Dla odskoczni, chyba, w poniedziałek pochłonął nas całkowicie dom. Dalszy ciąg walki o ”jako tako”. Tym razem była to spiżarka w.. wieży kościelnej! No cóż za romantyczne podejście do żywienia! A tak na prawdę, to jest to genialne miejsce na przechowywaie produktów. Drzwi prowadzą prosto z mieszkania. A różnica temperatury w upały jest znaczna.
Potem Krzysztof przyciął dechy na półki które jeszcze mają zawisnąć w kuchni w miejscu witrynki wędrującej do pracowni. W szafie w końcu mam drąg a nie jakiś dziwaczny zestaw wkręcanych haczyków, a pralka pobiera odpowiednią ilość wody. No i skrzynka do ręcznego uruchamiania dzwonów nie straszy na wejściu, została zasłonięta grafiką.
Piszę o tym, bo wieczorem po tylu wykonanych pracach uświadomiłam sobie, że być może takie coś ratuje mnie przed zapadnięciem na Syndrom Stendhala. To łzawe wzruszenie w niedzielę przypomniało mi, że czytałam o schorzeniu psychosomatycznym zdiagnozowanym w 1982 zwanym inaczej szokiem florenckim. Nazwisko pisarza pojawia się tutaj, gdyż opisał swoje dolegliwości po obejrzeniu wspaniałości florenckich. Poszperałam jeszcze w necie i oto, co znalazłam:
Moje przeżycie jest tak głębokie, że aż graniczy z bólem, przenika do głębi mej duszy, obym tylko mógł o tym zapomnieć - zanotował w dzienniku w 1817 r. Stendhal podczas pobytu we Florencji. Gdy wychodziłem z Santa Croce, moje serce biło nieregularnie, poczucie życia uciekło ze mnie tak szybko, iż bałem się, że zemdleję – pisał. A po obejrzeniu marmurowego "Dawida" Michała Anioła dostał gorączki, która przykuła go na kilka dni do łóżka
Podobnych doznań doświadczał w 1856 roku Anselm Feuerbach. W Galerii Uffizi i w Palazzo Pitti zalewał się łzami i błagał niebo o pomoc: „Boże kieruj moimi krokami i daj mi siłę, abym po męsku mógł temu podołać". Rainer Maria Rilke miał we Florencji trudności z oddychaniem. Na ów syndrom cierpiał prawdopodobnie Fiodor Dostojewski, który - jak relacjonowała jego żona - skamieniał na widok "Chrystusa w grobie" Hansa Holbeina, a na inne obrazy tego mistrza reagował ekstatycznie (skądinąd wiadomo, że cierpiał na epilepsję).
Syndrom Stendhala jest chorobą psychosomatyczną objawiającą się palpitacjami serca, zawrotami głowy, dezorientacją i halucynacjami powstającymi u niektórych osób na widok wspaniałości sztuki. Wikipedia sugeruje także rozciągnięcie terminologii na osoby cierpiące na „przesyt wyboru” w trakcie czynności tak banalnej jak zakupy. Ale okazuje się, że wcale nie musi chodzić o przesyt, lecz raczej o „to” dzieło, przytłaczające mistrzostwem wykonania. Ofiarami są głównie osoby podróżujące samotnie w średnim wieku (wiek się zgadzał i u mnie – hi, hi!). "Syndrom Stendhala" opisała pod koniec lat 70. XX w. psychiatra dr Graziella Magherini. Choć przyczyny tego schorzenia nie są znane, jest niemal pewne, że wywołuje je wyłącznie sztuka figuratywna. Ekspert od włoskiej turystyki prof. Emilio Becheri porównuje ten stan do odurzenia lub fatalnego zauroczenia. Najczęstsi sprawcy to: Michał Anioł, Sandro Botticelli i Peter Paul Rubens. Do florenckiego szpitala Santa Maria Nova ponoć od lat przybywają turyści, dla których pobyt np. w Galleria dell'Accademia okazał się groźny dla zdrowia.
Acha! Zapomniałabym dodać, że Włosi nie cierpią na to schorzenie