niedziela, 1 czerwca 2008

~ HISTORIA KOMUNIJNA

Miałam o tym w ogóle nie pisać, bo nauczona doświadczeniami z Polski, wiem że pewien rodzaj matek dzieci pierwszokomunijnych to jakiś osobny gatunek. Ale tak mi się niemiło zrobiło na koniec tej historii, że na pewno wylanie słów, choćby na ekran, trochę ostudzi negatywne emocje. A poza tym pomyślałam, żeby pokazać obrazek nie taki znów słodki, że tutaj żyją normalni ludzie z zaletami i wadami, jak wszędzie.
Ad rem!
Parę miesięcy temu Krzysztof chciał zmobilizować matki dzieci pierwszokomunijnych do aktywnego przygotowania, łacznie z ustrojeniem kościoła. Kobiety migały się jak mogły, w końcu wyprosiły, żebym im pomogła. Podejrzewam, że oczekiwały, że to zrobię za nie. Nie pchałam się do tej pracy, ale nie chciałam odmawiać. Posiedziałam trochę przy komputerze i wydziergałam szkic ideowy kwiatowej dekoracji. Myślałam też w takim kierunku, żeby można było zaangażowac inne osoby a nie, bym siedziała nad tym sama, jak palec. Po pewnym czasie Krzysztof dowiaduje się, że jedna z matek (ponoć pod wpływem innych) spotkała kobietę, która zazwyczaj układa tu kwiaty na większe uroczystości, i poprosiła ją o ustrojenie kościoła. Krzysztofowi powiedziały o tym post factum, że niby mój projekt za bardzo nowoczesny czy coś w tym stylu. No i dobrze, pracę miałam z głowy, przykro mi się tylko zrobiło, że nikt nie prozmawiał o tym ze mną. Jestem przyzwyczajona, że wstępny szkic ma być punktem wyjścia do rozmów i poprawek nad projektem. Wyciszyłam się i znalazłam dobre strony takiego obrotu spraw. Dzisiaj jest ten dzień i o to, co widzę w piątek po ustrojeniu kościoła. Powtórzenie zamysłu, tylko w o wiele bardziej rozbuchany, że nie powiem rozgadany sposób.





Już prawie i to przetrawiłam, usiłowałam sobie tłumaczyć to zbieżnością pomysłów, ale okazało się że nawet taki drobny detal jak wejście dzieci z kwiatami do kościoła zostało zastosowane przez "układaczkę" kwiatów. Wcześniej nigdy tego tu nie praktykowano, a świec "gromnicznych" dzieci nie mają.
Trawię to powoli, kto by lubił wykorzystywanie własnych pomysłów przez kogoś innego jako swoich? Na razie mam wniosek taki, że jeśli kiedykolwiek zostanę poproszona o ułożenie kwiatów, to nie odmówię, nie może ktoś ponosić konsekwencji nie swoich czynów, ale ... Nie pokaże wczesniej projektu, będe wymagała wolnej ręki. Ot i tyle!
A teraz ciekawostka już zupełnie sympatyczna. Z okazji takiej uroczytstości zaproszeni goście i np. katechetka, ksiądz, a nawet ja, dostają od dzieci drobny prezencik w postaci sympatycznie zapakowanych cukierków. Cukierki są bardzo charakterystyczne, mają migdałowy kształt, są nadziewane czekoladą i oblane twardą polewą, najczęściej białą, różową albo niebieską.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz