poniedziałek, 8 kwietnia 2013

ŚWIĄTECZNY SPACER - WIELKANOCNY PONIEDZIAŁEK

Niezgodnie z prognozami pogody, w poniedziałek za oknem zobaczyłam słońce. Postanowiłam być bezlitosna i obudziłam dosypiającego jeszcze proboszcza. Tata zresztą też nieźle pospał tego dnia. Zjedliśmy dość późne śniadanie i pojechaliśmy do ...
Plany były mało sprecyzowane. Jakiś ogród? A jeśli nie, to Florencja - samograj spacerowy :)
Biedny mój Tata, już drugi raz miał pecha i nie zobaczył parku przy Willi Demidoff. Pojechaliśmy, ale z małą nutką nadziei, bo wszak to poniedziałek, kiedy wiele państwowych instytucji jest zamkniętych, a tu dodatkowo jeszcze Pasquetta.
Jazdę na darmo wynagrodził nam GPS, znalazł niezły skrót, z pięknymi widokami, uznał, że C3 jest samochodem terenowym, a nawet amfibią. Pierwszy raz spotkałam znak drogowy informujący o możliwej przepływającej przez ulicę rzeczce. I był on zgodny z prawdą! Po ulewach, mały strumień zrobił się na tyle duży, że płynął w poprzek wąskiej drogi. Na szczęście dało się przejechać.
Warto było dla tych soczystych zieleni, dla niesamowicie wyglądających mocno przyciętych drzew oliwnych.
Jazda jazdą, ale miał być spacer, to co robimy?
Florencja?
Nie byliśmy jedyni w tym jakże przednim pomyśle. Takich jak nas było na tyle dużo, że olbrzymi parking przy dworcu był zapełniony. Pojechaliśmy w kierunku Borgo Ognissanti i zupełnie spokojnie zaparkowaliśmy w Garage Europa, tam skąd można odbierać samochody z wielu wypożyczalni.
Tego dnia Florencja pokazywała swój źródłosłów. Wzdłuż niektórych ulic rozstawiono azalie, gdzie indziej panoszyły się tulipany, kwiaty, kwiaty, kwiaty.
Jeden kwiat, ze smyczkiem, był tak ujmujący, że nie mogłam umieścić go w kolażu.

Po drodze mijamy przedziwną wystawę sklepu. Powiedziałabym delikatnie, że "poszli po bandzie". Wystawa to zbiór jajek ułożonych w eleganckich pojemnikach. Każde jajko opisane jest nazwiskiem kardynała a wszystko spina plakat z nowym papieżem podpisany, hmm, no właśnie. To gra słów, dla której na razie nie znalazłam dobrego tłumaczenia. Bo niby na pierwszy rzut oka to nowy papież, ale słowo "nowy" zawiera w sobie włoskie "jajko", czyli może wyjść na to, że to papież jajko. Przyznam, że mam mocno zmieszane uczucia, nawet nie mieszane.
Pierwszy cel spaceru, o dziwo, był bardzo sprecyzowany, opisany ostatnio przez Joannę z VisiToscana - taras sklepu "La Rinascente" przy Piazza della Repubblica. Asiaku, gdyby nie Twój opis, chyba byśmy nie znaleźli wejścia do tarasu. Dzięki niemu chociaż zapamiętałam, że czwarte piętro, ale że należy iść w lewo, to jakoś mi wywietrzało z głowy, więc obeszłam z przyjemnością cały sklep z domowymi cudownościami. Udało nam się i tak wyprzedzić szukające dojścia dwie Niemki, więc gdy się znaleźliśmy na tarasie, przed nami czekała tylko jedna para na wolny stolik. Sąsiadki zza Odry nie miały tyle cierpliwości, zajrzały i wróciły z powrotem w czeluście sklepu. A nam przypadł znakomity stolik, w słońcu, które przyjemnie grzało.
Zjedliśmy na tarasie lekki obiad. Tata ravioli, Krzysztof i ja potężne sałaty z jajkami i innymi pysznościami. Niestety wybór w deserach był znikomy, brakowało ulubionej panna cotta czy creme caramel, już chcieliśmy zrezygnować, ale kelner powiedział, że tiramisu jest pyszny, jeśli nam nie posmakuje i nie zjemy całego, on płaci :) Tu nas miał! Ale miał też i rację :)
Nie chciałam mocno kręcić się między ludźmi, niech spokojnie zjedzą, ale widok na Piazza della Repubblica mieliśmy w zestawie ze stolikiem:
I znowu jedno ujęcie aż żal było wstawiać do kolażu. To lalkarz podskakujący na pożegnanie widzów.

Lekko, bez obżarstwa, słońce przyjemnie grzało, można siedzieć na tarasie godzinami, lecz ciągle napływali inni amatorzy widoków, więc ruszyliśmy na spacer.

Ja jeszcze raz rozejrzałam się po czwartym piętrze. Z bliska widziane, a nawet dotykane, kolorowe kieliszki wyjaśniły tajemnicę odwagi innego sklepu, który ułożył z nich kompozycję budzącą mój podziw, że tak precyzyjnie to zrobiono, bez obawy o stłuczkę.
Kieliszki okazały się plastikowe! No, no. Takiego plastiku można się nie wstydzić.
Jednak nie kupiłam kieliszków, ale podkładki (typu amerykańskiego) pod talerze. To blok 50 papierowych map z czterema miastami: Rzymem, Wenecją, Mediolanem i, oczywiście, Florencją. Śmiesznie teraz wyglądamy jedząc posiłki, bo każdy wpatruje się w uliczki, wyszukuje znane sobie miejsca, często odsuwając przy tym talerz.
Wróćmy do realnego spaceru, nie palcem po mapie.
Daleko nie zaszliśmy.
Usiedliśmy w Loggia dei Lanzi i z upodobaniem gapiliśmy się na turystów.
Mnie z tej grupy zainteresowali, nie po raz pierwszy, robiący zdjęcia. Wdzięczny temat dla fotografii :) Zauważyliście, że często otwieramy usta w tej sytuacji? Przypomina mi się dawny film "Bal", dzięki któremu dotarło do mnie, że kobiety malując oczy też to robią. Potem zaczęłam się pilnować, by samej nie otwierać buzi. Teraz muszę się sprawdzić, czy to robię podczas fotografowania :)
Potem przyjrzałam się dłoniom rzeźb, dla równowagi w kolażu umieściłam jedną stopę.
No i obowiązkowo ubawiłam się z wyczynów znakomicie wyczuwającego charaktery ludzkie mima Greya. Tak się przytula, tak chce wycałować, że w chwili przerwy musi potem uzupełnić makijaż.

Wróciliśmy do parkingu nadbrzeżem Arno.
A późnym popołudniem przyszedł zapowiadany deszcz. My już bezpiecznie siedzieliśmy w aucie.

7 komentarzy:

  1. No tak... w Poniedziałek Wielkanocny jedni podziwiają kwiaty, inni lepią bałwany. Gdzie tu sprawiedliwość ? :-(
    Papież w jaju nie bardzo, ale lalkarz może być :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto Ci wmówił jakieś bajki o sprawiedliwości? Hi, hi, hi :)

      Usuń
  2. Wiedziałam ,że nie powinnam tego oglądać. Jak dojdę do siebie to może coś miłego napiszę .Pooglądam sobie jeszcze trochę i się powkurzam ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty co wrzuciłaś, hę? Oczy razisz kolorami :)

      Usuń
    2. Ale moje to wspomnienia a ty tak masz teraz. A te kwiatki to chyba jednak jalaś odmiana aloesu chociaż łudząco podobne i w sumie gdyby nie liście też myślałabym ,ze trytoma.

      Usuń
  3. Dziękuję , dziękuję , dziękuję. Byłam we Florencji kilka lat temu i teraz dzięki twojej opowiastce i zdjeciom znowu mogłam tam być.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam!
    No tak co Florencja to Florencja. Wystawy całkiem światowe, u nas takich nie ma. Nie pogardziłabym i tą z jajami, nie mówiąc już o tej z kieliszkami. Takie banalne a jednak, na taką wystawę wiele osób zwróciło uwagę. Wzorem Pani Małgosi spacerowałam po moim mieście i co... nawet tych tradycyjnych nie było. Choć to stolica miałam wrażenie, że jestem ... hm?
    Pani Małosiu czy może Pani pokazać choć jedno zdjęcie podkładek z mapami? Jakoś nie mogę sobie ich wyobrazić. Pozdrawiam Alicja R.

    OdpowiedzUsuń