Ranek zaczęliśmy od włoskiego śniadania, na które zaprosiła nas Florinda.
Opowiadała o swoich przygodach z turystami, nie do pozazdroszczenia. Tak nam dobrze się rozmawiało, że trudno było się rozstać. Jak zawsze, zostawiłam naszej gospodyni prezencik - świecę. Bardzo się ucieszyła, bo było to białe jajo w piaskowym pojemniku, pasujące jej do wystroju mieszkania. Gdy doszło do płacenia rachunku, zrobiła nam niezwykłą niespodziankę. Wzięła jedynie opłatę klimatyczną - niezależną od niej, a nocleg sprezentowała. Czy w takich przypadkach od razu myślicie, na co specjalnego wydać tak "zaoszczędzone" pieniądze? Ja nic nie wymyśliłam, zbyt byłam zaskoczona.
Właściwie po takim początku dnia mogłoby lać non stop, ale pełni radości dopełniło słońce. Delikatne, wiosenne.
Na ten dzień mieliśmy dość prosty plan o nazwie Watykan.
Mimo, że to była środa, nie myśleliśmy o audiencji, ale i tak, ku radości Taty, udało się dotrzeć na Plac św. Piotra akurat pod koniec przemówienia Ojca św. Franciszka.
Wiadomo, że podczas audiencji Bazylika jest zamknięta, dlatego pierwsze kroki skierowaliśmy do Muzeów Watykańskich. Nie daliśmy się zwieść namolnym naciągaczom, sprytnie ustawionym w miejscu, z którego nie można ocenić, czy kolejka do muzeów jest długa, czy nie. A na tym polega ich łapanka - znaleźć naiwnych, którym wmówi się, że znaleźli okazję do szybkiego wejścia do muzeów.
Wiadomo, że podczas audiencji Bazylika jest zamknięta, dlatego pierwsze kroki skierowaliśmy do Muzeów Watykańskich. Nie daliśmy się zwieść namolnym naciągaczom, sprytnie ustawionym w miejscu, z którego nie można ocenić, czy kolejka do muzeów jest długa, czy nie. A na tym polega ich łapanka - znaleźć naiwnych, którym wmówi się, że znaleźli okazję do szybkiego wejścia do muzeów.
Kolejki w ogóle nie było, a gdy to już naocznie sprawdziliśmy, z pola widzenia zniknęli też naciągacze.
Ciekawostką, której nigdzie nie wyczytacie, a dobrze, by wiedzieli o tym księża, że mają zniżkę na oglądanie muzealnych skarbów. Krzysztof tak od niechcenia zapytał, nawet nie musiał okazywać legitymacji kapłańskiej. To mi się podoba, jak by nie było jest pracownikiem tej szeroko pojętej instytucji.
Ciekawostką, której nigdzie nie wyczytacie, a dobrze, by wiedzieli o tym księża, że mają zniżkę na oglądanie muzealnych skarbów. Krzysztof tak od niechcenia zapytał, nawet nie musiał okazywać legitymacji kapłańskiej. To mi się podoba, jak by nie było jest pracownikiem tej szeroko pojętej instytucji.
Radość Taty była bezcenna, gdy się dowiedział, że zobaczy, a potem faktycznie zobaczył, Kaplicę Sykstyńską. Trochę mu opowiedziałam o freskach Michała Anioła, a potem przeszłam się sama obejrzeć freski innych, także toskańskich, mistrzów, powstałych na ścianach bocznych. Mało kto je ogląda, nie wytrzymują konkurencji, a niczym nie ustępują mistrzostwem słynnemu Toskańczykowi. Sama zrobiłam sobie sprawdzian, czy umiem już wyczuć styl malarzy, bez czytania podpisów. Przyznam, że nieźle mi to idzie. Jednak, gdy się tak człowiek napatrzy, to coś mu zostaje nie tylko pod powiekami, ale i w pamięci.
Tłum idących długimi korytarzami ludzi nałożył mi się na fragment widzianego w tych korytarzach fresku.
Tłum idących długimi korytarzami ludzi nałożył mi się na fragment widzianego w tych korytarzach fresku.
Nie zwiedzaliśmy całych muzeów, zajrzeliśmy do Pinakoteki, zjedliśmy obiad w muzealnej stołówce i wygrzaliśmy się na niedawno udostępnionym drugim dziedzińcu.
Nie wiadomo, na którym dziedzińcu lepiej się wypoczywa. I to kusi, i to nęci.
Niewiarygodne, śmieszne, zadziwiające i strasznie praktyczne są tablice z reprodukcjami fresków Michała Anioła poustawiane na obydwóch dziedzińcach.
Domyślam się, że przewodnicy najpierw tam prowadzą grupy, a po wejściu do Kaplicy Sykstyńskiej zostawiają turystów "sam na sam" (o ironio! w tłumie?) z dziełem. To znaczy, mam nadzieję, że prowadzą potem grupy do oryginału.
Domyślam się, że przewodnicy najpierw tam prowadzą grupy, a po wejściu do Kaplicy Sykstyńskiej zostawiają turystów "sam na sam" (o ironio! w tłumie?) z dziełem. To znaczy, mam nadzieję, że prowadzą potem grupy do oryginału.
Wyjście z muzeów jest osobnym, ulubionym przeze mnie wydarzeniem. Klatka schodowa wiruje wokół, wciąga swoim pięknem. Trudno ją opuścić.
Zdumiewa nas widok kolejki oczekującej na wpuszczenie do świątyni, sadzamy Tatę na schodach tuż przed bramkami, a sami stajemy w dość szybko przesuwającym się tłumie.
Mam czas, by rozejrzeć się za jedynym polskim świętym umieszczonym na zwieńczeniu kolumnady - św. Jackiem Odrowążem.
Gdybyście chcieli go wypatrzeć, szukajcie numeru 120.
Święty Jacek to ukłon w kierunku mojej byłej uczennicy, teraz już mamy, właśnie małego Jacusia, kochanej Tatiany :)
http://www.saintpetersbasilica.org/Exterior/Colonnades/Saints-List-Colonnades.htm |
Święty Jacek to ukłon w kierunku mojej byłej uczennicy, teraz już mamy, właśnie małego Jacusia, kochanej Tatiany :)
We wnętrzu skłaniamy się przed grobem bł. Jana Pawła II.
Odnajdujemy filar, z którego kiedyś okazywano relikwię, prawdopodobnie chustę z Manoppello.
Odnajdujemy filar, z którego kiedyś okazywano relikwię, prawdopodobnie chustę z Manoppello.
Krzysztof poszedł do zakrystii zamówić w prezencie Mszę św. za dzieciątko naszej sąsiadki. Chyba już ją odprawiono, operacja oka przebiegła pomyślnie :)
Na koniec pryncypał wymyślił sobie, że pójdzie do watykańskiej drukarni dowiedzieć się o watykański kalendarz, który gdzieś zobaczył na zdjęciach, a którego nie da się zamówić przez internet.
Ciekawy jest proces wejścia na teren Państwa Watykańskiego. Idzie się do tej bramy, gdzie stoją na niebiesko ubrani gwardziści (w ulicy z prawej strony kolumnady) i mówi, w jakim celu chce się wejść. Potem należy pójść do biura przepustek. Najwięcej ludzi przychodzi z receptami, do apteki watykańskiej, która nie dość, że tańsza, to miewa lekarstwa niedopuszczone na rynek przez Państwo Włoskie. I nie chodzi tylko o odmienność lekarstw. We Włoszech np. nie ma dużych opakowań aspiryny, w watykańskiej aptece są.
Krzysztof dotarł do drukarni, właściwie już zamkniętej, zaczepił człowieka, który zaprosił go jednak do wnętrza. Wszyscy pracownicy pozdrawiali tego kogoś, jak szefa, chyba dobrze Krzysztof trafił. Kalendarze już się skończyły, ów człowiek sprezentował mu jakiś z żelaznych zapasów.
Myśmy w tym czasie czekali w kościele św. Anny, parafialnej świątyni Watykanu, gdzie wisi bardzo ciekawy ikonograficznie obraz. Św. Anna i Maryja, ale bez Dzieciątka Jezus, bo Madonna jest jeszcze dziewczynką.
Więcej prezentów nie było - Rzym sam w sobie, zawsze jest prezentem, a tu tyle niespodzianek jednego dnia :)
Miło było wracać do domu.
Tak - te tablice na dziedzińcu służą przewodnikom do opowiedzenia o tym, co za chwilę ich klienci będą oglądać. W Kaplicy Sykstyńskiej nie ma oprowadzania grup, słuchawki się wyłącza, więc takie wprowadzenie w tematykę, opowiedzenie o przedstawianych na freskach postaciach, scenach i symbolach, ma bardzo praktyczne uzasadnienie. A jak się jeszcze trafi na przewodnika, który potrafi interesująco opowiadać!
OdpowiedzUsuńKinga
Pozostaje mieć nadzieję, że między tablicami a Kaplicą cała wiedza nie wietrzeje z głów :)
UsuńOdżyły moje wspomnienia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Miło razem wspominać :)
UsuńWspaniała relacja, dziękuję za przpomnienie mojej własnej wycieczki:)Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNa pewno milo było wracać do domu, po takim dniu!
OdpowiedzUsuńPo dwóch dniach, Mażenko :) Już bym wróciła do Rzymu :)
UsuńDziekuje !-a jak mi bylo milo na tej wycieczce,pozdrawiam irena z Poznania
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i ja cieplutko :)
UsuńMalgosiu, a ja chcialabym bardzo Ci podziekowac za wspanialy prezent, jakim byla ta wirtualna wycieczka w Twoim towarzystwie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Zawsze potrafisz mnie utwierdzić, że to dla czytelnika też przyjemność :) Dziękuję
UsuńA ja tam jeszcze nie dotarlam. Rzym nadal "czeka" na mnie. I musi jeszcze poczekać, ja również:-(.
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść, Małgosiu:-)
Podejrzewam, że Rzym jest cierpliwy - poczeka :) Pozdrawiam i dziękuję :)
Usuńjestem zaskoczona wiadomością, że na kolumnadzie jest umieszczona rzeźba św. Jacka Odrowąża. Byłam w Rzymie przez miesiąc i często chodziłam na spacery na pl. Św. Piotra. Siedząc na balustradzie przyglądałam się rzeźbom nie wiedząc, że mamy tam "swojego" ;)
OdpowiedzUsuńZ mojej rodzinnej miejscowości mam niespełna 5 km do Kamienia Śląskiego :) Właśnie tam na zamku urodził się św. Jacek Odrowąż. Obecnie jest tam sanktuarium. Urocza miejscowość z pięknym zamkiem i parkiem.
Przesyłam linka gdzie można znaleźć więcej informacji
http://www.kamien.biz/web.n4?go=10
Pozdrawiam serdecznie
Małgosia,
ta od Carrary ;)
Niedawno to odkryłam szukając informacji na temat św. Jacka, gdyż będę robić dla małego Jacusia świecę chrzcielną. Dobrze jest mieć tam krajana - i to już kilka wieków :)
Usuń