poniedziałek, 23 listopada 2009

TROCHĘ SIĘ NAWRÓCIŁAM

A na co? Na Prato. Mój pierwszy pobyt, zimą, niemal dwa lata temu nie wypadł z korzyścią dla miasta. poraziła mnie wtedy ilość emigrantów, ich zachowanie,niewłoskość, poczucie obcości.

Tym razem były dwa powody, by się tam wybrać. Jeden to wspólne zainteresowania z Krzysztofem - Muzeum Tkanin, a drugi to liturgiczne zainteresowania Krzysztofa przedsoborową liturgią. Tu akurat moja wrażliwość nie nadąża za proboszczem, więc zostałam w towarzystwie aparatu fotograficznego i przyglądałam się miastu, a raczej jego starej części.

Zaczęliśmy od muzeum, gdzie otworzono wystawę "Carski styl. Sztuka i moda, miedzy Italią a Rosją, od XIV do XVIII wieku".

O wystawie trudno pisać bez podpórki fotograficznej, ale ta była zabroniona. Musicie więc uwierzyć na słowo, że Rosja w niczym nie odstawała od współczesnej sobie Europy. Zadziwieni byli tym ambasadorowie florenccy. Kogóż by nie zachwycił kunszt tkanin, głębokie reliefy, misterne hafty perłami czy złocenia. Mnie poruszyło bardzo dziecięce wdzianko Piotra Wielkiego. Takie sobie maluśkie, wypłowiałe, a otulało ciałko przyszłego władcy. Muzeum mieści się w starej fabryce tkanin, zachowano w nim fragmenty oryginalnego wyposażenia, jak, np. kotłownię działu farbiarskiego. Niestety wystawa stała była w szczątkowej postaci, musiała ustąpić carowi. Mogę się tylko domyślać, że zwiedzający są prowadzeni od średniowieczna po czasy współczesnego tkactwa. Na szczęście z "ruskiej pożogi" ocalała część średniowieczna, mogłam więc napawać oczy cudnymi tkaninami, najczęściej liturgicznymi. Najbardziej zapamiętałam antependia, tak misternej roboty, że dech zapierało. Trudno było się domyśleć, gdzie się kończyła tkanina, gdzie dołączał haft a gdzie jeszcze pojawiły się wstawki z kamieni. Trzeba będzie wrócić po zakończeniu tymczasowej wystawy, co ma mieć miejsce w styczniu przyszłego roku. Z lekkim niedosytem ukoiłam duszę malutkim suwenirem ze sklepu muzealnego w postaci haftowanego inicjału. Już mam nawet pomysł, gdzie on zaistnieje, więc na razie go nie pokazuję.

Potem drogi proboszcza i gosposi się rozeszły, Krzysztof poszedł na Mszę, a ja nawracałam się na Prato. Ciepła temperatura spowodowała bardzo ożywioną passeggiatę. Mieszkańcy tłumnie wylegli na ulice. Bardzo mi się to spodobało, bo od razu bardziej włosko się zrobiło. Ja z aparatem byłam tam chyba jedynym turystycznym dziwolągiem. No to jak już być tym turystą, to na całego. Zwiedziłam nawet jeden kościół, pod wezwaniem Świętego Franciszka.

Wypatrzyłam parę pięknych elementów wyposażenia. Przyznacie, że Madonna słodka niebywale?

Tylko nie wiem, co za torebeczki zawieszono na Jej i Dzieciątka dłoniach. Chrystus na Krzyżu budzi we mnie odruch chęci utulenia, taki nieporadny, ludzki bardzo. I ta krew strugami się z Niego lejąca!

Wprost przepadam za koronkowym traktowaniem kamienia, a takim wydaje się poduszka w nagrobku nie wiem kogo.

A przy niewielkich organach zatrzymał mnie cichy rytm kołeczków, i ta kaligrafia!

Trudno było też nie zauważyć pięknie rzeźbionego konfesjonału. Ciekawe, czy używany?

O rozmiarze wieczornego spaceru świadczyła głównie Piazza Duomo. I jak zawsze mam problem, na co się gapić, na budynki, czy na ludzi? Kto tym razem zwyciężył?

Jakem baba, nie mogłam odpuścić wystawom. Poraziły mnie buty za jedną szybą. Sprawiały na mnie wrażenie bycia tworami początkującego szewca. Takie kulfoniaste, niezgrabne, strasznie obłe.

I co? I proszę, moda nie leży chyba jednak w opcjach moich zainteresowań. Te butki kosztowały bagatelka co najmniej 24o€! Ot baba ze wsi San Pantaleo przyjechała. To ja wolę się przyjrzeć samemu urządzaniu wystaw. Czasami ciekawe sytuacje rozgrywają się po drugiej stronie.

A na osłodę po ultra-modnych butach sklep z przyjaznymi mej duszy barwami i pomysłami, jak chociażby lampka na stolik dla bibliofila.

Ostatni sfotografowany przeze mnie sklep, na szczęście dla figury, był zamknięty.

Wystawa kusiła moimi ulubionymi czekoladkami Bacio. Ech! Tych to mogę na tony.

I już może niekoniecznie wystawy, ale kramy rozłożone na placu stanowiły zagrożenie dla portfela. Ledwie się opanowałam ręcznie haftowanym starym obrusom, czy pięknej ceramice. Byłam dzielna!

I jeszcze parę zdjęć z najsłynniejszą chyba budowlą w Prato - Zamkiem Imperatora - bodajże jedyną pozostałością szwabską na terenach północnej i centralnej Italii.

No i parę zdjęć z uliczek starego miasta, gdzie co krok napotykałam pięknej urody kapliczki.

A Henry Moore to dla mnie zgrzyt widelca po szybie, no nie zachwyca!

Po takim spacerze z chęcią jeszcze wrócę do Prato - to tylko 22 km od domu.

8 komentarzy:

  1. Wprost niesamowite! Aż nie wiem o czym na początek...
    Rosyjskie tkaniny i kunszt starej Rosji miałam kiedyś okazję podziwiać w Petersburgu,więc wcale nie dziwę się że się podobają.. Lecz wracając do samego Prato-ile wspaniałości !Rzeczywiście cudna Madonna ,a jeszcze bardziej poruszający Chrystus na krzyżu - realizm aż przeraża...
    Jak zwykle w zachwyt wprawia mnie Pani widzenie świata- piękno drobiazgów, szczegółów ,które nie zawsze się zauważa,detale architektoniczne ,uroda wieczorna miasteczka..
    Dzięki - znowu obejrzałam coś pięknego!
    Joanna ,,kolano''

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, pięknie Małgosiu!
    Zazdroszczę tych widoków, cudowne:)
    Chętnie bym sobie tak pozwiedzała i pooglądała wszystko o każdej porze dnia i nocy:)
    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. no tak to jest jak się polega na Autorytetach :)
    podczas ubiegłorocznego pobytu w Toskanii mieszkałam rzucić kamieniem od Prato ale tak sobie zapamiętałam jak tam nic nie ma i jak jest brzydko że nawet patrzeć w tamtą stronę nie chciałam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawy raport z wyprawy do Prato, zupelnie nie znanej mi z nazwy miejscowosci! A co do butow wloskich to choc sa piekne i ciekawe, jednak wiele wzorow i mnie zaskakuje. I wydawaloby sie, ze ide z duchem czasu a buty uwielbiam to jednak te wloskie sa dla mnie zagadka!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku a mnie teraz tylko "buziaczki" w głowie .. szkoda, z enik się do PL nie wybiera a u nas raczej nie dostępne.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja a propos "torebeczek" u Maryi i Jezusa. Jak dla mnie, to jest to przedstawienie Matki Bożej szkaplerznej. Te "torebeczki" to właśnie szkaplerz karmelitański. "Szkaplerz przystosowany do użytku wiernych świeckich złożony jest z dwóch prostokątnych wycinków brązowego sukna wełnianego połączonych dwoma tasiemkami. Wymiary płatków mogą być dowolne. Jest on niejako zminimalizowanym habitem. Zwykle na obu płatkach jest umieszczony wizerunek lub symbol Pana Jezusa, i Matki Bożej Szkaplerznej." Osoby noszące szkaplerz są otoczone szczególną opieka Maryi. Szczegółów można się dowiedzieć chociażby na stronie szkaplerz.pl :) Swoją drogą to piękna ta figura.
    Tatiana

    OdpowiedzUsuń
  7. czego szukalem, dzieki

    OdpowiedzUsuń