niedziela, 12 października 2014

KAŻDEGO ROKU O TEJ PORZE ...

I znowu przyszedł październik. Tak piękny, jak nigdy od ośmiu październików, które tu przeżyłam. Dzisiaj na Festa della Madonna ubrana byłam w letnią sukienkę i nawet o rajstopach nie pomyślałam.
Samo święto pokazywałam już kilka razy, ale i w tym roku naszło mnie, żeby zrobić kilka migawek z kościoła i procesji.
O ułożenie kwiatów Krzysztof poprosił w tym roku dwie kobiety - bliźniaczki. Zgodziły się, a potem wpadały w co raz większą panikę. Jak widać na zdjęciach, zupełnie niepotrzebnie. Świetnie sobie dały radę.

A na procesji to było tak:















Już właściwie wszystko się skończyło, sprzedano 500 pączków, naleśniki z mąki kasztanowej, wygrano na loterii wszystkie możliwe do wygrania nagrody, gdy przyszła burza. To się nazywa Dar Niebios!
Skoro Festa, to już tradycją staje się parafialny kalendarz. W tym roku miałam nad nim dość mało pracy, gdyż główną rolę mają grać stare zdjęcia od naszych parafian. Na niektórych widać jeszcze pewną strukturę, przez którą wchodziło się do kościoła. Niezwykle nasycone emocjami są fotografie ślubne.

16 komentarzy:

  1. Piekny pomysl z wykorzystaniem strarych fotografii na ktorych jest kosciol ! No i jest miejsce na notatki :) Potwierdzam, ze po fescie lalo jak z cebra, a blyskawice darly niebo na strzepy ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza to miejsce na notatki, bez niego kalendarz jest nieważny.

      Usuń
  2. Ja to sobie tak myślę, jak pogodzić polską tradycję i spięcie na takich uroczystościach, poważne miny i tak naprawdę ponurość z włoskim luzem (patrz rolki), spokojne podejście do stroju, brak "spiny". Kiedy byłam latem w Waszych stronach w kościele w Montale to zdecydowanie lepiej i swobodniej mi było niż u nas. W Polsce Ci którzy chcą wierzyć najczęściej muszą szukać swoich miejsc i dobrych duchowych przewodników, żeby to wszystko miało sens. We Włoszech zadziwiły mnie rozmowy wiernych w kościele przed mszą, powitania bardzo serdeczne, ksiądz podchodzący do ludzi. Może to tylko kwestia człowieka a nie kraju.
    Pozdrawiam Asia op.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba by się wdać w długie dyskusje, które lepiej wychodzą "na żywo". Głównie cały problem nie rozbija się o ponurość, luz, "spięcie". Moim zdaniem to jest kwestia poczucia sacrum, o które bardzo ciężko we Włoszech. Widywałam już i Włochów piknikujących w kościele. Wiem z tutejszego doświadczenia, że ludziom odpowiada cisza w kościele, ale zazwyczaj księżom nie chce się jej pilnować. Byłam świadkiem uciszania i przez włoskiego księdza, więc nie jest to kwestia narodowości. I nie chodzi o grobową ciszę, ale o nierobienie jarmarku we wnętrzu. Trudno się modlić w jazgocie, a przecież do tego ma służyć świątynia. Piszesz "spokojne podejście do stroju". Z nawyku ubieram się na niedzielę w ciut lepsze ubrania, co Włosi zauważają i ... bardzo im się to podoba. Co raz więcej parafianek zaczyna zakładać chociażby sukienki, a nie przychodzić w dresach. Pewien włoski biskup prosił wręcz ludzi, by nie traktowali parafii jak świetlicy, pizzerii, bo często w ich rozumieniu do tego sprowadza się funkcja Kościoła - do wydarzeń socjalnych, wspólnego ucztowania, spotykania się. Tu zaraz pojawia się następny problem - celebracji, podkreślenia ważności wydarzenia. Na ślubie nie uwidzisz bylejakości, wszyscy ubrani tak odświętnie, że często nie rozpoznaję ludzi. Itp., itd. Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda tylko, ze pączków nie obfotografowałaś - na na zdjęciu widać znajome dziecko :) - mam jednak nadzieję, że uda mi się za jakiś czas osobiście uczestniczyć w fieście w San Pantaleo.
    P.S.
    Dwa kalendarze poproszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pączki tak szybko znikały, że żaden aparat ich nie był w stanie sfotografować :) Dwa kalendarze odłożone, zgodnie z prośbą.

      Usuń
  5. No właśnie moje rozbicie polega na tym,że to co we Włoszech czasem jest dla mnie trudne do przyjęcia a czasem bardzo raduje i daje poczucie oddechu. Ciężko znaleźć złoty środek. Mam wrażenie i dyskutowałam o tym z wieloma ludźmi, z zaprzyjaźnionym Benedyktynem też, że sposób wyznawania wiary u Katolików , szczególnie w Polsce, jest zbyt mocno oparty na poczuciu winy, grzechu a zbyt mało na radości przyjmowania nas przez Boga jeśli tego pragniemy i staramy się iść jego drogą. To już głębsze tematy. Co do stroju też zawsze ubiorem podkreślamy niedzielę, mszę tylko jak się zamieszkało ma wsi to hm... nawet trudno mi wyrazić jak tu jest w tej kwestii. Lustracja i ocenianie. Tak czy siak nieco z tego się wyłamujemy. Myślę, że sprawy duchowości to głębokie tematy na posiedzenie, porozmawianie i wymianę argumentów. Może kiedyś.
    Pozdrawiam Asia op.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taj, Asiu, trudno wyśrodkować, Wiesz, ja jakoś w Polsce nigdy nie odczuwałam, że katolicyzm wywołuje we mnie poczucie winy i grzechu, choć o nich nie zapominałam. Za to na pewno się zgodzę, że w ogóle w naszym narodzie jest mało radości. Odczuwam to tym bardziej, im dłużej mieszkam tutaj. Jadę do kraju, uśmiecham się do sprzedawczyń, do ludzi w ogóle, a tu smutek. Lecz nie ma co ukrywać, w Polsce żyje się dużo trudniej, ciężko jest zarobić na godne życie. A i pogoda nawet mniej sprzyjająca uśmiechom. Poza tym dla nas słowo o wiele więcej waży, więc bardziej się nim przejmujemy, staramy się dotrzymać słowa. Co jest zaletą, ale ma to swoje skutki. Widzisz, jest powód, żebyśmy kiedyś razem siadły przy jakimś dobrym winie i pogadały :)

      Usuń
  6. Cześć :) właśnie przybyłem do Viareggio z Żoną i 8 miesięczna córeczka :) będziemy 10 dni. Możesz polecić coś żeby poczuć smak dosłownie i przemianie Toskanii? Będę wdzięczny o polecenie ciekawych miejsc. Mamy dostępne auto :)
    Pozdrawiam
    MACIEJ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być dosłownie i w przenośni ;-)

      Usuń
    2. Witaj, na blogu znajdziesz opisane wiele miejsc, także w celu udzielania porad turystycznych założyłam specjalnie forum (link do niego w prawej kolumnie). Możesz też posłużyć się mapą blogową, na której są punkty opisane na blogu. Nie jestem w stanie udzielać każdemu osobnej porady turystycznej, nie znam też Waszych preferencji, nie mam pojęcia, co kierowało Wami, że przyjechaliście teraz z dzieckiem do Viareggio.

      Usuń
  7. Toskania dosłownie i w przenośni to znaczy jak w przenośni, a dosłownie jak organoleptyczne ? - przepraszam, że się wtrącam bo pytanie nie było do mnie i za te drobne złośliwości, ale kupcie sobie Państwo przewodnik tam mnóstwo ciekawych miejsc i dosłownie i w przenośni :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, faktycznie, wtrąciłeś się. Ale dziękuję, że tak dbasz o mnie, to miłe, gdy czytelnicy szanują mój czas :)

      Usuń
    2. I herbatę z cytryną również mogę zrobić dla jeszcze większego dbania :)

      Usuń
  8. Na ten kalendarz czekam od wakacji, gdy usłyszałam jaki ma być jego temat. Znów wyszedł świetnie, i choć zapewne trochę mniej miałaś z nim pracy, to i tak widać, że to Twoje dzieło.
    Łyżworolkarz na procesji... hmmmm... szybko mu poszło przejście zapewne?
    Co do obyczajów dotyczących zachowań w kościele - znów przypomina mi się pies... w minione wakacje po raz drugi zobaczyłam takie "zjawisko" w kościele we Włoszech. I choć ze mnie psiara taka sama jak - nie przymierzając - z Księdza Krzysztofa, to jednak cieszę się, że w Polsce nieco sztywniej podchodzi się do celebrowania udziału w mszy i innych uroczystości kościelnych, do stroju, zachowań etc.
    A to, że jesteśmy ponurakami, to fakt.
    Ponurak - Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łyżworolkarz nie gnał, jechał w tempie procesji, co chyba było trudniejsze, niż zwykły marsz :) Jeśli Ty jesteś ponurakiem, to reszta Polski jest beznadziejnie smutna :

      Usuń