czwartek, 24 lipca 2008

~ TERAZ TYLKO BRAKUJE MI SAMOLOTU

Wczoraj zostałam pilotką, więc pojazd ze skrzydłami wydaje się niezbędny. Pilotowałam coś bardzo dużego składającego sie z ponad 40 osób i będącego grupą księdza Tomka z Warszawy. Na co ja się odważyłam? Żadna ze mnie historyk sztuki, żaden pilot, za to na pewno gaduła. Może więc to ostatnie mnie ratowało i jakoś zagadałam swoje braki. To doświadczenie dało mi dużo do myślenia nad tym, jak trudnym jest zawód pilota wycieczek, jeśli chce się do profesji podejść rzetelnie. Przecież grupy stanowią najczęściej różny przekrój wiekowy, wiedzowy, charakterologiczny, społeczny.  Nie każdego interesować musi historia sztuki.  Nie wszyscy mają tę samą odporność na warunki pogodowe, na zmęczenie. Jedni mają ochotę pójść do toalety, inni napić się pysznej kawy a inni tylko usiąść i nic nie robić. Dla jednych rzeczy, które mówi pilot będą tak oczywiste, że aż nudne i trywialne a inni nie będą mieli nawet absolutnych podstaw, by zrozumieć o czym mowa. Trudność dla mnie tym większa, że sama nie preferuję takiej turystyki. Wolę sama sobie przygotować bazę. Z takimi, i wieloma innymi obawami, stanęłam przed grupą, która okazała się bardzo sympatyczna, dobrze zorganizowana i chyba dość przyzwyczajona do tej formy poznawczej jaką jest wspólne zwiedzanie. 

No i nie tylko na zwiedzaniu skończyło się to niezwykłe spotkanie. Wymyśliłam, żeby Krzysztof poprosił w ktedrze o możliwość odprawienia tam mszy. Wcześniej planowaliśmy z księdzem Tomkiem nasz parafialny kościółek. Zrobiło się więc pięknie i bardzo wzruszająco, gdy w szacownych murach świątyni pistojskiej rozległy się polskie pieśni. 

A potem udało się przekonać kierowcę ich autokaru, by podwiózł grupę aż pod sam klasztor Giaccherino, w którego parku Ksiądz Tomek, przy naszej skromnej pomocy, przygotował pikinik z samymi włoskimi potrawami.  Przekonanie kierowcy stanowiło, samo w sobie, wyczyn, bo w trakcie pobytu zmieniono grupie kierowcę na, niestety, bardziej marudnego. A droga na wzgórze faktycznie do łatwych i szerokich nie należała. Dłuższy odpoczynek w parku pozwolił na bardziej prywatne rozmowy z uczestnikami wycieczki, co jak zawsze, jest bardzo interesujące. Pojawiły się konkretne twarze a nie jednolita grupa.  Na chwilę zajrzeliśmy do samych budynków poklasztornych i pożegnaliśmy się. Ciekawe kogo z nich i kiedy spotkam jeszcze w przyszłości? Tomku liczę na Ciebie! I jeszcze raz wszystkim chciałam podziękować za to, że okazaliście się takimi normalnymi Warszawiakami, łamiąc mi stereotypy.

Odetchnęłam z ulgą, że  wkońcu nadrobiłam opisanie paru dni, a tu... muszę się przyznać, że ciągle mam zaległości. Tydzień wcześniej zrobiłam sobie indywidualną wycieczkę po Pistoi, celem przypomnienia i pogłębienia wiedzy o miejscach do zwiedzenia. Gdzie się dało dość szczegółowo obfotografowałam miejsca. Ale chyba już dziś jej nie opiszę. Może jutro? Teraz dni dość spokojne. Dzisiaj tylko zakupy, a tak to dom, pranie, prasowanie, gotowanie itd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz