Dzisiaj zapraszam Was na lutowe spacery z Moniką. W końcu zaprowadziłam ją na moje ukochane wzgórze "Jane Eyre".
Myślałam, że wiosna będzie jeszcze głęboko w pieleszach, wszak to była połowa lutego.
Liczyłam tylko na czystą przyjemność widoków, a w nawiązce dostałyśmy jeszcze ciemierniki, prymulki i narcyzy.
Razem z Moniką i Joanną, przed wizytą u Alfo, dotarłyśmy do Cascina di Spedaletto, by zakupić świeżutką ricottę i także świeże pecorino. Gospodarstwo pokazałam w artykule "Produkt bardzo lokalny".
To były miejsca, które już znałam, kilka razy odwiedziłam, oczywiście, wracam tam zawsze z wielką radością.
Nowym spacerem była wyprawa do Diabelskiego Kamienia.
Okazało się, że wycofałyśmy się w połowie drogi, wcale nie tak trudnej.
Przy pięknym słońcu, krokusach ścielących się pod nogami, przyjacielskich pogaduszkach, których tym razem nie zagłuszało wycie wichury dotarłyśmy do pewnej skały.
Lewa część jest wyraźnie odłączona od bloku i ta forma stała się inspiracją do opowieści o pracowniku leśnym wracającym starym traktem do Tobbiany. Człowiek był zmęczony, zapewne głodny, pomstował na swoje życie, rzucał w niebo ciężkie przekleństwa. Nie pierwszy raz tak się zachowywał, klął i pił jak drwal (że tak sparafrazuję).
Idealny łup dla diabła, który już od dawna ostrzył na niego pazury. Pewnego dnia zaczaił się w miejscu zwanym "La tagliata" (pocięta). Leśnik wracał z wozem pełnym drewna, droga była śliska po burzy, a muły wydały się pijanemu jak bela właścicielowi zbyt opieszałe. Szalał z batem, rzucał wyzwiska, a spłoszone zwierzęta zaczęły szybko biec w dół, gdzie wśród kamieni czekał już diabeł.
Pijaczyna rzucił się na kolana i zaczął prosić Madonnę o pomoc. Na ratunek mu został wysłany anioł, który przegonił diabła i zatroszczył się człowiekiem. Szatanisko wściekłe, że straciło łatwy łup, z furią rzuciło się na skalny blok i uderzył w niego całą nagromadzoną złą energią. Tak to część skały odłączyła się od bryły, co z daleka wygląda tak, jakby kamień rozłupała gigantyczna siekiera.
W tym miejscu zainstalowano kapliczkę. Obecna terakotowa Madonna pochodzi z XIX wieku.
A że miejsce jest celem piechurów, nie może tam obecnie zabraknąć ławki ze stolikiem.
Jednak to nie koniec wędrówki.
Czytając o diabelskim kamieniu, na jednej ze stron znalazłam interesujące zdjęcie innego olbrzyma, mniejszego, choć kamyczkiem to go nazwać nie można. To głaz z napisem: Su tutte le erte e sopra ogni cima - "Na wszyskich stokach i nas wszystkimi szczytami". Brzmi dumnie? Ale dlaczego w szczerym lesie taki głaz.
Zacznijmy od treści. Znalazłam informację, że jest to zawołanie heraldyczne 4 górskiego batalionu artylerii o nazwie "Pinerolo". Nie znam historii wojsk włoskich, ale pod zawołaniem wstydliwie usiłuje ukryć swoje kontury faszystowska gapa.
Stałyśmy z Moniką na szczycie wzgórza, wzrok sięgał bardzo daleko, słońce nas mile łaskotało, na chwilę władałyśmy widokiem, lecz napis na głazie chichotał ironicznie.
Będą mnie grzać te wspomnienie-aż do następnego spotkania!
OdpowiedzUsuńŚwietne dni! Dziękuję :)
UsuńMonika, Monika, dziewczyna ratownika:)) Pozdrawiam serdecznie. Drusus tez jak na fotkach widac, w niezlej formie. A diabla nalezy sie wystrzegac,omijac najlepiej.
OdpowiedzUsuńMalgosia Neuss
Tak, Druso ciągle nieźle się trzyma.
UsuńMalgosiu, za dwa- trzy lata, Tobbianczycy beda nazywac to wzgorze Collina Jane Eyre:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Malgosia Neuss
PS. Piekne fotki, Primavera pelna geba. Monika z tym nareczem kwiatow, wyglada jak wiosna.
Oni często nie znają nawet pierwotnej nazwy. Mało kto się interesuje tym wzgórzem. To mi, wariatce, galopuje po wyobraźni.
UsuńPiękna okolica i super zdjęcia. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńSkoro okolica piękna, to aż trudno zepsuć zdjęcia :)
Usuń