niedziela, 5 października 2014

PROWANSALSKIE WYCIECZKI CZ.2

W niedzielę, po Mszy św. w klasztorze, niezwykle uroczystej, odprawionej pobożnie i z pietyzmem, wyruszyłyśmy na następną wycieczkę.
Tym razem zaczęłyśmy od miejsca wybranego ze względu na co niedzielny (tego nie jestem pewna) targ. Nie za bardzo interesowała mnie jego współczesna część - jedzenie, ubrania, kosmetyki, lawenda, mydełka lawendowe, lawenda, olejki lawendowe, lawenda, poduszki lawendowe, lawenda...  Chciałam poszperać w części antykwarycznej.
Zanim dotarłyśmy do L'Isle sur la Sorgue, zanim przeszłyśmy choć niewielki fragment targu, poczułyśmy głód. Niepomne dnia poprzedniego, zasiadłysmy do olbrzymiej sałatki greckiej, więc gdy wyszłyśmy z lokalu, zobaczyłyśmy puste ulice. No, masz babo placek! Albo sałatkę?
Kiedy oni się zwinęli? A myśmy nawet nie dotarły do części antykwarycznej. Z tego wszystkiego w ogóle nie obejrzałyśmy miasta, położonego nad siecią kanałów. Mam kilka zupełnie niereprezentacyjnych zdjęć. Dziwne...

Pojechałyśmy pocieszyć się do wypatrzonego na mapach miejsca. Nie miałam dokładnie pojęcia, co znajdziemy, nazwałam to oczkiem wodnym. Wyszperałam je podczas przygotowań do podróży.
Dojechałyśmy do Fontaine de Vaucluse. Stępił mi się zmysł lenia i zaparkowałam na pierwszym napotkanym parkingu. Zapytałam pana, jak daleko, pan odpowiedział łamaną angielszczyzną, że 10 minut. No to zostawiłam auto i ruszyłyśmy na spacer.
Było to chyba jednak znacznie dłużej niż 10 minut - chyba, bo po drodze zatrzymywałyśmy się tam i tu. Znowu więc spacer, bardzo miły, choć okoliczności mocno zaskakujące.
Myślałam cały czas o tym oczku wodnym, a tu okazało się, że trafiłyśmy do miejscowości o nazwie Fontaine de Vaucluse.

Skorzystałyśmy na tym wielokrotnie jako turystki, zobaczyłyśmy ciekawe domy, zajrzałyśmy do sklepu, w którym z gąsiorów można było sobie samemu ponalewać do butelek wszelkiej maści nalewek, duża pokusa, ale nie uległyśmy.

Zupełnym rarytasem był romański kościół pod wezwaniem Naszej Pani i świętego Verano. Prosta, bryła unika wrażenia przysadzistości, bo jest niewielka. Stoi lekko na uboczu i łatwo jej nie zauważyć, o czym dowiedziałyśmy się od innych wycieczkowiczek relacjonując swoje wrażenia z wyprawy.

Wnętrze o jednej nawie, kryje resztki paleochrześcijańskie, a nawet rzymskie.

Z prawej strony ołtarza znalazłyśmy kryptę z sarkofagiem z VI wieku, w którym początkowo pochowano biskupa Verano. Obecnie już nie ma tam szczątków, a o walecznym pogromcy górskiego potwora (zgodnie z legendą) świadczy fugura w niszy. Chyba relikwiarz.

Jednak tym, co mnie najbardziej zauroczyło w tym kościele, to zewnętrzne ozdoby wsporników, tuż pod dachem. Nie mam pojęcia, jak się fachowo nazywają, to niepotrzebne. I tak nietoperz rządzi!

W końcu ruszyłyśmy w górę rwącego potoku. Szlak przypomina deptak w kurorcie, nie sprawia żadnych trudności, no chyba że mając na względzie jeszcze inny punkt wycieczki, trzeba głowę odwracać od drogowskazu do muzeum papieru, czy sklepu kaligraficznego.
Cały czas rozglądałam się za oczkiem wodnym.
W końcu dotarłyśmy do barierki, którą właściwie wszyscy przekraczali, co zrobiłyśmy i my. Za nią, mocno w dole łypało do nas turkusowe oczko.
Jakoś nie takim je zapamiętałam, a odwagi, by niżej zejść, nie miałam. Po powrocie zaczęłam szukać informacji i, wydaje mi się, że widziałyśmy bardzo niski stan lustra wody głębokiego syfonu, który przy najwyższych poziomach (prawdopodobnie w marcu) sięga owej pokonanej barierki, z szumem kaskad przelewając się do potoku. Z różnych zdjęć w internecie widać, że stan wody potrafi wzrosnąć o kilka metrów, wtedy barierka ma swoje uzasadnienie.
Tak, czy siak, nawet malutkie oczko w dole, a nad nim pionowe przewysokie skały, łydki miałam miękkie i tylko dzięki Aneczce trzymającej mnie za sukienkę byłam w stanie zrobić zdjęcie sferyczne miejsca. W głowie nieźle mi się kręciło, także ze strachu, więc nie powtarzałam niektórych ujęć, stąd te poucinane nogi i tułowia turystów :)

Nie miałam żadnej wiedzy o miejscu, więc nie za bardzo rozumiałam, skąd wspomnienie o Petrarce.
Otóż poeta, żyjąc na wygnaniu w Awinionie, zakochał się w Laurze, by bliżej niej przebywać, zamieszkał w Fontaine de Vaucluse, śladem czego jest Pieśń XIV, tu fragment w interpretacji Mickiewicza:
O jasne, słodkie, o przeczyste wody,
W których zwierciadlanej fali
Laura kąpała swą anielską postać!
Drzewko wysmukłej urody!
I ty będziesz święte u mnie:
W twym cieniu lubiła zostać
Nieraz sama zamyślona;
I prześliczne jej ramiona
Spoczęły nieraz na twej majowej kolumnie.

O błonia, których brylantowa rosa
Nieraz obwiana jej lekkimi szaty,
I wy, trawki, i wy, kwiaty,
Ozdobo piersi i włosa!
Ostatni raz dajcie ucha
Ostatnim żalom cierpiącego ducha.
Jeśli tak chciały wyroki
I niebios okrutna wola,
Ażebym cierpiał i płakał do zgonu,
Niechaj przynajmniej moje zwłoki
Pośród zielonego pola
Zasną, gdy duch uleci ku bramom Syjonu!

Wody faktycznie, są krystalicznie czyste, kuszą nie tylko amatorów kąpieli, ale i sportów bardziej ekstremalnych, jak kajakarstwo górskie, czy ekstremalne kolarstwo. Pierwszych kuszą kaskady, drugich głazy w rzece.

Mnie kusiło, by usiąść przy żółtym stoliku i wsłuchać się w szum wody. Ale w drodze powrotnej przybyło turystów i szłyśmy wzdłuż rzeki i rzeką głów. To już mniej kuszące.

Ruszamy dalej, by zatańczyć na moście w ...
Tak, tak - ostatnim punktem na mapie wycieczki był Avignon. Farciary z nas wielkie, bez zbędnych ustaleń, bez nawigacji, wjechałyśmy na parking, z którego wyjście poprowadziło nas windą dokładnie na plac przed Pałacem Papieskim.
Noooo! Co za ogrom, co za architektura! Dopiero wobec własnej postaci człowiek widzi rozmach budynku. Oniemiałyśmy.
Nie byłyśmy wielce nastawione na zwiedzanie, ot, posmakowanie miasta, więc zaczęłyśmy od smakowania lodów z widokiem na pałac. Właściwie to ja chciałam lody, a Ania kawę. Kelner zapytał, czy chcemy dwie łyżeczki, i mimo, że zasugerowałam panu, iż jedna z nas chce tylko lody, przyniósł dwie. Miał rację. Na widok olbrzymiego pucharu owocowej pyszności ryknęłam śmiechem, turyści w pobliżu dołączyli reakcją do mnie. Pewnego Amerykanina namawiałam nawet, żeby mi pomógł, ten jednak tylko zaoferował się zrobić nam zdjęcie.

Ania zrezygnowała z picia samej kawy i dzielnie wspomogła przyjaciółkę :)
W planie był taniec, więc mogłyśmy sobie pozwolić na małą rozpustę.
Z tańca jednak nici, nie zatańczyłyśmy, bo już nie sprzedawano biletów. Choć może lepiej sugerować się zdaniem niektórych, że to pod mostem tańczono? Wtedy o każdej porze, mogłybyśmy zatańczyć, a zwłaszcza nocą, gdy rabusie cieszyli się w przymostowej tawernie na widok potencjalnej ofiary swojego "rzemiosła".  Przeskoczę na chwilę z Wami na drugi brzeg Rodanu, bo tam pozostała wieża, przy której zobaczyłam rysunkową rekonstrukcję mostu. Pomogła zrozumieć, którędy biegło 21 przęseł.
Ale to było na zakończenie całej wycieczki.
Po nieudanym wejściu na most, poszłyśmy pocieszyć się miastem.
Trudne jest.
Wydawać by się mogło, że bajkowe mury zatrzymały współczesność poza ich kręgiem, dlatego czasami czułam rozczarowanie współczesnymi, brzydkimi budynkami. Nie umiałam odczytać Awinionu. Na razie mam strzępy.
Wiele zamalownych okien w stylu trompe l'oeil.

Troje mimów, niczym spatynowane rzeźby.
Kościół z pysznym gotyckim portalem.
Koty.
Wieczór panieński na ulicy.




Niczym jakiś kalejdoskop. Za każdym razem tworzy mi się inne miasto, wystarczy zamieszać zdjęciami.




15 komentarzy:

  1. Wszystko! A zwłaszcza te zamalowane okna!
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, okna bardzo ciekawe, tylko, że one najczęściej były w budynkach wyglądających na opuszczone, więc jakieś takie lekko dekadenckie klimaty niosły.

      Usuń
  2. Ahhh, minęłyśmy się w tym samym miejscu, w zasadzie to otarłyśmy się o siebie prawie, bo tydzień temu byłam w Prowansji. Jaka szkoda że się nie spotkałyśmy. Pozdrowienia, Milena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to faktycznie , myśmy wracały 26 września.Ale może gdzieś, kiedyś, w innym miejscu?

      Usuń
    2. Będzie mi bardzo, bardzo miło :-) Milena

      Usuń
  3. Tak jakos mamy utrwalone, że most i taniec Pań i Panów a wy nie uległyście stereotypom..i lody i kawka i zdjęcia....
    Jakaś ogólna moda na okna z postaciami, ja też jakoś dziwnie to odbieram, ostatnio widziałam takie w Łaodzi na Piotrkowskiej, może dlatego...
    Ale fantastyczne miejsce nie ma co się smucić, niebo cudowne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutku to w nas za grosz nawet nie było :) Wszystko cieszy, a jeśli były byle jakie budynki, to zapomnijmy o nich :)

      Usuń
  4. Magnifique ;) Avignone zawladnal moim sercem i podobnie jak Ciebie powail na lopatki ogrom Palacu Papieskiego !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim aż tak nie zawładnął, jestem lekko skonsternowana, muszę wrócić - dobry powód, nieprawdaż?

      Usuń
  5. Jak zwykle zabrałaś mnie w cudowne miejsca... Prowansja... moje kolejne francuskie marzenie obok Masywu Centralnego oczywiście ;-) Pozdrawiam z wyłaniającego się z mgły Krakowa ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nas tez zaskoczyl wielkosc Papal Palace in Awinionie, mielismy szanse zwiedzic w srodku, nie zwiedzilismy jednak Notre-Dame, bo byla w remoncie, dotarlismy tez do Fontaine-de-Vaucluse, poziom wody byl dosc niski, ale wyobrazalismy sobie jak to wyglada wiosna..... .Zdjecia cudne jak zwykle, uwielbiam jak wynajdujesz male detale architektoniczne, Malgosiu, ale Ty masz "oczko", pozdrowionka!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten romański kościól jest zachwycający w swej prostocie i surowości.

    OdpowiedzUsuń