poniedziałek, 4 maja 2009

PSY I KLASYKA

Zamarzyły mi się toskańskie maki. Całe pola maków. A gdzie najlepiej spotkać tłumy tych kwiatów? Ponoć Val d’Orcia w nie obfituje. No to kierunek wytyczony. Pogoda sprzyjająca, okolice „dość” przestronne, więc psy się też zmieszczą. Po drodze zatrzymaliśmy się na jednym z parkingów przy autostradzie, bo głód upominał się o swoje. Tym razem nie wyszynk dla podróżujących jeno własnym sumptem usmażone kawałki kurczaka oraz groszek zielony z boczkiem, chleb i do tego wino, nieodmiennie.

Deser zostawiliśmy na później.

Do Val d'Orci jedzie się przez Pienzę. Plac przed Duomo był nie do poznania, sceneria z poprzedniego pobytu (plac do toczenia serem) zamieniła się ogród. Usiadłam z psami i zażywałam słonecznej kąpieli.

W cieniu już nie było tak przyjemnie. Potem jeszcze połaziliśmy po miasteczku rozglądając się po przygotowanych prezentacjach kwiatowych,

oraz po rzekłabym prezentacjach polnych. Te drugie to stały element panoramy wokół Pienzy, zmienia się tylko kolorystyka. Nic, tylko oddychać!

Właściwie to Pienza mogłaby wystarczyć za wspomniany wcześniej deser. Malutka, ale przemiła mieścina. Koniecznie polecam zaglądać w zakamarki, na wewnętrzne podwórka, do zaułków, przyglądanie się detalom.

Przesympatyczne prezentowały się stare uchwyty do wiązania koni. Istna galeria!

Na jednym z dziedzińców usłyszałam nagle po polsku czyjąś chęć zakupienia psiaków, odwróciłam się powoli i powiedziałam „nie sprzedam”. Najpierw była konsternacja a potem dużo śmiechu.

Druso spotkał kuzyna. W końcu mógł się wyleczyć z kompleksów tłuściocha, jego rówieśnik to dopiero kulka, o wiele bardziej pomarszczona.

Z jakim suwenirem najlepiej wyjechać z Pienzy? Oczywiście z serami owczymi, jednym świeżym, drugim sezonowanym. Pyszne!

Czas na deser! Druso z zaciekawieniem wyglądał przez okno auta.

Nieważna colomba (typowo wielkanocny wypiek), ważne otoczenie w jakim zasiedliśmy.

Cappella di Vitaleta. To właśnie jest deser. Klasyka i stereotyp Toskanii, ale jakże piękny!

Starałam się choć trochę z tego przenieść na papier.

Zadziwiające jest to, że tak znana z widokówek budowla ofiarowuje spokój, niczym niezmącony.

Gdy byliśmy tam we wrześniu z Marianką, żywej duszy nie spotkaliśmy. Tym razem na chwilę podeszła jedna para, a gdy wracaliśmy spotkaliśmy następną dwójkę. Tylko tyle. Podejrzewam, że trudno doń trafić. Drogowskazy prowadzące do Kaplicy znajdują się dużo dalej, aż za San Qurico. Gdyby znowu nie moja ciekawskość nie odkrylibyśmy krótszej trasy. Udało nam się ją znaleźć dzięki temu, że nie wróciliśmy, tylko pojechaliśmy dalej i o dziwo wyjechaliśmy na znaną nam drogę, ale jakże bliżej, tylko 3,5 km od Pienzy.

Czasami słowa komentarzy gdzieś mi się przypominają w ciągu dnia i robię coś z myślą o Was, Drodzy Czytelnicy. I tak ostatnio zjadłam pół kromki chleba toskańskiego (nie lubi ę niesolonego), z myślą o Majanie, a zdjęcia psów z wczorajszej wycieczki zainspirowała Pani Kinga z Krakowa.

A maki? No cóż, jak na lekarstwo!

Chyba jeszcze nie czas na nie, mimo, że w pobliżu domu pysznie się czerwienią.


10 komentarzy:

  1. Patrząc na Twoje psiaki aż by się chciało zmodyfikować dawną funkcję ślicznych uchwytów dla koni. Wystarczy nieco dłuższa smycz i piesek zastąpi konia.
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  2. czasem myślę że nie potrzebnie się tak trudzę i kulam te 2 tys km , przecież znam te miejsca z autopsji a wydaje mi się że tak pięknych jak Ty je przedstawiasz nigdy ich nie widziałem
    buuuuu
    może pora zmienić jesień na wiosnę

    OdpowiedzUsuń
  3. A TY coraz piękniejsza :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z przedmówczynią! Kwitnie Pani pośród tych pięknych widoków.
    No i dzięki za psiska! One zawsze bardzo malowniczo wpasowują się w krajobraz.
    Uwielbiam Pani zdjęcia, już sama nie potrafię powiedzieć, czy bardziej lubię zdjęcia detali (ach, te uchwyty dla koni! - a wcześniej zachwyciły mnie sieneńskie chiocciole, choć sama jestem fanką gęsi), czy też krajobrazy, zwłaszcza te z najbardziej toskańskiej Val d'Orcia. Wszystkie są po prostu cudne.
    Kinga z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za tę wycieczkę, za piękne zdjęcia (te detale!), za opis i rysunki!
    Pozdrawiam serecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Boższsz,

    Jakież to bajecznie pięknie ...

    OdpowiedzUsuń
  7. Małgosiu jesteś niesamowita wiesz! Przedstawiasz te wszysktie miejsca, cudowne piękne, a mnie się łza kręci w oku, bo chce tam być, oj bardzo.
    Piękne są te uchwyty do koni, super! Nie widziałam jeszcze czegoś takiego.
    Wspaniałe widoki! Ach.. popatrzę jeszcze i jeszcze .

    I dziękuję za chlebek toskański zjedzony specjalnie dla mnie :) BUźka :***

    OdpowiedzUsuń
  8. W Bazylikacie juz kwitna.
    Zdjecia jak zwykle piekne.
    Linn

    OdpowiedzUsuń
  9. Pienza! Pienza! Niech zyje Pienza!Pieję, żeby nie powiedzieć pienzę z zachwytu jak widzę to,co widzę!Nawet psy i konie mają lepiej w Toskanii hihi.Nie było tam jakiś uchwytów dla Marianek żeby mogły się tam jakś przykuć i zostać na dłużej?Niesamowite to miasteczko i te okolice. Kwicymy z radosci, zachwytu i tęsknoty. Nie mogę wprost uwierzyć, że dotyałam i tych murów i tych muraw!

    OdpowiedzUsuń
  10. Małgosiu! Jak jak do nas do Umbrii przyjedziesz, to ja Ci pokaże całe dywany maków!Buźka!

    OdpowiedzUsuń