poniedziałek, 10 listopada 2008

NIEDZIELNE WĘDRÓWKI

Piękne słońce niedzielne kusiło i zachęcało do kultywowania wycieczkowych nawyków. Postanowiliśmy wybrać się do miejscowości, której już nie mieliśmy sił odwiedzić przy okazji wyprawy do Massa e Cozzile. No i nie trafiliśmy! Łatwo się pogubić wśród tych gór, wjedzie się nie w ten zjazd z głównej drogi i jest się po drugiej stronie zbocza. Wylądowaliśmy w Uzzano Castello .

Jest to siedziba malutkiej gminy położonej tuż przed Pescią. Pora była zabójcza, bo tuż po obiedzie, więc paese przywitało nas wszechobecną ciszą.
Leniwie przespacerowaliśmy się niezwykle stromymi uliczkami.
Zaparkowaliśmy nieopodal budynku zwanego Palazzo Del Capitanato, pochodzącego z XIII wieku.
Obecnie jest to siedziba archiwum historycznego. Potem naszym oczom ukazała się imponująca willa z bogatym gzymsem, gdy ją okrążaliśmy dorodność przerodziła się w skromność.
Strome zbocze pozwoliło na wybudowanie tylko bardzo wąskiego budynku, mniej więcej na szerokość pokoju. Przez uchylone okna zobaczyliśmy strojnie wymalowane sufity. Ciekawe, kto tam mieszka?
Na samym szczycie wzgórza usadowił się śliczny romański kościół. Niestety zamknięty wewnątrz a z zewnątrz w remoncie, więc niewiele mogliśmy zobaczyć. Obejrzeliśmy więc tylko to co dostępne oczom:
Trzeba będzie tu wrócić, bo w opisie na stronie internetowej wypatrzyłam parę ciekawych obiektów wyposażenia kościoła. Jeszcze zaszliśmy do XVI wiecznego kościoła Madonna del Canale.
Zajrzeliśmy przez gęsto zakratowane okienka, obiektywu już nie dało się wcisnąć. A szkoda! Małe, zadbane wnętrze z ciekawymi malunkami.
Rzut oka na jak zwykle ciekawe detale.

Rzut oka na nas:
Tak sobie leniwie zbieraliśmy wspomagane żółcią cytryn promienie słońca i myśleliśmy, co by tu zrobić z tak pięknie rozpoczętym popołudniem.
Ludzie wyszli z domów z psami na spacer. No i wymyśliliśmy, wróciliśmy do domu, zabraliśmy nasze czworonogi i pojechaliśmy … nad morze. A właściwie to niedokładnie nad morze. Wysiedliśmy trochę wcześniej niż było mi znane, z wyjazdu z siostrzeńcami, wejście na plażę w Marina di Vecchiano. Szliśmy więc wzdłuż rzeki Serchio, aż do jej ujścia w morze. Przedziwne miejsce. Nabrzeżem ciągnęły się jakieś budy i pomosty wędkarskie. Po prawej smutne bezliściaste drzewa, chyba topole, znawcą botanicznym nie jestem.
Potem już pojawiła się plaża, ale jeszcze nie nadmorska, brudna niesamowicie. Wszystko tworzyło niezachęcający klimat. Ot, kawałek brzydkiej Toskanii. Psy tylko radośnie korzystały z dostępu do słodkiej wody. Bojangles ochoczo rozwijał duże prędkości, a Druso myszkował w szuwarach.
Myśmy znaleźli ukojenie jedynie w chlupocie wody i zachodzie słońca. Trudno się nie zachwycać najbardziej oklepanym motywem nadmorskim a tu też i nadrzecznym.
Trochę bardziej niecodzienne były wysokie Alpy Apuańskie widoczne na horyzoncie, które przez chwilę przyjęły niezwykłe fioletowo-różowe barwy.
Mrok zaczął szybko gęstnieć, więc wróciliśmy na parking. Psy czuły się dość nieswojo w tak słabych warunkach oświetleniowych. Widać tylko wędkarzowi to nie przeszkadzało.

I jeszcze odpowiedź na komentarz Pani Eli. Dziękuję, ale ta pracowitość to pozory. No, może co do bloga to się zgodzę, sama się sobie dziwię, że mu tyle czasu poświęcam. Ale każdy nowy czytelnik bardzo mnie motywuje, co i Pani się udało. Za to proszę mi wierzyć, nie robiłabym świec, gdyby nie czysta przyjemność temu towarzysząca. Okrągłe mozaikowe też można robić, choć sprawiają więcej kłopotu, nie wiem, czy wkleiłam kiedyś zdjęcie takiej. Ale na pewno jest w tym albumie . Pozdrawiam serdecznie.
Ach! Zapomniałabym. Ostatnio wspominałam o "domowych" sposobach zbierania oliwek. Teraz ta najabrdziej rozpowszechniona tutaj metoda. Siatki. Większość już rociągnięta.
Nie mam pojęcia, jak się strząsa owoce do tak rozłożonych siatek. Czytałam o specjalnych maszynach, ale gdzie tu je wcisnąć?
System ten wygląda tak niezywkle abstrakcyjnie, że znowu przypomniał mi się Christo, zrodziło się więc pytanie, czy to aby przypadkiem rolnicy nie byli inspiracją dla artysty?
Gra kolorów, siatki pomarańczowe, zielone, białe, kremowe plus rozczulające klamerki o ostrych barwach - wprowadzają nas do olbrzymiej galerii, a nie gajów oliwnych.
Ostatnie parę dni było słonecznych więc oliwki na tyle obeschły, że można je już zbierać, bez względu na dzień tygodnia. Pozdrowiliśmy więc zbieraczy życząc im dobrej pracy.

1 komentarz:

  1. Dziękuję Pani Małgosiu za fotki "okrągłych"świec, i przepraszam za moje gapiostwo.Proszę mi wierzyć,że dzień zaczynam od czytań przeznaczonych na dany dzień (z portalu św.Mateusza),a potem od Pani bloga.To taki dobry początek dnia.Kłaniam się nisko i zdania nie zmieniam (co do pracowitości).Pozdrawiam Panią serdecznie jak i ks.Krzysztofa.-Ela.

    OdpowiedzUsuń