czwartek, 31 grudnia 2020
DOBRY ROK?
poniedziałek, 28 grudnia 2020
ZAPLĄTANIE
Nie ma zmiłuj, trzeba wziąć się w garść i robić, co się da. Taka myśl wiodła mnie ku Bożemu Narodzeniu. Żałoby i pandemii nie przeskoczę, ale mogę zrobić dużo, by było jak najpiękniejsze. I tego się trzymałam.
W kościele wykorzystałam powstałe na poprzednie Święta gwiazdy, a do tego postawiłam na mocną, królewską czerwień.
Tyle dałam radę, nie jadąc na giełdę kwiatową do Pesci. Dziękuję za życzliwe serce kwiaciarki z Montale, która odsprzedała nam gwiazdy betlejemskie po cenie zakupu, w tym dwie cudne w postaci drzewek. Malutkie dokupiłam potem w supermarkecie, intensywną czerwoną taśmę miałam już od kilku lat, podarowaną przez producenta. Na zewnątrz widać było oświetloną dzwonnicę i tuje przed domem i wianek na drzwiach.
Jeszcze, gdy Tatko był chory, wiedziałam, że przede mną długa droga do Polski, więc przyszykowałam się na zabicie czasu robieniem na drutach i to te włóczkowe smuteczki pomogły mi przejść pierwsze najtrudniejsze tygodnie, a potem jakoś już z rozpędu, gdy ciągle jeszcze nie miałam sił, by wejść do pracowni, brałam druty do rąk i dziergałam, dziergałam, dziergałam ... A to swetry, dla siostry, siebie, kamizelkę dla Krzysztofa, poduchę, koc, który może mi służyć jako ponczo, czapki, szaliki.
Dziergałam, dziergałam. I tak doszłam do rozwinięcia pomysłu na dziergane ozdoby. Od kilku już lat mam włóczkowe dekoracje na choince i pokrowce na dwa krzesła, teraz "dorobiłam" cały stół. Bieżnik, jako i koc, będzie miał podwójną funkcję, w drugiej owinę go na moich ramionach. W ogóle to wiwat youtube, na którym znalazłam tutoriale i nauczyłam się robić nawet najbardziej skomplikowane plecionki.
Na następny rok będę musiała potroić proporcje leżakującego ciasta, bo piernik przebojem szedł przez Tobbianę. Przełożyłam go powidłami przywiezionymi z Polski oraz masą migdałową z Sycylii, zrobioną tylko z migdałów i cukru, bez zagęszczaczy i innych udziwnień czytanych w składzie marcepanu. Przeczuwając, po reakcjach z poprzednich lat, pokroiłam ciasto na kostki i dopiero wtedy oblałam polewą, by ładnie prezentowało się obdarowanym. Obiecałam znajomym, że powiem krajanom, jak bardzo Włochom smakuje piernik, co niniejszym czynię.
Z nowinek smakowych opowiem Wam, ze do kompotu dodałam ususzone przez siebie kaki (pyszne!).
A z kolei moim przebojem prezentowym od przyjaciół było panettone pistacjowe.
Zdjęcia z tego czasu zobaczycie w albumie:
NATALE 2020 |
czwartek, 24 grudnia 2020
GLORIA IN EXCELSIS DEO
Czego Wam i sobie życzę, by anielskie wołanie nie umilkło w naszych sercach.
wtorek, 22 grudnia 2020
ŻÓŁTY ZRYW
Na cztery dni zostaliśmy łaskawie obdarowani żółtą strefą, co oznacza konkretnie możliwość poruszania się po całej Toskanii. Cały czas trwałam w blokach startowych, żeby ruszyć do Florencji, wiedząc, że to będzie jedyna okazja zobaczyć ją "świąteczną". Z szalonego wyboru czterech dni mogliśmy jechać tylko w niedzielę, więc nie bacząc na ostrzeżenia znajomych, ruszyliśmy. My pojechaliśmy autem, byli i tacy, co samolotem.
Przyznam się, że cały dzień zastanawiałam się, co napisać, bo wróciłam z Florencji z mieszanymi mocno uczuciami, raczej nie pomogła podnieść mnie na duchu. Ale nie poddaję się! Postanowiłam, że nie będę mocno marudzić, pokażę Wam, wszystko, co moim zdaniem ciekawe i odciągało myśli od rzeczywistości.
Zapraszam do albumu (kliknij na zdjęcie):
niedziela, 6 grudnia 2020
PÓŁNOCNE SANT'ANTIMO
To jest takie miejsce do zakochania się od pierwszego spojrzenia, nawet nie na żywo, tylko na fotografię.
Byłam tam tylko raz i tęskniłam, jak tęsknię ciągle za Sant'Antimo. Wzmiankę o kościele znajdziecie na początku artykułu "Niech żywi nie tracą nadziei".
Od czasu naszej wizyty zaszły bardzo dobre zmiany, jeśli chodzi o zarządzanie kościołem. Grupa opiekująca się tym cudem weszła w zasięg poczynań włoskiej fundacji FAI, zajmującem się, między innymi, ratowaniem zabytków Italii. Skutkuje to remontami, dobrą, jak na włoskie realia, stroną internetową, bogatym opisem (po włosku i angielsku) oraz daje każdemu turyście sposobność zabezpieczenia sobie wizyty.
Nie będę więc rozszerzać opisu, wspomnę może tylko o ludziku znad bocznego portalu, bo przysporzył wiele radości naszym przyjaciołom i stał się motywem przewodnim całej wycieczki. J. orzekła, że to ufoludek, a jego wyciągnięta ręka inspirowała nasze pozy na zdjęciach do końca tego dnia.
Tym razem trudno było go sfotografować, bo akurat słońce z cieniem cięły kompozycję, a panowie na rusztowaniach nie wykazywali zrozumienia dla naszej chęci przyglądania się szczegółom. Dobrze jednak, że w ogóle są rusztowania, to znak, że jest nadzieja dla tej wspaniałej budowli.
Wiele zdjęć na pewno się powieli z tymi ze wspomnianego artykułu, ale i tak zapraszam do albumu