środa, 23 czerwca 2010

WRÓCIŁAM

... do rzeczywistości, bo tutaj wszak moja rzeczywistość.
Usiłuję odnaleźć się po pobycie w odmiennych światach. Nie będę opisywać ani pobytu w Londynie, ani w Poznaniu, wszak pisałam, że to urlop od bloga. Wspomnę tylko, że każde doświadczenie niezwykłe, każde pełne treści i ludzi. Poznałam grupę szalonych italofilów, człowieka chcącego wypisać się z wyścigu szczurów, wzruszyłam się dawnymi współpracownikami i twarzami przez kilkanaście lat spotykanymi na co dzień, uśmiałam w towarzystwie koleżeństwa z liceum  no i nagadałam z psiapsiółami, że nie wspomnę o moim ukochanym Tacie, który specjalnie przyjechał z Gorzowa, by spotkać się z córcią. Wszystko rozwibrowane, w kawałeczkach, jeszcze w głowie niepoukładane.
Deszcz mnie na tyle znienawidził, że nigdzie się za mną nie pałętał, pozostawszy w Toskanii, nękał turystów.Gdy wróciłam, przestał, wystraszył się mnie, czy co?
Dłuższa moja nieobecność groziła Bogusiowi śmiercią głodową, gdyż ten postanowił przejść na ścisłą dietę. Zaraz po powrocie zaczął jeść, udając że pan podłe plotki o jego niejedzeniu rozsiewa.
W ogrodzie sałatkowym deszcz załagodził problem braku systemu nawadniającego, więc oczy cieszą rozrastające się sałaty (żebym to ja wiedziała, jakich gatunków sadzonki kupiłam, hi hi hi), kwitnące cukinie, mężnie krzewiące się papryki i bakłażany. Polskie ogórki także coraz gęściej się zielenią. Dosiałam następne pyszności. Teraz tylko czekać na zbiory.

Zieloniutkie banieczki fig każą cierpliwie czekać na swoją słodką dojrzałość.
Tymczasem lawenda i drugi raz kwitnąca glicynia konkurują ze sobą fioletami.


A ja mam omdlałe ręce od przycinania lauru w kuliste drzewko. Dobrze, że przycinanie żywopłotu należy do silniejszych męskich ramion, ja moje poświęcam na upatrzoną kiedyś samotnie rosnącą roślinę, z której postanowiłam wydobyć prostą bryłę.
I tylko małym daliom w donicy zdają się nie przeszkadzać deszcze.

Wczoraj pojechaliśmy do handlarza używanymi metalowymi elementami budowlanymi. Piękne określenie ukułam, nieprawdaż? Chodzi oczywiście o bramy, kraty, słupki itp, itd. Uwielbiam takie miejsca, okazało się, że to, co widać z drogi, to tylko wierzchołek, a raczej podnóżek, góry ze skarbami. Na tejże górze w ogrodzie i w magazynach cudów co niemiara. Zdjęć nie porobiłam, bo pojechałam na rekonesans, szukając pomysły na kraty pod pnące róże. W następnym tygodniu pojedziemy chyba coś nabyć, to może wtedy obfotografuję miejsce.
Pan, jak to tutaj najczęściej bywa, mimo komunistycznych korzeni (wszak nie można iść u kogoś takiego kupować bez usłyszenia kawałka jego życiowej historii), dla księdza od razu z chęcią obniży ceny a jego gosposi podarował coś, na czym jej się oko zawiesiło i odczepić nie chciało. Ja w tym przyszłościowo widzę świeczkę, a Wy?

12 komentarzy:

  1. Dobrze, że jesteś. Wyglądałam Cię w Poznaniu, ale niestety. Może w sierpniu się uda? Ech, ja też znam wiele osób, które nie chcą brać udziału w wyścigu szczurów... i biegną raczej jak w maratonie, aby bieg ukończyć, choć raczej wolałyby usiąść i pokontemplować widoki :-)
    Ja też... K

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez już jestem w domu, fajnie, ze wróciłaś, ale trochę poopowiadaj o wszystkim nam wszystkim-czekamy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety tutaj na poludniu tez lalo i moje petunie nie przezyly tych ulewnych deszczy!
    To dopiero zagwostka, ze o tej porze roku w Itali...

    Ciesze sie, ze wyjazd ciekawy, obfity we wrazenia!!!
    Bogusia tylko zal, ze glodny chodzil z tesknoty... dobrze wiec ze szybko wrocilas!

    Zdjecia sliczne, chyba masz reke do roslinek bo rosna pieknie!!!

    Zebym nie przechwalila!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. domyślam się,że te obcięte "wawrzyny" to dla mnie:)pozdrawiam i witam z powrotem

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam serdecznie.Od powrotu z Rzymu dzisiaj zajrzałam pierwszy raz do bloga.I pierwsze co,to przerobiłam wpis o Rzymie oczywiście.Ja trafiłam akurat na pełne słońce i upały,więc było momentami męcząco,ale mimo to wspaniale.Nałapałam mnóstwo pozytywnej energii.Wystawy Caravaggia niestety nie zobaczyłam,kolejka mnie jednak odstraszyła.Ale do Muzeów Watykańskich swoje odstałam,ale na próżno szukałam "Złożenia do grobu",zabrali na wystawę.Ale wLaSnie stojąc przed "Szkołą Ateńską"i Grupą Laokona wcześniej pomyślałam o tym,że oto jest chwila spełnienia czegoś, o czym się marzyło latami.Pozdrawiam,trzeba dalej nadrobić zaległości blogowo-forumowe.Iwonka

    OdpowiedzUsuń
  6. Niezłe to "coś" czym zostałaś obdarowana Małgosiu. A ze świeczką to to już będzie coooooś...Pozdrawiam Iwona

    OdpowiedzUsuń
  7. "Deszcz mnie na tyle znienawidził, że nigdzie się za mną nie pałętał, pozostawszy w Toskanii, nękał turystów.Gdy wróciłam, przestał, wystraszył się mnie, czy co?"
    ...a może to Toskania płakała z tęsknoty?

    Wiem, jestem samolubna, ale cieszę się, że już Pani wróciła z urlopu blogowego...

    pozdrawiam, Maria

    OdpowiedzUsuń
  8. No wreszcie! :)
    Kinga z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozumiem zachowanie Pani czworonoga. Wywnioskowałam, że szybciutko postanowiła Pani nadgonić czas tnąc laur. Widok drzew figowych zawsze przywołuje obraz tego dnia gdy zobaczyłam go pierwszy raz we Włoszech. Ostatnio widziałam taki 40 cm w doniczce z małymi figami /ok.25 zł/ w markecie ogrodniczym, ciekawe na ile były trwały.
    Odlew, czy metaloplastyka piękna, świeczka to może grono winogron, albo wystarczy dobry kolor świecy i tak wyczaruje Pani coś fantastycznego. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo cieszę się z Pani urlopu. Mogłem spokojnie ponadrabiać zaległości w czytaniu starszych wątków Pani bloga. Pozdrawiam ze słonecznego Raciborza, gdzie już dziś rozrysowuje się na mapach i kartach licznych przewodników, kolejna włoska przygoda z przyjaźnią w tle... Szczegóły ujawnię wkrótce.

    OdpowiedzUsuń
  11. Małgosiu , cieszę się,ze wróciłaś:) Widzę,ze urlop się udał ,to dobrze:)
    Pieknie masz w ogrodzie! Naprawdę bardzo mi się podoba:))

    Pozdrawiam Cie ciepło:))
    Ps. A my mamy od wczoraj nowego domownika - pieska - owczarka niemieckiego, któremu daliśmy na imię Dino:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Też się cieszę, że wróciłaś, było troszkę nudnawo bez Twoich postów :) Może podzielisz się z nami wrażeniami z Londynu, opowiadasz tak ciekawie...
    A najbardziej zazdroszczę Ci tych fig cudnych, jeszcze malutkich, a zapowiadających tak wiele :)
    Pozdrawiam
    Eugenia

    OdpowiedzUsuń