środa, 1 października 2014

PIESZO

Zgodnie z zaleceniami Fra Benedetto  (tak, tak, trafił mi się Włoch i to z Toskanii) spacerowałysmy po okolicy. Były to wyprawy o różnej trudności i długości trwania.
Już krótki wypad może zaprowadzić wędrowca w zupełną pustkę, albo na samotne pole lawendy.



Nie szło nie porównywać Prowansji z Toskanią. Mam wrażenie, że tamta kraina bywa o wiele dziksza, surowsza. Karłowata roślinność tylko potęgowała to przekonanie.
Jeszcze nieopodal klasztoru można spotkać stare domy, potem już tylko pustka. Jeden dom jest dodatkową noclegownią dla klasztornych gości. Natrafiłyśmy też na opuszczone zabudowania po eremie.

Na pewno w lasach buszuje zwierzyna, spotkałyśmy sarny, dzika i ... modliszkę, a nad głowami latały drapieżne ptaki.
I na pewno można w nich zabłądzić!
Co, oczywiście, nam się jednego razu udało.
Zagadałyśmy się, ja byłam przekonana, że możemy dalej iść drogą, lecz ta nieposłusznie zaczęła wykręcać się od słońca, w kierunku którego miałyśmy iść. Zeszłyśmy więc do suchego koryta po strumieniu i brnęłyśmy dzielnie w pożądanym przez nas kierunku.
Doszłyśmy do dosyć mocnego spadku, nie chciałyśmy się przekonywać, czy bardzo pionowego, więc wróciłyśmy. Podczas odwrotu Basia wypatrzyła w absolutnie absurdalnym miejscu, w chaszczach, tabliczkę kierującą do opactwa. Cieniuśka, wręcz zamaskowana, ścieżka nie chciała potwierdzić informacji ze starego drogowskazu, ale my jemu zwierzyłyśmy. Prowadził ku zachodzącemu słońcu.
I miał rację, krzaczory powoli ustępowały.

Zastanawiamy się, czy gdybyśmy wróciły do tabliczki, czy jeszcze by tam wisiała? Może to jakiś nasz Anioł Stróż na chwilę zawiesił ją w miejscu, w którym w ogóle nie miała prawa bytu?
Zupełnie odmiennie wygląda szlak prowadzący do najbliższego miasteczka. Im bliżej niego, tym kamienniej się robi, a właściwie to murowato. Pod koniec trasa wiedzie istnym wąwozem z poskładanych bez zaprawy kamieni.

I tu trzeba być ostrożnym, zwłaszcza w drodze powrotnej. Szlak jest oznakowany, ale nikt nie  przewidział trzech rozgadanych kobiet, ignorujących wyraziste żółte drogowskazy? Tym razem moja intuicja zadziałała, dzięki czemu nie spóźniłyśmy się na kolację.
Takie małe przygody, a cieszą, bo wszystko w doborowym towarzystwie, otoczone pięknem, zagłębione w ciekawych dysputach.
Jestem bardzo wdzięczna braciom za sugestię, co zrobić z wolnym czasem. Sama nie zmotywowałabym się do tylu spacerów, a było ich jeszcze więcej, choć może już nie tak blisko opactwa, o czym w następnych wpisach.





4 komentarze:

  1. wyszukasz w kazdej krainie cudne zakatki!z przyjemnoscia ogladam Twoje Malgosiu fotografie..ania.m

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aniu. W Prowansji nie musiałam się wysilać, by znaleźć piękno. To dopiero poczatek opowieści o niej.

      Usuń
  2. Zgadzam się z poprzedniczką, że wszędzie można znaleźć cudowne zakątki, ostatnio byłam w okolicach Miejsca Piastowego i Dukli cudowne tereny. Jednak dla nas mieszkających w ciasnych osiedlach, te krajobrazy to egzotyka. Tęsknię za przestrzenią i ciszą. Być w takim miejscu to wielki dar. A do tego ciekawe zdjęcia i komentarz. Dzięki, chociaż wirtualnie możemy tam być.
    Marysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Faktycznie, przestrzeni w Prowansji nie brakuje.

      Usuń