sobota, 31 grudnia 2016

I ...

Rzutem na taśmę, ale zdążyłam w tym roku.
Czas wywiązać się z obietnicy rozwinięcia tytułu z artykułu "Rocznica i ..."

Rzecz dotyczy obiadu, ale nie samego jadłospisu. Przyznam się, że niewiele pamiętam z potraw, na pewno było smacznie, lecz tyle było innych wrażeń, że jedzenie przy nich zbladło. A to rozmowy z koleżankami, a to tłumaczenie na włoski, a to siostry zakonne, które okazały się moimi czytelniczkami, a to "i..."
No, właśnie.
Owym "i ..." jest samo miejsce.
Padre Crisostomo zaprosił gości na obiad do restauracji "Due Apostoli".


Znaleźliśmy się w Tenuta La Fratta u stóp Sinalungi.

Słowo "tenuta" już się kiedyś pojawiło na blogu. Przypomnę, że to rodzaj rozbudowanej posiadłości, wręcz osady, zazwyczaj powiązanej z działalnością agrarną.

Główna "La Fratta" (fattoria) ma dwa długie ciągi budynków, z różnymi odnogami.



Nie był to może najlepszy czas na jej zwiedzanie, zapewne latem jest tutaj dużo bardziej malarsko, ale i tak szalałam jak dziecko, które wpuszczono do sklepu z zabawkami.
Najpierw opowiem troszkę o tenucie.

Pierwsze wzmianki na piśmie sięgają XIII wieku. Budynki, które zobaczyłam stanowią tylko część całej tenuty. To chyba największe gospodarstwo zajmujące się hodowlą krów rasy chianina, nazywa się je wręcz stolicą chianiny. W XVII wieku gościło Cosimo II. Przejeżdżał z Monte San Savino do Cortony. Ciekawostką jest, co Wielki Książę dostał od gospodarzy:
3 cielęta, 8 wykastrowanych byków, 8 jagniąt, 26 par dużych gołębi, 30 par , hmmm czego?, mam problem, bo się naszukałam po wielu miejscach, słownikach, nie słownikach i nie umiem przetłumaczyć zwierza (prawdopodobnie ptaka) o nazwie terragnolo. 
Dopisek z 6 stycznia: W końcu dotarły tomy słownika włoskiego z literą "t" i wiem, czym jest terragnolo. To ptak z rodziny mew, słowo wyszło z użycia, dopiero olbrzymi słownik pomógł je rozszyfrować. 
Cosimo otrzymał jeszcze 54 par kuropatw, 276 kapłonów, 16 kurcząt, 18 gęsi, 10 zajęcy, 8 szynek i 40 flaszek wina, skrzynię warzyw i dwie skrzynki owoców. Opisujący dar skomentował go słowami: "na dworze Cosimo nie brakowało apetytu".
Po takim podarunku możemy się domyślić, jak poważnym gospodarstwem była La Fratta już w XVII wieku. Jej rozwój zatrzymało powstanie Państwa Włoskiego. Państwo wzięło się za unormowanie systemu wód, nadając poszczególnym rzekom ważność, ta w pobliżu La Fratty nie stanowiła dla rządu zbyt wielkiej wagi, zaliczono ją do 2 kategorii, a jej dopływy, w jakiś niewyjaśnialny sposób zostały zupełnie pominięte. Na rezultaty tych decyzji nie czekano długo, pod koniec XIX wieku, wody zalały żyzne ziemie pod Sinalungą.
Na szczęście właścicielom udało się utrzymać działalność i dzisiaj La Fratta jest głównym i cenionym producentem Chianiny, odmiany krów hodowanych głównie dla mięsa. To z chianiny piecze się prawdziwy florencki befsztyk.
To właśnie w La Fratta wyhodowano byka o wadze 1780 kg!
Sława miejsca sięga daleko poza granice Italii, w maju jej gościem był książę Japonii Akishino, fascynat zoologii.
Znalazłam film z krótką relacją. Zwróćcie uwagę na hrabinę Galeotti Ottieri, siwą panią witającą gości.
Zobaczyłam ją wychodząc z obiadu. W życiu bym nie pomyślała, że mam do czynienia z nobliwą właścicielką. Jowialnie wyglądająca pani serdecznie żegnała wszystkich biesiadników. Coś mi jednak podpowiadało, że to nie jest zwykła pracownica, więc potem się upewniłam, kim była.
Czy zauważyliście, że tak słynna hodowla nie poraża sterylną nowoczesnością? La Fratta stara się prowadzić działalność jak najbardziej naturalną, ekologiczną. Zapewne stąd jej sukcesy.

Samo gospodarstwo miało własne struktury, nie tylko związane z działalnością rolniczą.
Oczywiście głównym budynkiem jest willa.



Oprócz niej i zabudowań typowo gospodarczych w La Fratta działała szkoła, czy nawet teatr. Pracownicy mieszkali w domach połączonych ze sobą, co stworzyło ciekawą strukturę dwóch równoległych budynków, w których główny rytm wyznaczają arkady.
Z tyłu za nimi odkryłam garaż z przedwojennym traktorem.




A zaraz nieopodal wielkie pomieszczenie  z drewnianymi beczkami. Widać, że już nie są używane, ale cud, że w ogóle się zachowały. Nie tyle cudem są te małe na vinsanto, położone na półce pod dachem, co te wielkie do produkcji wytrawnego wina.













Pławię się w detalach.









Powoli podprowadam Was do największej niespodzianki tego miejsca.
Przez bramę obok willi właścicieli wchodzi się na dziedziniec ze studnią, z ogrodem all'italiana i z kaplicą.






I ta kaplica była największą niespodzianką. Prosta dosyć fasada, z ceglanymi pilastrami i gzymsami kryje w sobie dzieło sztuki.



Wnętrze niewielkie, dwa boczne ołtarze, chyba ze stiuku.



A w ołtarzu głównym freski ... Sodomy!

Tak, tak. Zupełnie nieoczekiwanie trafiłam na malarza, którego dzieła podziwiałam dotąd w klasztorze Monte Oliveto Maggiore, w Sienie (w Bazylice San Domenico) i w miejscu, którego dotąd nie opisałam, więc nie zdradzę, gdzie jest. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o fresku z Sant'Anna in Camprena.
Wyobraźcie sobie, jak się ucieszyłam. Wyjechałam z domu na tyle wcześnie, że nawet przeszło mi przez myśl, by coś w okolicy zobaczyć. Niczego jednak nie wyszukałam, w końcu czas oczekiwania spędziłam na modlitwie.
I oto proszę!
Jest i kąsek artystyczno-turystyczny.
Freski składają się z trzech części.

W środkowej widzimy otuloną błękitem Madonnę w otoczeniu świętych, a wśród nich jest Michał Archanioł - patron mojej obecnej parafii :)

Z lewej strony wizimy św. Hieronima, rozpoznawalnego po lwie i czaszce.


Po prawej Sodoma uwiecznił moment otrzymywania stygmatów przez św. Franciszka.

Cały ołtarz został niedawno odnowiony, więc freski mają godną marmuryzowaną oprawę.
Wyczytałam, że w dawnych czasach jeden z franciszkanów z klasztoru, gdzie mieszka mój kolega, był oddelegowany na stałe do La Fratty. Kaplica była więc pod stałą opieką kapłana. Na szczęście dotąd jest konsekrowana. Odprawia się tam Msze, a i nawet błogosławi śluby.
Dodam, że "La Fratta" jest nie tylko czynnym gospodarstwem, ale i lokum dla turystów, więc to idealne miejsce na uroczystość z noclegiem dla wszystkich gości, a może ich być nawet 160!
Złożone parasole czekają na sezon.


Wisienka na torcie, a raczej może kropka księżycowa nad kaplicą?

16 komentarzy:

  1. Piekna wycieczka. Szczesliwego Nowego Roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. cuculo terragnolo minore> Morococcyx erythropygus >klinochwostka mała.... Coś z rodziny kukułek prawdopodobnie.
    Czegoż ta arystokracja nie żarła... Nic dziwnego, że tyle gatunków wymarło. :-))) pozdrawiam noworocznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, patrz, a mi jakiś bąk wyleciał w tłumaczeniach, więc wolałam nie ryzykować. Popytam jeszcze tutejszych, bo to może być jakieś lokalne określenie na ptaka nielota.

      Usuń
  3. Nie mogłam od razu dodać komentarza, coś mnie wyrzucało ale miejsce niesamowite! I jakby zatrzymane a jednak żywe i tyle skarbów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie głupi blogsopt zapomniał, że masz oryginalne imię i nie chciał uznac pisowni :)

      Usuń
  4. Kiedy zobaczyłam pierwszy kadr,pomyślałam,gdzież ta Małgoś mnie przywiodła.Jakiś PGR czy co???,miejsce przez wszystkich zapomniane???A tu niespodzianka!!!Z każdym zdaniem,z każdym zdjęciem wystopniowałaś ciekawość.Odkryłaś przede mną niesamowite miejsce.Piękne kadry.Już raz chyba pisałam,że podobnie jak Ty kocham detale.Delektuję się każdym zdęciem,każdym zdaniem.Dziękuję Małgosiu.Przed nami kolejne 364 już dni Nowego Roku.Zycżę przede wszystkim dużo zdrowia,spełnionych marzeń tych najskrytszych i tych codziennych .Spokoju i pasji,pozytywnej energii.No i oczywiście żebyś wciąż odkrywała piękno uściski,buziaczki Roksana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to niemal PGR, z tym, że to "niemal" robi różnicę - czyli: jest to posiadłość prywatne, a właściciele są hrabostwem :) Stąd potem tak niezwykłe detale. Dziękuję za życzenia i z całego serca odwzajemniam. A o marzeniach niebawem coś w zupełnie innym tonie.

      Usuń
  5. Deja vu przytrafiło mi się przy tym poście.Gdzieś,kiedyś czytałem o tym byku.Zaden ze współczesnych nie dorównał temu blisko dwu tonowemu kolosowi.Zwał sie ów byk Donetto.Piękne freski.Nie zawsze fasada jest wyznacznikiem tego co znajdziemy w środku.Dotyczy to miejsc jak i ludzi.pozdrawiam A.P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te fasady w La Fratta to już w ogóle odmienność sama w sobie, dużo cegły i wrażenie opuszczenia, pogłębione zimą. Ależ tam się musi dziać latem, wiem, że organizowane są chociażby koncerty.

      Usuń
  6. Wspaniałe zdjęcia!!!!!!!!!!!!!!! Oddają całą duszę tych miejsc. Miło się ogląda.

    OdpowiedzUsuń