Teraz będzie niezła historia – sztuki. Wybraliśmy się do Florencji do Kościoła San Miniato al Monte. Przed wyjazdem porobiłam ksero z różnych przewodników, byłam więc trochę przygotowana na niezwykłe zderzenie, ale tylko trochę… o tym niżej.
Pociągiem, a potem autobusem zajechaliśmy wprost na Piazzale Michelangelo i, żeby mieć siły na karmienie duszy, poszliśmy najpierw na coś strawnego do baru VIP. Nazwa jest o tyle adekwatna, że każdy przebywający tam może poczuć się ważną personą, która ma w posiadaniu takie oto widoki:
Jednego VIP-a nawet udało mi się sfotografować:
Do Kościoła San Miniato przechodzi się nieopodal kościoła San Salvatore, więc grzechem (sic!) byłoby nie wstąpić. Kolejność zwiedzania prawidłowa, najpierw XV wiek, potem cofamy się w czasie. Skromne, eleganckie wnętrze poprzedza równie prosta jednobarwna fasada (no dobra, parę przebarwień patyną czasu i słońca), do której po schodach prowadzą wielkie cyprysy. Nawet jednak ten skromny sąsiad San Miniato ma swoje perełki. Tutaj znalazłam trzecie przedstawienie Chrystusa na krzyżu w stroju arcykapłana (wiadomość szczególnie dla Asi!) oraz witraż domniemanego projektu Perugino.
A potem... sama nie wiedziałam, w jakie wzruszenia wpadnę:
Zaczęto go budować w XI wieku, na miejscu pochówku Św. Miniato, o którym legenda głosi, że po ścięciu głowy wziął ją pod pachę i zaszedł na owo wzgórze – macabrrrra!
Makabrą na pewno nie jest to, co ujrzały moje oczy. A najpierw zobaczyły cmentarz subtelnej urody:
Makabrą na pewno nie jest to, co ujrzały moje oczy. A najpierw zobaczyły cmentarz subtelnej urody:
Potem fasadę omdlewająco cudną, wyłożoną białym marmurem z Carrary oraz zielonym z Prato. Uważa się, że była to zapowiedź renesansu, ale ja myślę, że twórcy przepięknej fasady niczego nie chcieli zapowiadać. Nie tylko ja stałam z otwartą gębą nie mogąc się nadziwić urokowi fasady, sami budowniczowie jeszcze lepiej wyrazili to zdziwienie umieszczając pod dachem dwa ciekawe maszkarony.
Na wejściu wita nas Chrystus tronujący na dziwnie orientalnej poduszce, obok Niego Maryja i Miniato. Potem wita nas żebrak usadowiony dokładnie w wejściu.
Wchodzimy.. i … dech zapiera! Niesamowicie eleganckie, bardzo harmonijne wnętrze.
Wierzyć oczom chcę, że to co widzę, to okładzina marmurowa – jak na zewnątrz. Długo gapiłam i nie widziałam śladu ludzkiej ręki. Dopiero z bliska oglądane kolumny pokazały nam, że pod spodem jest kamień. Jedną nawet specjalnie tak odrestaurowano pozostawiając wycinek kolumny bez stiuku. Ale ogólnie mistrzostwo świata rodem z XIX wieku, gdybym nie przeczytała w przewodniku, byłabym przekonana o marmurowym wnętrzu świątyni.
Powoli smakując chłód i ciszę zaczęliśmy wtapiać się w dawne wieki. Posadzka (1207r.) z niezwykłymi intarsjami (dopisane 29.08: no i wyszło moje dyletanctwo - ale czujna Asia wie, że to INKRUSTACJE, względnie mozaiki) kamiennymi, utkanymi jak dalekowschodnie dywany.
Zaszliśmy do zakrystii. Ajajajaj! Takie freski! Historia Św. Benedykta opowiedziana przez Spinello Aretino (1387r.) Przed nami były tam dwie turystki profesjonalnie przygotowane do zwiedzania. Jakiś dobry przewodnik oraz lampka. Gdy włączyłam światło za 1€, trzykrotnie dziękowały, nie zauważyły stojącego w kącie automatu. Oglądając te, skądinąd wspaniałe, freski od razu nabrałam ochoty, by wrócić do Monteoliveto, gdzie można nos wściubić w dzieła Signorellego oraz Sodomy o dokładnie tej samej tematyce.
Z zakrystii weszliśmy na górny poziom do prezbiterium. Za ołtarzem tajemniczego światła dostarczały alabastrowe okna.
Widać wyraźnie, że był to kościół przyklasztorny, wiele miejsca dla zakonu w chórze, nieproporcjonalnie mało dla ludzi poniżej, zwykłe ludzieńki nie miały absolutnie żadnej możliwości uczestniczenia wizualnego we Mszy. Wszystko odgrodzone misterną kamienną zasłoną. Tylko ambona stanowiła łącznik ze zgromadzonymi.
Pod samym prezbiterium jest krypta, w świetle głównego wejścia do niej stoi małe cyborium. Kiedyś był w nim krzyż, związany z życiem św. Jana Gwalberta. Obecnie pozostały w nim jedynie malowane tablice.
No i zeszliśmy do krypty z grobem Św. Miniato. Wzruszenie ścisnęło mi gardło i łzy popłynęły po policzkach. Nie wiedziałam, że mnie taka egzaltacja dopadnie. Ale ze szczęścia, że mam możliwość oglądać takie cuda nie zostało nic innego jak się popłakać. Pomyślałam bardzo mocno o Was, Asiu i Aretko, które byście o wiele więcej ode mnie pewnie tu zobaczyły. Mnie, marnej amatorce historii sztuki, pozostało zachłyśnięcie się zachwytem. Las 36 starożytnych kolumn przywiódł wspomnienia tarasu w Parku Guel Gaudiego w Barcelonie; ciekawe czy architekt widział tę kryptę, albo o niej słyszał?
Przy wyjściu jeszcze tylko rzut oka do jedynej kaplicy z drugim grobem w tym kościele. Jest to w ogóle rzadkość, bo wyczytałam, że w innych kościołach Florencji jest mnóstwo pochówków. Kościół Santa Croce dał miejsce 250 zmarłym!!! Sama kaplica też ciekawa, z medalionami na suficie, dziełami Luca della Robbia i posadzką w stylu „kosmatesek” często spotykanych w Rzymie.
Z lekkim ociąganiem w końcu wyszliśmy na wszechogarniające ciało i umysł słońce.
Zapomniałabym umieścić tu zdjęcia jednej turystki, ta to musi się umęczyć w upał ze swoim warkoczem o długości równej sukience!
Zapomniałabym umieścić tu zdjęcia jednej turystki, ta to musi się umęczyć w upał ze swoim warkoczem o długości równej sukience!
Jeszcze tylko lody, by przetrwać dojazd do stacji. Rzut okiem na Piazzale Michelangelo zepsute widokiem bud i stanowisk sprzedawców pamiątek. Chwila w cieniu pod kopią Dawida, radość że nie jestem z grupy wysypujących się z autobusu Japończyków z aparatami i odjazd autobusem nr 13 J
Ostatnie widoki z okien autobusu. I kończy się niedzielna wycieczka.
W pociągu też miła niespodzianka. Zupełnie nowy skład piętrusa, z działającą klimą i monitorem wyświetlającym prędkość pociągu, temperaturą wewnątrz (24°) i na zewnątrz (34°), bajerami z pociągów dalekobieżnych typu gniazdka elektryczne. Nie wypróbowaliśmy.
Świetny blog, ciekawe , wyczerpujące informacje. Zastanawiający jest brak komentarzy - może ludzie nie lubią pisać? Czy na San Miniato nożna dojść podjazdem, drogą itp., żeby uniknąć schodów? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję, jest mi miło. Trafiła Pani na wpis sprzed niemal ośmiu lat, gdy jedynymi moimi czytelnikami była rodzina i przyjaciele, dla których założyłam blog, ten konkretny wpis powstał miesiąc po przeprowadzce do Toskanii :) Fakt, że komentarzy zbyt wielu nie ma nigdy, ale ja nawet nie mam pojecia, ile komentarzy powinien mieć tego typu blog. To jest akurat mało ważne, bo kontakt z czytelnikami był tym, czego w ogóle się nie spodziewałam, a jest niezwykle miły i wiem, że mam bardzo wielu stałych czytelników, co mnie motywuje także do pisania. Do San Miniato można iść pieszo wzdłuż ulicy, co bardzo wydłuża drogę, albo wsiąść do autobusu. Bliższe wyjaśnienia można znaleźć na http://forum.toskania.matyjaszczyk.com
OdpowiedzUsuńDzień dobry! Uwielbiam podróżować, do każdego wyjazdu przygotowuję się bardzo starannie i dlatego takie blogi jak Pani są dla mnie nieocenionym źródłem informacji. Niestety, od pewnego czasu mam problemy z chodzeniem po schodach. W San Miniato już byłam ,ale wtedy nie zwracałam uwagi na to , czy oprócz schodów jest inne dojście. Teraz zamierzam oprowadzać po Florencji męża - San Miniato jest punktem obowiązkowym ! Street View - Mapy Google pokazało mi , że mam jechać autobusem nr 12 , ale schodów chyba nie uniknę . Czytałam też inne blogi - między innymi na temat Bolonii - bardzo pomocny - tak sądzę , ale komentarzy było zero !! Czyli - ludzie czytają ,ale nie piszą. Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńPani Alicjo, można uniknąć schodów, tylko wtedy nie wchodzi się na wprost wejścia, lecz z boku, od strony kościoła San Salvatore a Monte, via delle Porte Sante. Mam prośbę o zadawanie pytań na podanym forum http://forum.toskania.matyjaszczyk.com . Komentarze (nie chcę się powtarzać, ale są), dotyczą raczej aktualnych zapisków. Rzadko kto odzywa się po latach. Na forum wszystko jest ładnie pogrupowane w zagadnienia. Staram się trzymać na nim porządek, zawsze z chęcią odpowiadam, co może przysłużyć się i innym, a mi oszczędza czasu, gdy pytanie o jakieś miejsce i na nie odpowiedź już się pojawiły.
UsuńWłaśnie czytam o San Gimignano - też będę - i powoli zaczynam się orientować, jak prowadzi Pani blog. Widzę, że jest wiele do przeczytania i obejrzenia - świetne zdjęcia !!! Dziękuję za odpowiedź.
OdpowiedzUsuńWspaniały opis San Miniato al Monte. Chociaż byłam dość krótko przed zamknięciem (2015)ale do dziś odczuwam ten cudowny klimat średniowiecza i atmosfery świętości. Jakże bardzo wielbiono Boga żeby tworzyć takie cudowności. I do tego śpiewy gregoriańskie zakonników rozbrzmiewające w tych wspaniałych świątynnych murach. Niezapomniane duchowe przeżycie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Bo ludzie zapominają, że to piękno wynika z duchowości.
Usuńcudowny opis wspaniałego dzieła sztuki
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
Usuń