poniedziałek, 3 listopada 2008

ZADUSZNIE

Jestem w domu?! Tak, ciągle z radością po każdej podróży odkrywam, że „wracam tutaj” a nie „opuszczam Polskę”. Może kogoś to obruszyć, ale tu jest moje miejsce na Ziemi. Od razu na powitanie po wyjściu z samolotu napadło na mnie ciepłe powietrze, jakże inne od zziębniętego polskiego. A ja tu w kozaczkach! Udało mi się wrócić punktualnie, dzięki czemu spokojnie zdążyłam na Mszę na naszym cmentarzu. Fakt, że niewiele do mnie docierało, poza zmęczeniem. Tak to jest jak się ma klasyczny reisefieber i nie śpi się za dużo już dwie noce przed podróżą. Wieczór zapowiadał się z bólem głowy. Wróciliśmy jednak jeszcze na cmentarz, gdzie w przeciwieństwie do Polski „żywego ducha” (no! To brzmi!).
Chcieliśmy ofiarować jakiejś duszy czyśćcowej odpust. No i po Mszy obiecałam znajomej, że usztywnię róże na grobie jej syna.
W niedzielę zaczęliśmy tworzyć tradycję 2 listopada – kierunek: cmentarz we Florencji. Tym razem wybrałam starą część Cmentarza Misericordii. Właściwie to trudno używać określenia „stara część”, bo jest to tzw. nowy cmentarz Arcybractwa Misericordii. Kamień węgielny położono 31 maja 1896 roku, ale inauguracja oficjalna nastąpiła dwa lata później 5 czerwca. Cmentarz jest czynny do dziś. Kierowano się dużą odległością od zabudowań miejskich. No cóż! Teraz to florencka dzielnica Scandicci. Zaparkowaliśmy na Via Coppo di Marcovaldo i spacerkiem, naprowadzeni przez dwie żwawe staruszki, wyruszyliśmy w kierunku cmentarza. Na sam początek przeżyłam szok. Ujrzałam zabudowania w niczym nie kojarzące się nam Polakom z cmentarzem, gdybym nie znała celu swojej wędrówki, nie spostrzegłabym, że widoczne za ogrodzeniem betonowe galerie nie prowadzą do mieszkań, tylko do mogił.
A przecież widziałam już Campo Verano w Rzymie z piętrowymi budowlami windami wiozącymi żywych do grobów swoich bliskich.
Wrażenie oszołomienia tym bardziej pogłębiało się przez kontrast z drugą stroną ulicy, która stanowiła granicę dla sielskich wzgórz z willami.
Jeśli cmentarz może przynosić ulgę, to tak podziałała na mnie jego najstarsza część.
Cała przestrzeń otoczona jest neogotyckimi murami z arkadami, loggiami, kaplicami rodowymi, czy galeriami z pochówkiem ściennym.

Plac pośrodku zapełmniają pochówki ziemne lub wolnostojące grobowce.
Zaskoczyły mnie kaplice należące do konkretnej rodziny. Każda miała mały ołtarz i wszystkie niezbędne do odprawienia Mszy utensylia. Zdarzały się tam wystawione certyfikaty pozwalające na sprawowanie Mszy w danym miejscu. Rzecz dotyczy liturgii trydenckiej.
Czasami wzruszyła mnie firanka w takiej kaplicy grobowej, a czasami całkowite rodzinne opuszczenie i zapomnienie o czym świadczą chociażby karteczki wolontariatu zajmującego się takimi grobami.
Te najważniejsze i najznamienitsze rody mają kaplice nie w ciągu murów zewnętrznych, lecz osobno pośrodku placu
.
Wypatrzyłam na nich znane nazwiska rodów takich jak Antinori (słynni winiarze) czy Capponi (można skojarzyć z Tessą Capponi-Borawską).
Czy to były kaplice akurat tych rodów, czy też mniej znaczących gałęzi? Nie wiem, na pewno forma grobowca oraz położenie wskazywały na familie wyróżniające się spośród innych, których zmarłych pochowano na tym cmentarzu.
Nie sposób przejść obojętnie koło grobów dziecięcych, oprócz aniołków a to sypiących kwiatkami, a to modlących się lub nakazujących palcem na ustach ciszę, spotkaliśmy rzeźby w artystyczny sposób odnoszące się do zmarłego maleństwa.
Na jednym z grobów dojmujące popiersie chłopczyka oplecionego przez węża. Napis na tablicy głosi silną truciznę, jako przyczynę śmierci.
Gdzie indziej wolą rodziców było zapamiętać dziecko żywym, stąd fotografie, a nawet rzeźby, jak chociażby ta wzruszająca postać dziewczynki z kokardą czy czepcem na głowie.
Także dorosłych upamiętniono zdjęciami, a rzeźby postawiono pewnie co znakomitszym.
Mnie zadziwił pomnik notariusza, co się rozsiadł jak panisko i ciągle ma coś do powiedzenia na tym świecie.
Sumiasty wąs przypomniał mi mojego nieżyjącego dziadka Edmunda.
Mogłabym jeszcze pisać i pisać, jednak ręka odzwyczajona burzy się przeciw takiemu wysiłkowi. Zakończę więc modlitwą.
Nie tylko my wspomogliśmy dusze czyśćcowe. Co chwilę napotykaliśmy ludzi w habitach odmawiających pomiędzy mogiłami Różaniec.
Wieczny odpoczynek racz im dać Panie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz