Krzysztof pyta o właściciela a tu staje przed nim malutki pan, w ocieplanej kurtce i kapelusiku na głowie, wyglądający na eleganta raczej spod budki z piwem, niż właściciela hurtowni. Pan okazał się bardzo uprzejmym i wbrew pozorom po telefonicznej rozmowie, bardzo kontaktowy. Sam nas obsłużył, przy okazji opowiadając do jakich filmów kupowano u niego tkaniny. Z tych bardziej znanych wymienię „Pasję”, „Gladiatora” oraz „Pinokia”. Stąd powiązania z muzą, tą dziesiątą.
Po drodze jeszcze szybkie zakupy, potem obiad, po obiedzie chwila nie wiem na czym spędzona i wybraliśmy się do Muzeum Diecezjalnego.
Wstyd się przyznać, że to pierwsza wizyta. We Florencji więcej już zwiedziłam, niż tu na miejscu. Muzeum mieści się w XVI wiecznym pałacu należącym kiedyś do rodu Rospigliosi. Najsłynniejszym mieszkańcem tego budynku był papież Klemens IX, będący wcześniej pistojskim biskupem. Sale muzealne można podzielić na dwie grupy, jedna prezentująca apartamenty mieszkalne, druga – eksponaty, głównie z kościołów diecezji Pistoia. W pierwszej części stanęłam osłupiała zobaczywszy łoże z baldachimem. Było mniej więcej wielkości małego lotniskowca. Chyba miałabym trudności z odnalezieniem samej siebie. Obrazy na ścianach niezbyt mnie zachwyciły, nie jestem wielką miłośniczką malarstwa barokowego. Za to piękne sufity, ściany wyłożone właśnie tessuto damascato oraz meble jak najbardziej przyciągały wzrok.
A i tak dłużej siedzieliśmy w części diecezjalnej z zafascynowaniem oglądając gotyckie sprzęty i naczynia liturgiczne, cudne tkaniny w ornatach i malarstwo nie przekraczające wieku XVI. Byliśmy jedynymi zwiedzającymi. Mimo, że „ataczek” zimy się skończył, pogoda dnia powszedniego (9 stopni około17.00) nie zachęcała nikogo z miejscowych, ani tym bardziej turystów, do wizyty w tym skromnym muzeum. Sami po wędrówce zimnymi salami wyszliśmy mocno „zgęziali” i dobiliśmy się jeszcze połażeniem po mieście, a raczej po sklepach. A tak czasami dobrze jest zobaczyć, co za ladą piszczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz