sobota, 21 marca 2009

ŚWIECZKOWY SABAT

No i mnie pogięło. Dosłownie. Leżę w łóżku w znienawidzonej pozycji na brzuchu i wyginam śmiało ciało, co by mu się dysk ulokował odpowiednio. Przynajmniej zapiszę wczorajsze, już tu zapowiedziane, popołudnie. Zrobiłyśmy sobie mały zlocik czarownic, co to parafinę warzyły w kotle. Asia i Ania przyszły z córkami a Małgosia samodzielnie. Dostałam w prezencie śliczną azalię. Na razie pomieszka w domu, ale mam nadzieję na ogród niebawem, to się ją przeprowadzi w jakieś zacne miejsce. Drugi prezent wyglądał tak kusząco w słoiczkach, że po wyjściu gości, mimo iż nie jadam o tej porze, musiałam sobie zrobić kanapeczkę z dżemem pomarańczowym. Pycha!

Tak nam czas zleciał na laniu parafiny dosłownie i wody przenośnie, przy serniku i herbacie, że zapomniałam o odpowiedniej dokumentacji fotograficznej. Tak więc musi wystarczyć parę zdjęć.

Nie muszę chyba nadmieniać, że kobietki wyszły wielce zadowolone i z naręczem świeczek własnej produkcji? To jest dokładnie ta sama radość, jaka się mi wytworzyła przy odnawianiu drzwi i takie cudne zadziwienie, że „jednak umiem to zrobić”.
A dzisiaj rankiem przywitał mnie dysk co to ciekawie wyjrzał z kręgosłupa. Nie było czasu na ból, więc zażyłam medycynę i czatowałam w pierwszej kolejności na kwiaciarza, widomy znak, że zima się skończyła. Zaczął znowu jeździć po wioskach. Wyjątkowa niedziela w roku liturgicznym, jedna z dwóch różowa w kolorze. Jedyna niedziela na ułożenie kwiatów w Wielkim Poście. Zakupiłam więc co nieco. Popołudniem okazało się, że można było obyć się bez nich, bo sąsiad vivaista przycinał drzewka na polu i można było wziąć porzucone biedne gałązki z różowym kwieciem. No cóż, ja już miałam poukładane kompozycje, więc j tylko dodałam co nieco. Część gałęzi poszła do wazonów. Zdjęcia jutro, bo … leżę
Przy okazji układania kwiatów uporządkowałam misz masz we wstążkach i innych dobrach florystycznych. Potem musiałam jeszcze pojechać na zakupy, bo na jutro mam zamówienie od proboszcza na polski obiad, na który zaprosił następnego rekolekcjonistę, byłego biskupa Pistoi. Już przygotowałam i rosół i gołąbki, bo chcę też uczestniczyć w tych rekolekcjach. Na jutro zostawiłam sobie przygotowanie stołu i deseru (budyniu ze świeżymi truskawkami i sosem truskawkowym).

Nie chciałam już więcej się faszerować tabletami, więc przyjęłam opcję łóżkową. Tylko czemu te łokcie tak bolą od pisania?
Zabierając się za wklejenie zdjęć z wczorajszych warsztatów, zauważyłam parę swoich świeczek jeszcze tu nieprezentowanych.

5 komentarzy:

  1. Nie muszę mówić, że zazdroszczę Wam tego sabatu ale napisać mogę ihihi.
    A świeca pt. "toffi w białej czekoladzie" niczego sobie jak też inne anielskie, białe wykwity Gosiowej wyobraźni...
    Muszę przysłać ,kurka jakiś list prawdziwy żeby mógł przywitać się z nowymi drzwiami!Toż to zaszczyt!
    No przez taki wlot można mieć odlot!

    OdpowiedzUsuń
  2. ale te białe świeczuchy piękne!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. świetna ta świeczka "roladka". nie wiem, czy to pisałaś, ale ciekawa jestem, czy twój (i krzysztofa, bo to pewnie jedno z drugiego wynika) pobyt w toskanii jest jakoś ograniczony czasowo? czy to "na zawsze", czy coś w rodzaju kontraktu na ileś tam lat?
    pozdrawiam z wcale_nie_wiosennej warszawy (brr)

    OdpowiedzUsuń
  4. alez swiecowa uczta!!!!!!!!!tego zazdroszcze:)drzwi rewelacja!!!!!spodziewaj sie sie wiec korespondencji z Poznania,w koncu zareklamowalas skrzynke,no nie????nalezy Ci sie:))))))i cmooook:)

    OdpowiedzUsuń