wtorek, 26 lutego 2019

ARTYSTA W TOBBIANIE cz.2

Dzięki wizycie Moniki dotarłam w końcu do domu ciekawej osobowości w Tobbianie. Ściślej rzecz pisząc, w końcu się zmotywowałam.
Samego artystę znałam od początku zamieszkania tutaj, od dawna też byłam już zaproszona do jego pracowni. Daleko nie miałam, 300 metrów, tylko jakoś okazji nie widziałam, zapewne niepotrzebnie, bo mogłam i bez okazji. Okazją stał się przyjazd Moniki i wizyta Joanny. we trzy wybrałyśmy się do naszego parafialnego organisty. Możecie go już kojarzyć, bo pojawił się na blogu jako jeden ze sportretowanych. Namalowałam mu klawiaturę, jako atrybut.

Przedstawiam Wam Alfo Signoriniego - muzyka, strażnika pamięci o Tobbianie, co wyraża się w obszernej dokumentacji fotograficznej i filmowej, malarza, a głównie rzeźbiarza samouka.
Sam podkreśla, że ukończył tylko 5 klas szkoły podstawowej, sztuką zajął się na emeryturze, przepracowawszy zawodowe życie w przemyśle włókienniczym.
Ma 76 lat, czego w życiu bym się nie domyśliła.

Na muzyce się nie znam, mój stopień umuzykalnienia ogranicza się do rozróżnienia, czy grają, czy stroją instrumenty oraz do dogłębnej analizy "podoba się, albo się nie podoba". W związku z czym, nie umiem ocenić umiejętności Alfo jako organisty, z zaufaniem przekazuję więc opinię proboszcza, który twierdzi, że nasz bohater dobrze harmonizuje. Ze śpiewem już nie jest tak dobrze, ale to i tak wspaniale mieć graną muzykę na niedzielnej Mszy św. Tutaj zawodowy organista ma problemy z wejściem w odpowiednią tonację, gdy ksiądz intonuje "módlmy się". Nasz Alfo nie ma takiego problemu, słucha i gra. Od ponad pięćdziesięciu lat na organach w kościele, ale też i przez wiele lat na akordeonie.
O Alfo jako dokumentaliście, mogę napisać same słowa zachwytu.

Udało mu się, niemal w ostatnim momencie, zapisać filmowo i fotograficznie życie Tobbiany, wymierające zawody, zwłaszcza wypalaczy węgla drzewnego. Widziałam niektóre jego stare filmy, które wraz z mieszkańcami oglądaliśmy urządziwszy przed kościołem letnie kino.
Mam też książkę napisaną przez Alfo, w której skrupulatnie udokumentował życie Tobbiany - nieocenione źródło wiedzy dla przybysza z daleka, jakim jestem.
Okazało się, że jest nie tylko dokumentalistą, ale świetnie kadruje fotografie, wykorzystując naturany zmysł kompozycji. Ciekawe, czy pomaga mu w tym muzyka?
Spodobały mi się dwa obrazy namalowane w tej samej tonacji i stylistyce, doskonale uzupełniające kuchenne wnętrze. Oczywiście, widać niedoskonałości rysunku, ale jest w tych malunkach tyle ciepła, dobrego klimatu, ludzkiego, codziennego życia. Są autentyczne i piękne. Poniekąd także świadkowie czasu.


Największym pozytywnym zaskoczeniem okazał się Alfo jako rzeźbiarz. Nie przepadam za jego pomnikiem węglarza stworzonym z prętów zbrojeniowych, więc obawiałam się tej stylistyki.

Jakżeż mi ulżyło, gdy mogłam szczerze zachwycić się niektórymi jego rzeźbami. Wręcz żałowałam, że nikt profesjonalnie nie prowadził Alfo, bo szkoda mi jego wrażliwości i możliwości.
Tobbiański rzeźbiarz świetnie czuje drewno kasztanowe, odkrywając w nim kształty, wydobywając z nich postaci. Umówiliśmy się, że wypożyczy na Wielkanoc trzy rzeźby obrazujące Mękę Pańską. Mam już pomysł, jak je zaaranżować.




Z wielką przyjemnością pochylałam się nad małymi metalowymi formami, które pokazywały rodzinę Alfo, a to babcię, która zawsze zimą trzymała na kolanach pojemnik z żarem, a to ojca wypalającego węgiel.



Przemawiają do mnie rzeźby z mieszanym tworzywem, twarze ukryte w drewnie.





To, że dom nie należy do przeciętnego zjadacza chleba, jest już widoczne z zewnątrz budynku, dzięki zawieszonym kamiennym płaskorzeźbom.

Nic jednak nie zapowiada pomieszczeń wypełnionych pasją. Domu całkowicie wypełnionego sztuką gospodarza. Wszystkie trzy czułyśmy się w pracowni, jak w zaczarowanym pokoju.





Samo pomieszczenie, w którym prezentowane są rzeźby, zostało świetnie odrestaurowane i jest poniekąd ramą dla dzieł Alfo, który z dumą nam je prezentował, poczynając od pierwszej, nieśmiało dłutem tkniętej bryły kamienia.

Pracownia od dawna jest już za ciasna, co przeszkadza w dokładnym obejrzeniu twórczości Alfo. Z drugiej strony, czułam się jak dziecko szperające na strychu i wyławiające skarby.









8 komentarzy:

  1. Ale to wszystko piękne i poruszające!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko wielcy ludzie potrafią dostrzegać piękno w innych i wydobywać na światło dzienne takie osobowości jak Alfo Signorini. Wspaniała postać, na szczęście nie uformowana przez ogólnie przyjęte kanony sztuki. Postać tego artysty skojarzyła mi się ze Stanisławem Szukalskim, który nade wszystko cenił w sobie indywidualność...
    Żyjesz Małgosiu we wspaniałym świecie, który jest także Twoją zasługą...
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuś dziękuję, ale jakoś nie poczuwam się do wielkości, chyba, że na szerokość :) Dziękuję za dobre słowa w imieniu Alfo. A wiesz, że ostatnio oglądałam film o Szukalskim i też pomyślałam o Alfo, ale że uniknął bycia takim megalomanem, bo, niestety, Szukalski takim był. W Alfo jest dużo pokory, jego co najwyżej rozpiera indywidualność, lecz jest okiełznana skromnym życiem.

      Usuń
    2. Tak czy owak, pomijając obie indywidualności panów Signorini i Szukalskiego, wciąż podziwiam Twoją indywidualność, i nie o szerokość tu chodzi :), tylko o Twoją Małgosiu osobowość, wielką, piękną, Twoją własną...

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję Ewuś za te przemiłe słowa. Ciekawe, że ja się tak nie postrzegam. Co najwyżej przyznam się do piękna, lecz nie zewnętrznego :)

      Usuń
  3. Wspanialy artysta. Jakos tak skojarzyl mi sie z naszym Nikiforem:). A Pinocchio z dlugim nosem, najbardziej mnie zachwycilo. Wykorzystac nature(ksztalt drewna) w taki sposob, potrafia tylko wybrani.
    Pozdrawiam Malgosia Neuss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pinokio to jeden z faworytów. Szkoda, że trudno było go wynieść pod pazuchą :)

      Usuń