To jest takie miejsce do zakochania się od pierwszego spojrzenia, nawet nie na żywo, tylko na fotografię.
Byłam tam tylko raz i tęskniłam, jak tęsknię ciągle za Sant'Antimo. Wzmiankę o kościele znajdziecie na początku artykułu "Niech żywi nie tracą nadziei".
Od czasu naszej wizyty zaszły bardzo dobre zmiany, jeśli chodzi o zarządzanie kościołem. Grupa opiekująca się tym cudem weszła w zasięg poczynań włoskiej fundacji FAI, zajmującem się, między innymi, ratowaniem zabytków Italii. Skutkuje to remontami, dobrą, jak na włoskie realia, stroną internetową, bogatym opisem (po włosku i angielsku) oraz daje każdemu turyście sposobność zabezpieczenia sobie wizyty.
Nie będę więc rozszerzać opisu, wspomnę może tylko o ludziku znad bocznego portalu, bo przysporzył wiele radości naszym przyjaciołom i stał się motywem przewodnim całej wycieczki. J. orzekła, że to ufoludek, a jego wyciągnięta ręka inspirowała nasze pozy na zdjęciach do końca tego dnia.
Tym razem trudno było go sfotografować, bo akurat słońce z cieniem cięły kompozycję, a panowie na rusztowaniach nie wykazywali zrozumienia dla naszej chęci przyglądania się szczegółom. Dobrze jednak, że w ogóle są rusztowania, to znak, że jest nadzieja dla tej wspaniałej budowli.
Wiele zdjęć na pewno się powieli z tymi ze wspomnianego artykułu, ale i tak zapraszam do albumu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz