaniu konstytucji.
Wiem, że nigdy nie dojdę do takiego poziomu, zbyt mnie rozprasza obraz, nie koncentruję się na samych literach, ale doceniam i zachwycam się mistrzami kaligrafii. Po zużyciu wielu, wielu kartek, mogę powiedzieć, że widzę światło w tunelu.
Pokornie pokażę mało imponujący efekt, zaraz po powrocie moje litery wyglądały tak:
Ewa nie tylko świetnie poradziła sobie z nadkompletem na zajęciach, musiała też prowadzić zajęcia dwujęzycznie (ze względu na obecność przemiłej Belgijki Marii), a do tego robiła jeszcze dokumentację fotograficzną i filmową.
Na publikację tej ostatniej czekałam z moim artykułem, by dać Wam pełne wyobrażenie klimatu kaligraficznych wakacji w Perugii, które nie byłyby możliwe, gdyby nie Fundacja Sztuka Kaligrafii. W półgodzinnej relacji Ewa Landowska w nastrojowy sposób oddała klimat kursu copperplate w Perugii. Zwróćcie uwagę na uczestników, zwykłych zjadaczy chleba, którzy dzielnie stanęli w szranki z copperplate. Da się? Da się :)
Nie dziwię się, że kiedyś mnisi przez całe życie pisali jeden fragment tekstu... Aczkolwiek chylę czoła przed taką umiejętnością. Szkoda, że nie ma teraz w szkołach kaligrafii. Ponoć pismo zwierciadłem duszy...
OdpowiedzUsuńZa to są szkoły kaligrafii, a ta krakowska z Ewą Landowską i Basią Bodziony jest absolutnie godna polecenia.
UsuńAż poszukam w swoim powiatowym, bo mnie rzecz zaintrygowała! Ha...
UsuńPolecam, niezwykły jest ten świat liter - wycisza, daje poczucie równowagi i harmonii :)
UsuńNo, pięknie wygląda to Twoje podziękowanie! Widać, ze czasu nie zmarnowałas :).
OdpowiedzUsuńNo i gratuluję zdjęć w książce :)
Kinga
No, coś Ty! Bazgranina, ale w porównaniu z tym, jak pisałam przed kursem, jest znaczący postęp.
UsuńNo i proszę - dopiero wczoraj usłyszałam o "przekaligrafowaniu" Konstytucji RP na użytek ważnych wydarzeń państwowych, a tu u Małgosi świeżutka informacja o wykonawczyni dzieła. Mówisz - masz!
OdpowiedzUsuńRozumiem, że to było wielkie szczęście obcować z taką mistrzynią. Tym bardziej podziwiam odwagę "zwykłych zjadaczy chleba"!
Pozdrawiam upalnie i serdecznie z Legnicy
Ewa
A do tego pani Ewa Landowska jest mistrzynią różnych sztuk - również muzycznych....
UsuńPozazdrościć....
Ewa
Tak, ciągle bardzo się cieszę, że miałam możliwość pracować pod jej czujnym okiem.
UsuńMalgosiu! To na prawde uczta dla ciala I ducha!!!Jak to dobrze, ze jestes...! Nigdy nie mam dosc,ciagle zaskakujesz! Kiedys , gdy bede w Krakowie musze wybrac sie do szkoly p.Ewy I p.Barbary!!!
OdpowiedzUsuńKoniecznie, wybierz się chociaż na jakąś próbkę do nich!
UsuńPani Małgosiu, od pierwszego wpisu na tym blogu o szkole w Perugii (dwa, trzy lata temu?) obiecuję sobie, że też pojadę. W tym roku byłam już naprawdę blisko i znowu się nie udało. Ale za rok - koniecznie! Ale zanim dojdę do cooperplate poćwiczę tam moje uncjały :)
OdpowiedzUsuńBardzi dobra kolejność, podziwiałam te osoby z kursu, które zaczęły swoją przygodę z kaligrafią od copperplate'a. Jest bardzo, bardzo trudny. Mnóstwo pracy przede mną, żebym chociaż trochę zbliżyła się do mistrzyni.
UsuńMałgosiu - piękny czas! Za COPPERPLATE - wielki szacun! Próbowałam i ni jak mi nie wychodzi - chyba mam za ciężką rękę do krojów pism tego typu. Co nie zmienia mojego zachwytu tym pismem!
OdpowiedzUsuń