poniedziałek, 17 listopada 2008

A JEDNAK WYCIECZKA

Najpierw spóźnione życzenia urodzinowe dla … Druso.

Wczoraj skończył cztery lata, ale jakoś nie widać, żeby strasznie spoważniał. Oczyska ciągle wybałusza i dziwi się, że zamiast tortu to ja mu świeczki tylko pod nos podsunęłam.

Nie umiałabym mu wytłumaczyć, że tort to tylko na urodziny a potem znowu sucha karma. A świeczki są pierwszymi próbami przed spotkaniem świecarskim. Na razie dzięki tej pracy doszłam do wniosku, że na warsztaty musze trochę inaczej zorganizować pracownię, a próba ognia upewniła mnie w odpowiednio zastosowanym sznurku na knot.

Niedzielna wycieczka odbyła się!

Co oznacza ładną pogodę i śliczne słońce dające przyjemne ciepło.

W końcu choć trochę zaspokoiłam ciekawość i zobaczyliśmy, co też się kryje na północ od Florencji. Celem była Scarperia oraz ewentualnie Borgo San Lorenzo. Scarperia jest miastem wybudowanym w XIV wieku na potrzeby wojskowe. Początkowo funkcjonująca pod nazwą Zamek Świętego Barnaby zmieniła nazwę, by zobrazować położenie u podnóża u gór, od słowa „scarpa” czyli stok, nasyp, but. Z pierwszych zabudowań niewiele zostało, gdyż 200 lat po założeniu trzęsienie ziemi zmieniło wygląd miasta. Zachował się jednak układ ulic wytyczonych względem siebie pod kątem prostym oraz imponujący Zamek Wikariatu. Przy czym nie należy kojarzyć tej nazwy z funkcjami kościelnymi. Wikariusz oznacza zastępcę, w naszym języku zachowało się jedynie znaczenie duchowne. W tym przypadku w olbrzymim zamczysku rezydował Capitano zarządzający wojskiem na przyczółku. Ciekawe, że wchodząc przez jedną z bram w zachowanych murach widać w świetle ulicy coś, co bardziej przypomina ratusz z wieloma herbami na elewacji frontowej.

Dopiero obejście zewnątrz i wewnątrz pokazuje ogrom tej architektury.

Widać po bryle, i układzie pomieszczeń, że nie chodziło o wielce przyjemne tam rezydowanie. Większość przestrzeni wśród murów wypełnia dziedziniec.

W wejściu witają nas dziwnie zakomponowane freski, a między nimi patron Krzysztofa:

Już sobie wyobrażam formujące się tam wojska. Oczywiście pomieszczenia administracyjne też były niezbędne, można je zwiedzić i zobaczyć część zachowanych zdobień (jak np. fragmenty fresków Ghirlandaio czy mechanizm zegara wieżowego autorstwa Bruneleschiego) oraz wyposażenie, niestety „tylko” z XVIII wieku.

Wiele pomieszczeń przeznaczono na stałą wystawę poświęconą głównie nożom.

Skąd taka tematyka? Otóż Scarperia słynie z produkcji noży. Zewsząd przywołują wystawy z wszelkiego rodzaju niebezpiecznym sprzętem.

Oszałamiające jest bogactwo wzorów często wykonywanych z najszlachetniejszej stali, chociażby damasceńskiej. Choć prawdopodobnie to tylko chwyt reklamowy bo nie zachowała się oryginalna receptura wytworu tego stopu (tzw. zbliżony do naturalnego).

Mały uroczy plac przed zamkiem naprzeciw zamyka mało ciekawy kościół Św. Jakuba i Filipa (ależ się rozbestwiłam - mało ciekawy!).

Wewnątrz spodobało mi się jedynie płaskorzeźbione tondo w bogatej ramie oraz marmurowe tabernakulum.

 

Uśmiech za to wywołały trzy taboreciki, „każdy z innej parafii”.

Zaraz obok usytuowała się dużo ciekawsza plebania z przestronnym zalanym słońcem dziedzińcem okolonym krużgankami.

Dużo ciekawsze jest Oratorium nazwane „Madonny z Placu” umiejscowione w prostopadłej do kościoła pierzei. Wewnątrz wciśnięto późnogotyckie cyborium, będące oprawą dla Madonny Jacopo del Casentino, którą, według legendy, znaleziono w studni na placu.

Na suficie piękne freski, niestety tak mocno zniszczone, że ich urody raczej się domyślałam niż ją zobaczyłam.

Pogoda i czas zachęcał do kontynuowania wycieczki. Gdzieś po drodze malarski widok na wzgórza.

A potem Borgo San Lorenzo z jednym, ale za to niezwykle ujmującym zabytkiem – romańskim Kościołem Św. Wawrzyńca. Ech, skłamałabym co do ilości zabytków, po prostu pojechaliśmy tak sobie, bez przygotowania i moją uwagę przykuł jedynie ten kościół oraz sympatyczne stare miasto.

Wróćmy jednak do Pieve San Lorenzo:

Zastanowiły mnie kamienne współczesne konfesjonały. Ciekawe, czy używane?

Potem wydawało się nic prostszego, tylko wrócić na autostradę i pojechać do domu. Razem miało to nam zabrać około 50 minut. Ale trzeba wiedzieć, że oznaczenia drogowe w Italii zmuszają do myślenia i dogłębnego przewidywania trasy. Czego oczywiście nie uczyniliśmy. Otóż przy wyjeździe z Borgo San Lorenzo postawiono dwa drogowskazy, z trasą na Rzym, a drugą na Bolonię. Wydawać by się mogło, że na południe nam jechać należy. Uff! Miałam jakąś szczątkową mapę i intuicyjnie zaniepokojona spojrzałam po przejechaniu niezbyt odległej (na szczęście) jeszcze od Borgo San Lorenzo miejscowości. Okazało się, że drogowcy uznali za korzystniejszą drogę na Rzym z ominięciem Florencji, ale... ze wschodniej strony. Mimo, że wjazd na autostradę był dużo bliżej jadąc na zachód, w Barberino di Mugello. Spokojnie już w zapadającym zmroku dojechaliśmy do bramek.

Tuż przy wjeździe rozłożyło się olbrzymie centrum handlowe zwane outletem i mieszczące ponad 90 sklepów sprzedających produkty najbardziej znanych marek w świecie mody. Powaliła mnie ilość samochodów, jaką tam zobaczyłam. Nie wyobrażam sobie spędzić tak niedzieli, tfuj! Na szczęście świat nie do końca zwariował i nie my jedni byliśmy fanami niedzielnych wypraw. Chociażby w Scarperii na popołudniowe otwarcie zamku czekała wraz z nami spora grupka ludzi nierobiących zakupów.

No! Zapisałam, obiad mam z wczoraj, mogę więc dalej zabrać się za świeczki. Słońce znowu miło świeci, po obiedzie (naszym, nie psów) smoki w końcu doczekają się spaceru. A potem pewnie znowu pracownia. To lubię!

1 komentarz:

  1. Jak milo popatrzeć na te słoneczne zdjęcia. Tym razem pozdrowienia z przemoczonych dziś Mazur. Prognoza na jutro - śnieg.
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń