niedziela, 27 lutego 2011

CEBULE CAPARRY z serii "Florencka włóczęga"

Przyszło mi odpokutować umieszczenie wiosennych zdjęć. Znowu w niedzielę pada deszcz, a przecież w niedzielę zazwyczaj wyruszam na wycieczki.
No to może w zamian opiszę następny fragment włóczęgi florenckiej?
Przed powstaniem Palazzo Strozzi przyległy plac nazywał się Placem Cebul, o czym wspominałam już w przypadku diabła Giambologny. Nazwa była związana z rynkiem warzywnym, na którym oczywiście sprzedawano także cebule. Palazzo Strozzi to olbrzymi budynek, jego powstanie wymagało wyburzenia przylegających kamienic. Mimo tego na Placu ciągle sprzedawano tytułowe cebule. Pewnego dnia Filippo Strozzi z zaskoczeniem spostrzegł wśród sprzedających słynnego i uznanego kowala Niccolo Grosso zwanego "Zadatek" (po włosku Caparra). Domyślacie się zapewne, że przydomek rzemieślnika wziął się od sposobu rozliczania z klientami ich zamówień, nie  przystępował do pracy bez kwoty jej zabezpieczającej. I tego znanego, kutego (nomen omen) na cztery nogi człowieka spotkano na placu warzywnym trudniącego się sprzedażą warzyw? Prawdy pewnie nikt nie dojdzie,czy czynił to z autentycznej potrzeby, czy też dziwnym zbiegiem okoliczności, akurat gdy Strozzi właściwie miał już ukończoną posiadłość i brakowało w niej jedynie wykończeń - kutych wykończeń, spotkał w roli sprzedawcy słynnego kowala.
Spotkanie zaowocowało dużym zleceniem na prace z kutego żelaza, a jakże! Były to między innymi uchwyty na flagi, pochodnie oraz cztery wielkie lampy do ulokowania na każdym narożniku palazzo. Rzemieślnik podjął się zadania, nie omieszkując wziąć zadatku.
Caparra (zadatek) nie pozostał obojętnym wobec źródeł swojego zlecenia i w wieńczących lampy kutych elementach nawiązał do szczypioru.
Lampy, które widzimy dzisiaj na Palazzo są kopiami (a raczej inspiracjami) a jedyna zachowana oryginalna została przeniesiona na narożnik między Via Strozzi a Via de'Pescioni dokładnie naprzeciw starego Placu Cebul.
Na zdjęciu ta środkowa lampa to właśnie kopia, a dwa zdjęcia po bokach to lampa wykonana przez "Zadatek".

8 komentarzy:

  1. Miałam się rozpływać w ochach i achach nt kunsztu metaloplastyki i warsztatu Mistrza Kowala- co oczywiste i widoczne cudeńka, a jednaj bardziej przyziemna myśl mnie naszła- uczmy się od Mistrzów ! Artyści bierzmy zadadki !

    OdpowiedzUsuń
  2. Obie piękne. Zawsze "poluję" na latarenki.Obiecałam sobie, że gdy tylko ociepli się, obfotografuję wszystkie ciekawe latarenki w Krakowie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne i jakie oryginalne!

    OdpowiedzUsuń
  4. czytając dzisiejszy wpis miałam c dziwne odczucia, bo.... dzień dziś u nas był wyjatkowo ładny, choć jeszcze nie tak ciepły jakby się chciało, i wybrałam się z córką na starocie. Wypatrzyłam śliczną latarenkę ale cięzko było się nam zdecydować na kupno ponieważ była trochę pokrzywiona .Ostatecznie nie dokonałam zakupu i cały dzień żałowałam ,że mogłam chociaż dać zadatek i zastanowić się do przyszłj niedzieli( bo znając mojego pecha już ja ktoś kupił).Wchodzę na bloga i czytam co czytam i ...usmiecham się coraz bardziej bo nie wiem jak się to dzieje ,że się takie rzeczy dzieją? Maszka

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne te lampy i ciekawa historia :))
    Pozdrawiam Cię Małgosiu:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejne piękne detale baaardzo dziękuję. Iwona

    OdpowiedzUsuń
  7. Opowieść przednia, a latarnia- cudeńko!!
    Gdynianka

    OdpowiedzUsuń
  8. Florencja... chodząc uliczkami trzeba "umieć" zadzierać głowę i dostrzegać takie cudeńka a jeszcze taka historia. Małgosiu, czy nie miałaś gościć w północnym klimacie teraz? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń