Obiecałam wczoraj na Facebooku, że podam przepis na obrane pomidory w słoikach.
Właściwie cały przepis zawiera nazwa konserwacji. Należy obrać pomidory, czyli najpierw wrzucić je do gotującej się wody, po pęknieciu wyjąć, ostudzić i obrać. Jeśli zdarzą się jakieś uparciuchy, którym skórka nie chce pęknąć, nacinam ostrym nożem. Układam w słoikach, zamykam i pasteryzuję.
I tu pojawiają się reakcje, jakie i mi nie były obce, gdy kilka lat temu znalazłam we włoskim internecie ten sposób konserwacji.
Odpowiadam więc cierpliwie:
1. Niczym nie zalewam.
2. Nie dodaję przypraw.
3. Pasteryzuję w garnku z wodą, nie w piekarniku - 25 minut.
4. Nie mam pojęcia, co się mogło stać, jeśli się popsuły. Moje zawsze się udają, absolutnie nic się z nimi nie dzieje. Ważne jest dobre zamknięcie słoików.
5. Od kilku lat robiłam tylko San Marzano, nie wiem, jak się zachowają inne odmiany.
6. Pomidory powinny być dojrzałe i bez skazy. Nie wiem, dlaczego moje mają takie wydłużone pypcie, od kilku lat kupuję sadzonki pod nazwą "San Marzano" w tym samym miejscu. Zawsze mają ten dziwny kształ, nie zupełnie owalny.
Takim sposobem mam pelati, czyli obrane ze skórki. Ich zaletą jest nie tylko łatwość wykonania, ale i możliwość pokrojenia zimą w plastry. Krzysztofowi przypominają serca w osoczu, dlatego nazywa je religami (z całym szacunkiem dla śp. prof. Religi).
Na stole mam stos pomidorów i pustkę w głowie. Więc przykryłam je ścierką i otworzyłam komputer. Przypadek? Twój prosty, łatwy i radosny przepis na utrwalenie smaku pomidorów to jest to. Zaraz nastawiam wodę na wrzątek.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam.
Cieszę się, że trafiłam w czas. I jak wyszły?
UsuńMoja babcia też tak robiła pomidory! Tylko soliła je jeszcze. Ale ona wszystko niemalże soliła ;)
OdpowiedzUsuńA to ciekawe!
Usuń